Nie licząc Jacka. Ale to nie było nic wielkiego, nawet małego...Takie tam...Miała 18 lat i to był jej pierwszy chłopak. Z którym się całowała.
W zasadzie to on ją pocałował z zakoczenia. Na schodach.Poczuła nagle coś w buzi co przypominało obślizgłego ślimaka.
Uciekła w popłochu. Potem było jej nawet wstyd, przecież to właśnie tak ma wyglądać, to jest to wspaniałe, podniecające i super (jak mówiły koleżanki), właśnie ten ślimak!
Więc ona też przy Jolce i Elce udawała , że było ach i och, a w duchu to..ślimak i już! Nic przyjemnego, raczej oblechowate!
Potem był Kazek. Tu już poważniej było. Aż wstyd. Podobał jej się. Miło łaskotał wąsikami. Ale szybko jej się znudził. Nie miał jednego zęba i pachniał wodą toaletową Wars.
To wszystko miało miejsce pod koniec technikum.Potem podjęła pracę w sporym zakładzie. Tam poznała Jacka.
Jacek był od niej sporo starszy i rozwiedziony.
Łaził za nią krok w krok. Wodził wzrokiem, był natrętny w swych awansach.
Nawet go lubiła. Był pocieszny, miał duże poczucie humoru, choć z wyglądu jej się nie podobał. Taki tam wsiowy obertelek. Zawsze rano wyciągał z teczki olbrzymi grzebień i zaczesywał do tyłu swoje włosy koloru spłowiałego kasztana zmieszanego z korą dębową. Tak, taki był kolor jego włosów. A oczy okrągłe jak dwa guziki, niebieskie i wiecznie zdziwione.
- Niutka, idziemy na śniadanie, chodź!I szła. Dla towarzystwa.
Raz pocałował ją gdzieś w kącie korytarza. Niespodziewanie. Nawet nie zdążyła zaprotestować...
Udawała, że nic się nie stało. Wcale jej nie pociągał.Chyba to był jej błąd, że nie zrobiła awantury albo i nie strzeliła w pysk.
Jacek poczuł się śmielej, skoro nie zareagowała zdecydowanie, znaczy akceptacja - tak myślał.
I poczynał sobie coraz bardziej bezczelnie i coraz częściej, a ona była za słaba by protestować.
Owszem, próbowała, ale...On jakoś obracał to w żart.- Niutek, Niutek, kochanie moje, wyskoczymy gdzieś po pracy do kawiarenki?
- Nie mam czasu, daj mi spokój! - odpowiadała bez przekonania.
Dawał za wygraną, ale tylko na chwilę.
Następnego dnia znów niby przypadkiem ocierał się o nią albo całował mimochodem jej włosy nachylając się nad nią niby coś uzgodnić...
- Uspokój się! - była wściekła. Na niego, że taki bezczelny i na siebie, że nie potrafi zdecydowanie powiedzieć "nie".
- Przecież ja nic...Chcesz zaśpiewam ci piosenkę. I nie czekając na jej zgodę śpiewał zaciągając:Poszła Dunia w pomidory
a za Dunią trzy majory
ajaj Dunia maaaaa
Dunia dziewoczka majaaaa
Nie potrafiła opanować śmiechu. Cały Jacuś!
- Widziałaś wczoraj na stołówce jak "Pingwin" usiadł w zupę? - zagaił.
- No co ty?
- Serio! Postawił sobie michę na krześle, bo miał ze sobą jakieś papierzyska i teczki, których nie zaniósł do pracowni. Ogarnął je na parapet przy stoliku. Potem, lebiega, poszedł po sztućce i jak się nie rozsiądzie w tej zupie hahahahahahahahahahaha!
Śmiali się oboje. Choć w sumie to szkoda było jej tego "Pingwina"...Starszy człowiek i już mu się coś tam plątało "pod kapeluszem".
Fajnie spędzała czas z Jackiem, lubiła go jako kolegę...Było z nim wesoło!
Raz zaczaił się na nią pod domem, gdzie Danka mieszkała z rodzicami. Nie wiedziała, skąd zdobył jej adres, może jakoś z rozmowy wyszło...
Gdy rano wychodziła do pracy, po prostu na nią "napadł". Zaczął ją całować, a ona nie potrafiła mu się oprzeć. Potem razem pojechali do pracy jakby nigdy nic, choć trochę się spóźnili i wszyscy patrzyli na nich podejrzliwie...
- Nigdy więcej, rozumiesz, nigdy więcej! - wysyczała do niego gdzieś na boku zła jak osa.- No dobrze, dobrze...Jasne, skoro nie chcesz...
Oczywiście za dwa dni znów był pod jej domem i sytuacja się powtórzyła. A potem znów to samo....
Raz udało jej się go zmylić, wyszła drugim wyjściem. Była z siebie dumna.
Od razu pojechała do pracy. On dotarł po pół godziny, zwalił wszystko na korki i patrzył na nią z wyrzutem, a ona odwracała wzrok...
Potem tydzień spokoju...A potem...
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz