Z babcią łączyło mnie coś...wyjątkowego. Niby szorstka, chłodna pozornie. Nie znosiła okazywania wzruszenia. Gdy całowałam jej spracowane dłonie, z jakąś pasją mi je wyrywała, zanosząc się śmiechem, by pokryć wzruszenie...W dzieciństwie, gdy mama poszła do pracy, razem z prababcią zajmowała się wychowywaniem mnie i mojego brata. Podgrzewała nocniczki, by dziecku pupka nie zmarzła. Tarła marchewkę na soczki. Robiła domowy makaronik i pierożki. Śpiewała dzieciom pieśni, na ogół smutne, o źle się kończącej miłości. W pieśniach tych na ogół ON szedł na wojnę, ONA zaś umierała na suchoty, po czym ON na wieść o śmierci ukochanej, również umierał. Babcia też opowiadała mi różne historie..O wojnie, z życia, pierwszy raz usłyszałam też od niej o Katyniu. Znałam też treść libretta wielu oper..Od babci:)
Odprowadzała mnie do szkoły i na religię. Znała moje koleżanki, potem..chłopaków. Niektórych..ostro krytykowała i miała rację:) Mojego męża pokochała od "pierwszego wejrzenia". Był niechudy. Babcia gustowała w takich niechudych. Jej ideałem był Presley. I Tomasz Lis:)
Moja babunia nie znosiła telewizji, uważała , że jest głupia. Niektóre programy jednak oglądała... Za to pasjami słuchała radia, głównie Wolnej Europy...Kochała swój Kraj, a mi wpoiła miłość do Ojczyzny i patriotyzm - tak obecnie niemodne słowo...
Gdy płakała, a płakała często ze wzruszenia, albo nad losem biednych ludzi, to był to odruch serca. Z płaczu często przechodziła w śmiech...Bo nastroje miała zmienne. Mówiła dużo, szybko, bez przerwy, "połykając" czasem końcówki wyrazów :) Miała coś do powiedzenia cały czas. Pisała pięknym kaligraficznym pismem, ale nie kończyła zdań:) Nie starczało jej cierpliwości...Mojego męża kochała bezkrytycznie..Nie dała na niego nic powiedzieć. On ją też..Do dziś ją wspomina. Była także dla niego kimś ważnym i wyjątkowym...
Była tak uroczo złośliwa:)))Miała kapitalne poczucie humoru..Gdy się śmiała, łzy płynęły jej po policzkach. Dyrygowała wszystkimi: mężem, córką, robotnikami (nazywali ją szefową), proboszczem parafii Kamionek, sąsiadami...Była apodyktyczna i nie znosiła sprzeciwu. Podobno z wiekiem jestem coraz bardziej do niej podobna, taka Olera hihi Nie rozumiem tylko jednego. Skąd ten śmiech mojej kochanej, najukochańszej babuni, gdy oznajmiłam, że nawtykam sobie MIRTU w ślubny welon!!!!))))))
3 komentarze:
Kochane,te BABCIE :)))
Tak sobie poczytalam ze....wzruszylam sie i wspomnienia mnie ogarnely o mojej babci....moja nie zyje juz 14 lat....
Jakos pisac nie moge bo lzy mi do oczu naplywaja
MaRcinkO
MaRcinO ja też się wzruszyłam, jak czytała wspomnienie Gruśki...
Grusia czytałam wspomnienia o Twej Babci, jakbym czytała o Tobie....;))
(Q)(Q)
Prześlij komentarz