niedziela, 15 marca 2015

Pokorne ciele

       Grażyna miała 25 lat i była całkiem niebrzydką kobietą.
Pracowała od pięciu lat w biurze na Jasnej i właśnie zmieniła dział.
      Dostała propozycję pracy w innej komórce i zdecydowała się na zmianę swojej ścieżki "kariery zawodowej.
Zresztą...nowa pracownia dawała jej lepsze perspektywy rozwoju. Więc....szybko podjęła decyzję.
- Pani Grażynko, będzie nam pani brak, ale rozumiemy, że tak będzie lepiej dla pani - wyrozumiały szef - Leszek Krupski, patrzył na nią z sympatią, gdy wszyscy obecni współpracownicy ją żegnali.
Co prawda nie odchodziła daleko, wszystko odbywało się w obrębie jednej instytucji, ale to już nie było to samo...
      Tu, zdążyła przyzwyczaić się do ludzi, poznać ich, wymienić poglądy, wysłuchać opowieści o rodzinach, znajomych, smucić się razem z nimi gdy były ku temu powody oraz cieszyć sukcesami ich dzieci, żon czy mężów...Ot, życie...
      Teraz miała to wszystko zostawić i iść na nowe...Jak tam będzie? Tego nie wiedziała...
Nie lubiła zmian, była nieśmiała, troszeczkę zakompleksiona.
Nowych współpracowników znała jedynie z widzenia.
      Kierownik działu - pan Henryk Zatorski był starszym mężczyzną, pewnym siebie, zadbanym, pachnącym zawsze dobrą wodą kolońską, który to zapach wzbijał się na korytarzu jeszcze kilka minut po jego przejściu. Twarz zdobiły spore okulary, był postawny, mocno zbudowany i jak na swój wiek dość atrakcyjny. Miał też opinię niezłego fachowca.
W każdym razie dział premie miał przyzwoite, co dla Grażyny było sprawą niebagatelną ponieważ, jak każda młoda kobieta miała swoje potrzeby - kosmetyki, ubrania, rozrywki...
      W dziale pracował też Zbigniew - stary kawaler koło czterdziestki, Elka, Jadwiga i Ewa. 
Ewa była niską, przysadzistą babeczką przed czterdziestką. Z urody przeciętna. Mąż, dwóch synów. Standard. Z tym, że mąż już od pół roku "siedział" w Niemczech, zarabiał marki...Musiał. Żona miała wymagania.
      Ewa była głucha. Prawie całkowicie. Można było jednak z nią się porozumiewać ponieważ słowa czytała z ruchu warg osoby z którą rozmawiała.
Grażyna trafiła do pokoju  do Ewy. I do kierownika.
        Zatorski miał w biurze opinię lovelasa. Podobno posiadał ileś dzieci w świecie i obecnie czwartą żonę. Mówiono o nim, że kawał łajdusa i "lubi te rzeczy".
       Ale w końcu jakie to miało znaczenie? Każdy jest jakiś...
Nie moja sprawa - myślała Grażynka - zresztą...może to tylko plotki - sama się uspokajała.
        Kierownik "posadził" Grażynę koło siebie. Biurko w biurko.
Troszkę ją to krępowało, ale musiała to przyjąć bo jakie miała inne wyjście?
- Pani Grażyno, mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracować - powiedział szef na wstępie i mrugnął do niej wyblakłym okiem zza tych swoich wielkich okularów.
         Grażyna troszkę się speszyła. Nie należała do osób zbyt śmiałych i otwartych. Nie miała też takich bardzo istotnych cech jak pewność siebie i śmiałość. Jeśli ktoś zrobił jej przykrość lub wykorzystywał ją zawodowo, nie potrafiła zareagować. Zero asertywności.
        Od pierwszego dnia wykonywała swoją pracę pod badawczym wzrokiem kierownika.
Chyba nie zdecydowałaby się na przejście do tego działu, gdyby wiedziała, że tak będzie....
Teraz to nawet zaczynała żałować.
       Pan Henryk wyraźnie zaczynał ją adorować.
Bez przerwy ją zaczepiał. Coś od niej chciał, robił aluzje. Trącał niby niechcący albo obejmował. Tak po ojcowsku. Niby.
       Świadkiem tych sytuacji była głucha Ewa. Szef wyraźnie ją lubił i faworyzował, a jej osoba wcale niehamowała  go w umizgach.
- Pani Grażynko, my z Ewą się znamy, że hoho! Ewa, jak Zbyszek? - zwrócił się w kierunku podwładnej.
        Ewa sepleniła. Ale nie zbijało ją to z pantałyku, była wręcz nadmiernie gadatliwa. Zbyszek był od 15 lat jej mężem, a przy okazji kolegą Henryka.
- Zbysek dzwonił. Pewnie psyjedzie na swięta. Zadowooolony! - podsumowała przeciągle.
Szef spojrzał na nią z uznaniem.
- Pani Grażynko - zwrócił się do pracownicy tak, by Ewa nie "słyszała", zobaczy pani, jaka ta Ewa seksowna, jaki ma cyc! Zbyszek to chyba na te jej duże piersi poleciał! 
         Młoda kobieta stropiła się. Nie była przyzwyczajona do tak bezceremonialnej otwartości. Uśmiechnęła się blado patrząc krytycznie na Ewę. Trzeba przyznać, że zawsze była elegancka i zadbana. Wypielęgnowane dłonie o wylakierowanych paznokciach, modna fryzura, duże klipsy, zawsze staranny makijaż i obcasiki. Była niziutka i te obcasy dodawały jej i wzrostu i powabu.
        Tak mijały dnie. Grażyna dawała sobie radę w pracy, toteż szef załatwił jej dodatkową fuchę. Musiała zostawać po godzinach, ale bez zbytniego pośpiechu, termin wykonania był odległy...
        Pewnego dnia kobieta przeżyła szok.
Kierownik ni stąd ni zowąd podetknął jej pod nos "świerszczyk". Otworzył akurat na dość drastycznej stronie. 
- Pani popatrzy, te to potrafią! - stwierdził z uznaniem.
Grażyna spiekła raka. Krew uderzyła jej do głowy. Nie chciała patrzeć, a zmieszanie starała się pokryć bladym uśmiechem. Czuła, że Ewa obecna w pokoju badawczo ich obserwuje.
- Wie pani na co skarżą się prostytutki? - kontynuował temat wyraźnie zadowolony szef.
- ?????
- Że klienci przegryzają im brodawki! - wykrzyknął z tryumfem wykrzywiając się lubieżnie.
          Ewa wybuchła perlistym śmiechem i śmieli się teraz oboje.
Grażyna nie wiedziała jak się zachować i gdzie podziać oczy.
Kierownik patrzył na nią z dezaprobatą.
        A potem...Potem to już zaczęło się.
Czepiał się o wszystko. O zbyt wiele przedmiotów na biurku. Podobno bałagan. O zbyt powolną pracę. O zbyt długie wyjście do toalety...
- Co pani ma okres? - bombardował ją intymnymi pytaniami. Że niby tyle czasu spędziła w toalecie...
         Grażyna była bardzo zdenerwowana. Wiedziała, że coś jest na rzeczy.
Skończyła właśnie prace zlecone, za które przy premii miała dostać dodatkowe pieniądze. Całkiem niemałe.
         Przyszedł dzień wypłaty premii. Szef poinformował ile komu.
Okazało się, że dostała tyle samo co Ewa.
- Panie kierowniku - zaczepiła go na osobności - przepraszam, ale obiecał mi pan dodatkowe pieniądze za dodatkową pracę...Zostawałam po godzinach - upominała się nieśmiało
- Już pani otrzymała te pieniądze właśnie w ramach premii! -stwierdził kategorycznie i sucho.
- Ależ....ja dostałam tyle samo co pani Ewa...Ona nie wykonywała prac dodatkowych - wysiliła się na delikatny ton.
- A ile pani czasu tu pracuje? Co się pani porównuje? Ma pani dzieci, męża? Po co pani pieniądze? - ryczał już nie udając wcale ani życzliwego, ani pełnego do niej sympatii.
        Rozbolała ją głowa, w oczach stanęły jej łzy...Taka niesprawiedliwość! Takie upokorzenie!
Poszła do dyrektora.
        Dyrektor razem z panem Henrykiem byli członkami organizacji partyjnej w instytucji. Popierali się wzajemnie z jej ramienia. Chociażby.
      Gdy przedstawiła swoją sprawę - naiwnie licząc na sprawiedliwe potraktowanie - dyrektor natychmiast wezwał Zatorskiego.
Co było dalej, nietrudno się domyśleć...
      Obaj naskoczyli na Grażynę z argumentami typu: po co pani pieniądze, za krótko pani pracuje, nie ma pani męża ani dzieci...Na koniec nastąpiła konkluzja z ust jej szefa: pani Grażyno, niech pani zapamięta, pokorne ciele dwie matki ssie!
To ją całkiem upokorzyło....
Po dwóch miesiącach pracowała już w całkiem innej instytucji.....