sobota, 23 listopada 2013

Kłamstwo

Czy pisałam już o kłamstwie, bo nie pamiętam? No co, no co, mam swoje lata!
Tak? To napiszę jeszcze raz, bo to temat rzeka:)))

"Proszę pana, proszę pana,
Zaszła u nas wielka zmiana:
Moja starsza siostra Bronka
Zamieniła się w skowronka,
Siedzi cały dzień na buku
I powtarza: kuku, kuku!"
"Pomyśl tylko, co ty pleciesz!
To zwyczajne kłamstwa przecież."
"Proszę pana, proszę pana,
Rzecz się stała niesłychana:
Zamiast deszczu u sąsiada
Dziś padała oranżada,
I w dodatku całkiem sucha."
 "Fe, nieładnie! Fe, kłamczucha!"
(...) J. Brzechwa - Kłamczucha (fragment)

Powiadają: kłamstwo ma krótkie nogi. A bo ja wiem, czy tak jest naprawdę?
Moim zdaniem, na kłamstwie można całkiem nieźle funkcjonować i to lata całe. Czyli te nogi, wcale nie znów aż takie krótkie.
Na podwalinach kłamstwa powstały całe cywilizacje -  starożytne, nowożytne i współczesne. No i co? I trwały lata a nawet wieki.
Na kłamstwach budowano władzę w każdej epoce.
Przypomnijcie sobie tylko słynną kiełbaskę przedwyborczą, kto lepiej i bardziej przekonywująco kłamie, ten lepiej "jedzie". I cóż, że wilcze ślipka mówią co innego niż wdzięczny dzióbek?
Był w historii taki jeden, co nie kłamał. NIGDY. I chciał, by inni też tego nie robili. By byli uczciwi, nie popełniali złych czynów. I go ukrzyżowali.
Ludzie kłamią bez mrugnięcia okiem i drgnięcia powieki. Kłamią, patrząc w oczy. Kłamią i wszyscy im wierzą, bo mają wizerunek osoby bez skazy, bezkonfliktowej, życzliwej wszystkim. Jak osoba taka może kłamać, to przecież NIEMOŻLIWE!




Czyli, że aby kłamać wiarygodnie, aby nas nikt o to kłamstwo nie podejrzewał, najpierw trzeba cierpliwie wykreować swój image - świetnego pracownika, pani domu, dobrego męża, ojca, człowieka kochającego dzieci, zwierzęta, wspomagającego potrzebujących itd.
Stąd takie upodobanie do fotografowania się np. głów państwa, gwiazd telewizji czy innych osób publicznych, w towarzystwie dzieci - np. w domu dziecka, zwierząt - w schronisku oraz np. w otoczeniu niepełnosprawnych. Takie budowanie swojego wizerunku na osobach słabych czy skrzywdzonych przez los, automatycznie wzbudza w odbiorcy podziw i wiele pozytywnych emocji. 
Dlatego wykorzystują to co niektórzy, pokazując się na wszelkiego rodzaju akcjach charytatywnych czy odwiedzając dzieci w szpitalach - w nieodłącznym towarzystwie kamer.
A te wszystkie kapele grające w Orkiestrze Świątecznej Pomocy?
Ilu z jej uczestników robi to dla szczytnych celów, a dla ilu jest to okazja by wypłynąć, by się przypomnić gdy gwiazda gaśnie...



Kłamstwo na ogół przynosi wiele pożytku kłamiącemu, w końcu kłamie się dla korzyści.
Korzyści te mogą być w sferze materii, ale też w tej niematerialnej, dającej kłamiącemu np. podziw, a nawet zazdrość otoczenia, pochwały dla jego ucha, akceptację...Innymi słowy, przez kłamstwo dodajemy sobie zasług w oczach otoczenia.
Okłamuje się innych często ze strachu czy wstydu. 
Kłamie się w sposób bezczelny, często na oczach tych, którzy znają prawdę lub domyślają się jej.
Podstawą mistrzowskiego kłamstwa jest wytrwałość w "pójściu w zaparte", konsekwencja i ...dobra pamięć :)
Wszak musimy pamiętać w szczegółach cośmy nakłamali i komu...
Najlepiej po prostu wymyśleć sobie swoją wersję zdarzenia i w nią uwierzyć. Wówczas kłamiemy z większym przekonaniem.
Kłamią prawie wszyscy. Kłamstwo stało się obecnie zasadą, receptą, a jego ranga jako czynu złego się zdewaluowała. 
Bez kłamstwa po prostu nie możemy żyć.
Czasem życie po prostu zmusza nas do kłamstwa.
Bzdurność przepisów, irracjonalność sytuacji, paradoksalność faktów...
Nie, nie usprawiedliwiam kłamstwa! Trzeba powiedzieć sobie jasno: kłamstwo jest złe. Ukrywanie prawdy to też kłamstwo! Zatajanie, wyolbrzymianie, przekręcanie, manipulowanie - kłamstwo ma wiele twarzy...
I wszystkie drogi prowadzą do jednego - negacji prawdy. Kłamstwo jest więc wrogiem prawdy, jego kontrastem...Jak ciemność jest brakiem światła, zło - brakiem dobra, tak kłamstwo - brakiem prawdy.
Czasem kłamstwo jest pozornie konieczne. Niekiedy...nie tylko pozornie...
Ale zawsze jest czymś złym, niewłaściwym i nieprzyzwoitym...Czasem w mniejszym stopniu, czasem w większym jedynie...
A teraz skoro już wiecie, życzę wam abyście doświadczali tylko miłych kłamstw!



niedziela, 17 listopada 2013

Krzyż i tęcza...

Moi drodzy,
Opowiem Wam co mną dziś wstrząsnęło...
Już setki razy na ten temat pisałam, mówiłam...
Kwestia tolerancji - dla homoseksualistów, Żydów (Semitów), czarnych...ups...chciałam powiedzieć Afroamerykanów itd., itp.
Czyli dla wszystkich.
Za wyjątkiem katolików.
Tak więc mamy się liczyć z homoseksualistami by ich nie urazić np. pisaniem brzydko o ich manifestacjach, paradach, gdzie na golasa jadą na platformach, macając się po...ramionach.
To jest wesoła parada "równości", wesołości, swobody, miłości, szczęścia i całej reszcie tych (tfu!) heteryków NIC do tego! Bo im się należy! Kto spojrzy krzywo, kto się wypowie, ten homofob, kartofel, zaścianek i można mu z tyłka zrobić jesień Średniowiecza!



Mamy wszyscy liczyć się z homoseksualnymi osobami/obywatelami, bo to są bardzo wrażliwe jednostki! Nie możemy więc ich uczuć, w całej subtelności, urazić!
Nie możemy się wypowiadać w temacie pedofilii w kontekście homo, pomimo, że udowodniony został tu ścisły związek. Jednak. Ale nie, o tym mówić nie można, można mówić za to często, głośno, dosadnie i obraźliwie o pedofilach - księżach, w dodatku przy okazji złodziejach i pijakach!
Tu żadne normy przyzwoitości nie obowiązują.
O czarnym nie możemy powiedzieć, że ma czarną skórę, mimo, że faktem niezaprzeczalnym to jest...
No, że o Żydach nie każdy może mówić cokolwiek, to wiadomo, niektórzy są po prostu niegodni samego tematu związanego z tą nacją..
Ale nie o tym...
W ramach otwartej niedawno wystawy pn. "British British Polish Polish: sztuka krańców Europy w latach 90. I dziś" w  Centrum Sztuki Współczesnej, jest pokazywany film Jacka Markiewicza pt. "Adoracja Chrystusa".
Obraz (z roku 1993) to praca dyplomowa autora. Jest to film, który przedstawia nagiego artystę, pieszczącego leżący na podłodze średniowieczny krucyfiks z prawie nagą postacią Jezusa.
Nie należy się dziwić, że przeciwko takiemu pogwałceniu uczuć religijnych nie tylko większości Polaków, ale wszystkich katolików na całym świeciem, protestują środowiska katolickie.
Członkowie Krucjaty Różańcowej postanowili okupować salę stołecznego Centrum Sztuki Współczesnej jako wyraz protestu...
Nie będę komentować już tego, jakie zarzuty/pytania powstały w zwiazku z faktem powstania filmu, a mianowicie:
- na jakiej podstawie wydano autorowi średniowieczy eksponat, który został sprofanowany?
- jak można tego typu przedsięwzięcie traktować jako pracę dyplomową? 
- dlaczego CSW postanowiło eksponować i płacić za tę bluźnierczą instalację?
- dlaczego dyrektor i kurator nie zareagowali już na pierwsze zarzuty ws. wystawy?
Mam nadzieję jedynie, że sprawą zainteresuje się min. prokuratura...A może i inne organy?
Jak na razie p. Minister Zdrojewski nabrał wody w usta, ale wystawy nie finansuje...Podobno.
Jak widzicie, moi Drodzy, na to, że ktoś będzie miał wzgląd wrażliwość katolików nie ma co liczyć.
Zniszczono homoseksualną tęcze na przeciwko kościoła - jest skandal.
Oczywiście nie pochwalam dewastowania czegokolwiek, ale...
Chodzi głównie o to, że...mogą się PEWNE środowiska poczuć URAŻONE!
Pamiętamy przecież kiedy powstała tęcza i przez kogo zostało jej powstanie zainicjowane , w dodatku jakby ku urąganiu ludziom wierzącym, którzy w niedziele i Święta kościelne wychodzą z pobliskiego kościoła i muszą "podziwiać" to wielce wymowne dzieło, nasuwające niewątpliwe skojarzenia z flagą PEWNEJ MNIEJSZOŚCI SEKSUALNEJ.




Tu, profanacja symbolu religijnego i..nic się nie dzieje w zasadzie...
Bo to jest ta, no...wyrażenie artysty, sztuka...Taka no...licentia artistica...
Ta sama "licentia" , która pozwala np. bezcześcić zwłoki zmarłych i wykorzystywać je do instalacji pseudoartystycznych....
Obrzydliwe, podłe, niecne...
I na to, by to pojąć, jak się okazuje, nie trzeba nawet być katolikiem, wystarczy zwykły humanitaryzm, przyzwoitość, wrażliwość...
Milo Kurtis - muzyk (zespoły Izrael, Voo Voo czy Osjan), zadeklarowany ateista wypowiedział się zdecydowanie przeciwko profanacji Krzyża.



"Zdecydowanie sprzeciwiam się profanacjom krzyża! Można to samo wyrazić w inny sposób, nie obrażając innych. Samej wystawy nie widziałem, opowiadał mi o niej Kamil Sipowicz, mówię więc ogólnie o takich przypadkach. Ja takiej sztuki nie akceptuję. I proszę pamiętać, że mówię to jako ateista, nie katolicki oszołom."
Dalej stwierdza kategorycznie że mu, jako ateiście, łatwiej dostrzec fakt, iż w Polsce atakuje się krzyż.
"Nie jest on dla mnie świętością, tak samo jak nie jest nią szubienica czy gilotyna. Ale wiem, ze zabrzmię jak katolicki fanatyk. Od wielu lat na całym świecie dokonuje się profanacji krzyża".
Cóż... 

czwartek, 14 listopada 2013

Kto ty jesteś?

Kto ty jesteś?

Kochani, czy znacie to:

- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój?
- Orzeł biały.
- Gdzie ty mieszkasz?
- Między swemi.
- W jakim kraju?
- W polskiej ziemi.
- Czem ta ziemia?
- Mą Ojczyzną.
- Czem zdobyta?
- Krwią i blizną.
- Czy ją kochasz?
- Kocham szczerze.
- A w co wierzysz?
- W Polskę wierzę.
- Coś ty dla niej?
- Wdzięczne dziecię.
- Coś jej winien?
- Oddać życie. 


Oczywiście, znamy to wszyscy...
Ale nie wszyscy wiecie, że autorem tego patriotycznego wiersza jest wielki piewca polskości - Władysław Bełza. Żył on w latach 1847 - 1913 i był poetą, który "uczył dzieci jak najlepiej kochać Polskę" .

Nie będę Was zanudzać, drodzy Czytelnicy, nawałem informacji o Władysławie Bełzie, całkowicie dziś zapomnianym zresztą (dlaczego?), kto ciekawy niech sobie o nim poczyta...
Jeszcze tylko przytoczę fragment jego wiersza z "Katechizmu polskiego dziecka":


(...)Do Ojczyzny, po rodzinie,
Wzbudź najczystszy żar miłości:
Tuś się zrodził w tej krainie
I tu złożysz swoje kości.
W czyim sercu miłość tleje,
I nie toczy go zgnilizna,
W tego duszy wciąż jaśnieje:
Bóg, Rodzina i Ojczyzna.


Tak....
Niektórzy z Was pomyślą: jakie to stare, trąci myszką, kto tam teraz tak pisze? Przecież to nie na dzisiejsze czasy, gdy młodzi emigrują tam, gdzie im będzie lepiej...Świat stoi otworem, jesteśmy jego obywatelami, co tam Polska? Tam nasz dom, gdzie żyjemy...
Ano, to może i prawda, ale...No właśnie...Co tam tak gryzie tych wszystkich emigrantów, skoro im TAM tak dobrze? Co ich gna tutaj, co ich ciągnie?
Może jednak coś jest w tej obecnie obśmiewanej miłości do Ojczyzny, "do Kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla Darów Nieba" jak to pięknie pisał Norwid..
.
Ale dziś...Właśnie...
Nasza rodzima czołowa feministka bez nijakiej żenady, rozbrajająco szczerze wyznaje przed kamerami: "Nie świętuję 11 listopada, ani na biało-czerwono, ani na kolorowo".
A potem stwierdza dalej z rozczulającym spokojem:"Nie przestanę być Polką nawet, gdybym chciała, ale czy muszę tę tożsamość otaczać kultem? Nie czuję takiej potrzeby". "Mijałam w piątek, jeszcze przed uroczystościami, Pałac Prezydencki. Marszałek Piłsudski na wielkim telebimie robił na swojej kasztance patriotyczne >>patataj patataj<<, a za nim gigantyczny orzeł biały w koronie i hasło >>Marsz Razem dla Niepodległej<<. To mi się kojarzy z rozkazem "Marsz!". Absurd. Pewnie urażę tym niektórych, ale trudno: to estetyka i presja rodem z III Rzeszy. Brzuch mnie rozbolał na ten widok".
Hmmmm...Czy nie uważacie moi Złoci, że taki lans serwowany obywatelom naszego Kraju, szczególnie tym młodym, łykającym wszystkie nowinki jak indyki, to coś niezupełnie w porządku? Jak to się ma do naszego patriotyzmu, który powinien być nam wpajany. Mnie babcia moja Ś.P. uczyła, że Ojczyznę trzeba kochać i szanować, że przy śpiewaniu hymnu stoi się na baczność itd.
Za Ojczyznę ludzie życie oddawali, pod zaborami walczyli z narażeniem tego życia o zachowanie polskości, o polską mowę...A dziś?
Patriotyzm jest niemodny, to jakieś archaiczne słowo. Symbole narodowe? Po co i na co to komu? Flagę narodową można wbić w fekalia, orła białego znieważyć...Wolność słowa, a co! I wszyscy jeszcze brawo biją i się cieszą!
Że taki dowcipny ten Kubuś Wojewódzki! Że taki w porzo!
A sam winny? Cóż..."W Polsce ciągle jeszcze brakuje przestrzeni dla wszelkiego rodzaju prowokacji i happeningów artystycznych" - stwierdził spokojnie Wojewódzki. Ano widzicie ludzie? Narobić kupę na nasz narodowy symbol to jest "happening artystyczny"! Przypominam, rzecz miała miejsce w 2008 roku w programie Wojewódzkiego.
Ale to jeszcze nie wszystko. W innym programie Kubuś uwielbiający naśmiewać się z naszych symboli narodowych, namówił lidera zespołu "Boys" Marcina Millera do odśpiewania naszego hymnu narodowego w wersji...disco - polo. A co sobie będą żałowali!





I co się potem dziwić młodym ludziom, że robią zadymy w uroczystości obchodów święta narodowego?
Przecież w końcu "czym skorupka nasiąknie za młodu", prawda?
I jeszcze jedno...Patriotyzm pielęgnujemy w młodym pokoleniu w różny sposób, a niewątpliwie to uczucie jest bardzo pozytywne i szlachetne, choć obecnie ośmieszane, dewaluowane i wykpiwane przez niektóre środowiska.
Jednym ze sposobów jest nauka historii, czytanie naszych dzieł literatury - Sienkiewicza, Mickiewicza, Norwida, Krasińskiego...
A dziś robi się sporo, by wmówić młodzieży, że praktyczniej jak sobie poczytają "Wiedźmina" albo "Harrego Pottera". Albo po prostu jakieś poradniki ekonomiczne...

piątek, 8 listopada 2013

Między ciszą, a ciszą...

Ostatnio zbulwersowała mnie sprawa pewnego żołnierza, który stracił w wojsku zdrowie, a ZUS nie chce mu przyznać renty, gdyż uważa, że powinien "załatwić sobie" grupę inwalidzką i podjąć pracę, którą będzie w stanie wykonywać...
Tak, tak, ZUS jest dobry dla pracowników, gdy "ciągnie" od nich wysokie składki ubezpieczeniowe, ale przestaje być łaskawy jak chodzi o wypłatę zasiłków chorobowych lub przyznanie renty...
Oj, wtedy to trzeba się dopiero "nachodzić".
Poczekalnie pełne ludzi, którzy przebywają na zwolnieniach lekarskich, często po szpitalach, o kulach, przyjeżdżają z daleka na wezwanie, by udowdnić , że nie symulują. Śmiech! Ale pan każe, sługa musi!
Tylko ten "sługa" płaci składki całe lata właśnie po to, by w takich sytuacjach otrzymywać, to co mu się należy, a nie po to, by sobie taki ZUS robił niepotrzebną papierologię, zatrudniał multum pracowników (którzy łażą z kąta w kąt) i co rusz wykładał swoje urzędy nowymi marmurami!
I doprawdy, śmieszą mnie te wezwania ludzi na komisje, ludzi mający choroby nieuleczalne lub nieodwracalne kalectwo! Przecież takiemu bez nogi, nagle po 10 latach ta noga nie odrośnie, po co więc te komisje?
Mój znajomy po poważnej operacji, z wieloma schorzeniami przewlekłymi, dodatkowo zaatakowany bólem, musiał stawić się na wezwanie by udowodnić słuszność wystawionego zwolnienia. Lekarz orzecznik potraktował go jak oszusta, był dość podejrzliwy i nieprzyjemny i zadawał..GŁUPIE PYTANIA - wszystko miał w dokumentacji! W końcu znajomy się wkurzył (choć jest niespotykanie spokojnym człowiekiem) i mówi: panie doktorze, jak ma pan zastrzeżenia to niech pan mi wystawi zaświadczenie, że nadaję się do pracy - po operacji, ze stwierdzonymi dolegliwościami i z obecnymi badaniami. Orzecznik zamknął twarz i dał spokój....
Ale nie o tym...
Jechałam sobie dzisiaj z Biedronki środkiem komunikacji MZK - tramwajem znaczy. Z zakupami, jak zwykle.
Usiadłam sobie wygodnie, a jakże, i patrzę na ludzi.
Na przeciwko stoi mężczyzna - dość młody, w kurtce i tak jakoś dziwnie macha ręką.
- Może Parkinson - myślę sobie...A on macha tak szybciutko...Może jakieś zmiany neurologiczne - myśle dalej...
Na przeciwko niego siedzi, zaraz przede mną, młoda kobieta. Czarna kurtka z flałszu, piękne kręcone włosy, ciemne , zebrane w ogon...Na plecach plecaczek, trochę podniszczony i wypłowiały.
I ten mężczyzna tak do niej machał!
Odkrycie! To byli głuchoniemi!!!! 


Mężczyzna po swojemu coś tłumaczył kobiecie. Teraz już nie machał, tylko szybko pokazywał rękami. Ona mu odpowiadała. Chyba opowiadał jej coś interesującego, widać było, że jest dość pobudzony. Jego ręce szybciutko wykonywały ruchy, które oznaczały konkretne słowa i pojęcia...
Nie chciałam się gapić. To nieładnie. Ale kątem oka starałam się zerkać i...domyślić sensu...Odczytywałam chyba poszczególne wyrazy, ale oczywiście sensu nie rozumiałam, nie znam języka migowego...
Teraz z kolei "mówiła" kobieta. Szybko machała rękami...Mężczyzna słuchał z zainteresowaniem...
Naraz zauważyłam dziecko. Może pięcioletnie, w niebieskiej kurteczce i czapeczce na głowie. Ono też tak samo machało rękami jak rodzice...Teraz jemu coś tłumaczył tata...Dziecko, jak to dziecko, zachowywało się naturalnie, jakby to, w jaki sposób się porozumiewa z rodzicami, nie było niczym nadzwyczajnym...Gdy chciało zwrócić uwagę ojca, szarpało go za dół kurtki i rozpinało mu guzik...Teraz ono chciało "mówić"! I chciała by go "słuchano" - i mamusia i tatuś!
Chyba była to szczęśliwa rodzina. Mimo kalectwa...Mimo tego życia w świecie ciszy. Mimo tego wyobcowania, życia w jakimś stopniu poza nawiasem, w swojej enklawie...
W zamkniętym świecie niedostępnym dla tych "normalnych", zdrowych...Którzy mają zdrowe oczy, uszy, nogi...Tylko bardzo często nie mają serca...



A może właśnie dlatego tamci upośledzeni są szczęśliwi...
Bo mają swój "intymny mały świat", w którym żyją z dala od pisku opon samochodowych, rzężęnia przejeżdżających tramwajów, kłótni ludzi, śmiechu, często rozwydrzonych nastolatków, którzy myślą tylko o sobie i widzą tylko siebie...
Tak sobie myślałam patrząc na tych uśmiechniętych, skromnych ludzi...
Wysiedli z tramwaju...Mężczyzna wziął dziecko za rączkę przy przejściu na pasach. Matka poprawiła małemu czapeczkę..Ot, szara codzienność...

Jak w piosence Grzesia Turnaua:

"Między ciszą a ciszą
sprawy się kołyszą
i idą
i płyną
póki nie przeminą
każdy swoje sprawy
trochę dla zabawy
popycha przed siebie
po zielonym niebie"(...)





piątek, 1 listopada 2013

Dieta

Byłam dziś u Pani od Ryb.
Pani sprzedaje ryby ze specjalnie dostosowanego samochodu - z lodówkami, zamrażarką, ladą, gablotkami itp.
To moja znajoma.
Wygląda dobrze tzn. jest to postawna kobieta, z wybujałymi kobiecymi atrybutami...Z tyłu i z przodu!
- Trzeba by się w końcu wziąć za odchudzanie. Chyba przejdę na post, poniekąd to bardzo skuteczne i oczyszcza organizm! - zagaiłam.
- To prawda! Bardzo dobrze tak sobie pogłodować.
- Ale chyba dłużej jak parę dni to nie da rady. Podobno są ludzie, którzy nie jedzą miesiąc albo i dłużej - kontynuowałam temat z lekkim sceptycyzmem w tonie.
- Wie pani, ja byłam na takim turnusie zdrowotnym w Konstancinie. Tam ośrodek prowadzą księża Pallotyni. Schudłam w 2 tygodnie 10 kilogramów, a po przyjeździe następne dziesięć! Dieta jest prowadzona pod nadzorem lekarzy i specjalnie opracowana z nastawieniem na oczyszczenie organizmu z toksyn. Je się dużo surówek. Ale co najważniejsze, rano zjada się na czczo cytrynę. Przez dwa tygodnie dochodzi się do 6 cytryn dziennie. Cytryny wspierają spalanie tłuszczu...
Następnego dnia rano zaserwowałam sobie na czczo ósemkę cytrynki. Było mi potem pół dnia kwaśno.
Potem się dowiedziałam, że mój kuzyn leczył się cytrynami na kamienie...Kamienie się rozpuściły (chyba), ale on za to rozchorował się na żołądek.
Ktoś powiedział, że te cytryny też niedobre w nadmiarze bo doprowadzają do osteoporozy, podobno wapń zjadają! To by się nawet zgadzało, gdy się połączy tę hipotezę z informacją o leczeniu tych kamieni! Bo takie kamienie to chyba też z wapnia?????
A może takimi cytrynami w ogóle się złogi leczy - np. szczawianowe w stawach. nie wiecie czasem? Dna moczanowa, te rzeczy..
Tylko jednek marny to biznes, jak nawali co innego - żołądek, wątroba i będzie "zamienił stryjek siekierkę na kijek"!
Tak to jest z tym leczeniem dietami.
Z niniejszymi wątpliwościami poszłam do wielkiej orędowniczki diety cytrynowej Pani od Ryb.
- No co pani, to dwa tygodnie najdłużej!
A tak w ogóle to jak pani będzie na bazarku to niech pani mi kupi ze cztery golonki! Zrobię sobie w miodzie i w piwie!
Dieta odchudzająca znaczy - pomyślałam...
Ale golonki kupiłam, a jakże!