niedziela, 13 listopada 2016

Kumpel się żeni!

      Bobek był bardzo przejęty...
Dlaczego? Oooo...to była POWAŻNA sprawa.
Miał stracić kumpla. Na wieki wieków amen...Wszyscy jego koledzy mieli stracić tego kumpla, który miał być niebawem "pogrzebany" towarzysko.
Dobrze, że tylko towarzysko!
        Cóż więc się stało?
Sprawa w zasadzie prosta i stara jak świat. Kolega miał się ożenić. Koniec, kropka.
Stąd to przejęcie Bobka.
        Najpierw - zaskoczenie (gdy się dowiedział pocztą "adidasową" - pantoflowa to u "bab").
Potem - pogodzenie z sytuacją. Tym bardziej, że ślub miał być cokolwiek szybki, bo narzeczona się "zbrzusiła".  Znaczy się - była w ciąży, krótko mówiąc. Nic nadzwyczajnego - zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
        A potem zaproszenie na ślub i weselicho!
Ślub - oczywiście w kościele o "wysokiej randze" , a weselicho - niewielkie co prawda - tylko na 100 osób - w restauracji hotelu Sobieski.
        Garnitur...Tiaaaa...Bobek dysponował takowym, jeszcze z matury...To jakieś 8 lat z okładem...
Fason przestarzały, spodnie - jak szarawary, marynara dłuuuuga...Bobek się krzywił. Nie może dać plamy! Fason być musi!
         Teraz garnitury inne! Popatrzcie sobie np. na współczesne seriale o młodych, gniewnych i kreatywnych ludziach sukcesu - prawnikach ("O mnie się nie martw") czy pracownikach agencji, redakcji lub banków.
Garnitur MUSI być rozmiar mniejszy. I we wzroście i w wymiarach. Klapy rozwalają się na boki i odsłaniają, przy wszelkich ruchach, umięśnioną klatę. Umięśnioną, oczywiście, nie od ciężkiej fizycznej pracy, lecz od "siłki"czy innych treningów rozwijających muskulaturę. Spodnie - mają być za krótkie deczko, wąskie i opięte. Takie trochę "metro":)
Garnitur musi być oczywiście kupiony w galerii, a nie na jakimś bazarku czy u prywaciarza. Do tego elegancka koszula - co najmniej Wólczanka!
Krawat - firmówka - jakiś tam Kevin Klein...Skarpety - długie do butów - w kolorze garnituru lub obuwia. Mogą być Tommy'ego Hilfigera czy jakoś...
        To wszystko Bobek "odptaszkował". Garnitur nabył z kolegą w promocji dwa w cenie jednego - Vistuli od Lewandowskiego:) Za "jedyne" i "okazyjne" tysiąc piŃcset:) Ciasny i krótki. Marynara za pępek, spodnie ledwo, ledwo...
       Kłopocik był zasznurować trzewiczki...Oj, kłopocik. Trzeba było stanąć w przykucu na jednej nodze, drugą wyciągnąć i dopiero. Spodnie z lekka trzeszczały.
Nooo, a już po zakąski sięgnąć będzie niemożliwie dwoma rękami. Plecy "trzasną".
Ale trzeba się pomęczyć by być trendy!
           Kwestia butów była dość drażliwa...Nie pomyślał! Czasu nie było!
Miał jakieś czarne, sznurowane, "garniturówki" - jeszcze od matury. Niemodne, ale cóż...Odczyściło się, wypolerowało jak lustro...Jeszcze tylko srebrna kopertka z "prezentem", jakiś wiecheć kwiatowy i...hajda na balety!
          Po kwiaty do galerii. Tam jest elegancka kwiaciarnia - postanowił Bobek. Będzie po drodze.
Wysiadł z impetem ze środka komunikacji miejskiej prosto na mokry przystanek i poczuł, że...w lewym bucie robi mu się cokolwiek wilgotno. Podejrzanie wilgotno. Ki diabeł!
Okazało się, że "leciwy" but w swojej niewątpliwej złośliwości rzeczy martwych, wziął i się "rozdupcył"!
Podeszwa pękła i tyle!
          I cały efekt wizualny postaci Bobka trafiłby szlag gdyby nie jego refleks i dysponowanie kartą płatniczą.
           W centrach handlowych butów pod dostatkiem więc Bobek ciepłą rączką wybulił te kilka stówek na eleganckie, czarne buciki, w których, już szczęśliwie i bez przygód dotarł na uroczystości.
A po zakąski starał się sięgać jedną ręką!!!!!