czwartek, 6 marca 2014

Zapchana umywalka

      Zapchała się umywalka w mojej łazience.
Przykra sprawa. Słabo odpływa woda, stoi, trudno jest czystość zachować...
Koniecznie trzeba coś zaradzić, tylko co? Był Kret - w granulacie i w żelu, nic nie pomogło. Była przepychaczka - tak samo.
      Niedaleczko jest taki mały sklepik - farby, lakiery, taśmy, chemia...
Sprzedawca, "Rudy Hipolit" jest super fachowcem. Zna się nie tylko na asortymencie materiałów budowlanych, którymi handluje, ale dosłownie na wszystkim, wszystkim i jeszcze raz WSZYSTKIM!  Jest takim "wujkiem Dobra Rada". A ta pani Hania, jego zmienniczka też wiedzę praktyczną ma niewąską! I o  to chodzi w dzisiejszych czasach klientowi.
- Może mi pan coś poradzi, umywalka mi się zapchała.
- Niech pani nie używa Kreta. To najgorsze świństwo! - kategorycznie orzekł Hipolit.
- Ale ja zawsze.... - zaczęłam.
- Ale da mi pani dokończyć? - niezbyt grzecznie przerwał mi Rudy.
Nie jest on sympatyczny, ale taki jego styl. Warto jednak czasem przełknąć tę pozorną arogancję. 
- Pani sobie weźmie sodę kaustyczną. 6 zł. Nasypie pani, tak o z tyle, nie żałować - pokazał na opakowaniu miejsce.
- Niech troszkę postoi - zawtórowała zmienniczka, pani Hania - ale najpierw niech pani dźga drutem! Robi pani na drutach?
- Robię....Robiłam - poprawiłam. Od dawna już nie robię na drutach, chyba nie mam takiej potrzeby przy zalewie chińskich szaliczków i czapeczek za grosze.
- To niech najpierw pani podźga, potem pani nasypie i zaleje wrzątkiem. Wszystko rozpuści - powiedziała z przekonaniem pani Hania.
     Jak mi doradzono, tak zrobiłam. Podźgałam, nasypałam, zalałam, znów podźgałam. 
Zapchało się na amen. Ani w tę, ani wew tę! FINITO! 
Hydraulika by trzeba...
      Jak trzeba to trzeba. Mamy do wyboru: Gąsiorka, Dziamdziaka Jasia i Cześka.
Dwaj pierwsi są fachowcami ze spółdzielni. Jeden - porządny chłopina, drugi - bluzga jak szewc. Uszy więdną. Ale podobno po tym prawdziwego fachowca poznać.
     Czy zwróciliście uwagę, że prawdziwy hydraulik ma na imię albo Jan, albo Stefan, albo Czesiek albo Tadek? W ostateczności jeszcze Genek, ale to naprawdę w ostateczności! Można brać Genka JEDYNIE z braku Stefana i Jana!!!!!
      Zdecydowałam się na Cześka. 
Pan w średnim wieku, tuszy dość widocznej. Mieszka blisko, rzut moherowym beretem.
Wygląd ma Czesiek prawdziwego fachowca! Przede wszystkim koszula flanelowa - to podstawa. Flanelowa koszula to wręcz WIZYTÓWKA każdego fachmana! 




Nie musi być bardzo czysta, nawet kilka trwałych plam świadczy o fachowości, zaangażowaniu w pracę, pracowitości, rzetelności i ROZCHWYTYWANIU danego osobnika przez żądnych napraw mieszkańców osiedli. 
       Dalej - spodnie na szelki. Najlepiej drelichowe. Obecne u pana Czesia. Na nogach ciężkie buty na "bezpiecznej" podeszwie. Dodają wzrostu!
       Pan hydraulik miał gąbczastą dużą twarz koloru dojrzałej wiśni.
Jego wizerunku dopełniały okulary tak silne, że wyglądało to jakby patrzył przez denka od półlitrówek.
No i niepełne uzębienie... W zasadzie zębów miał mało, powiem nawet, że bardzo łatwo było je policzyć. Były dwa z przodu na dole. Ale za to symetrycznie umiejscowione!
      Hydraulik nie seplenił. Mówił nawet dość płynnie po polsku, kiedy z jego bezzębnych ust wylatywał potok słów jak seria z karabinu radzieckiego żołnierza wylatującego z pepeszą na czołg. We wojnę.
      Pan Czesio przeklinał potwornie.
Ale co tam, starałam się nie słuchać, ważne by robotę dobrze zrobił!
Wpakował się od razu do łazienki brudząc ciężkimi buciorami jasną posadzkę.
- Co się dzieję? - spytał jakby nie wiedział. Przecież mówiłam mu przez telefon.
- Zapchana umywalka - stwierdziłam kwaśno.
- Zobaczymy, zobaczymy CO SIĘ DA ZROBIĆ - wymruczał fachowiec rzucając z rozmachem na podłogę skrzynkę z narzędziami i sprężyny - dwie sztuki - jedna cieńsza, druga grubsza.
      Prędko wziął się do pracy. Odstawił nogę umywalki, rozkręcił wszystko co było do rozkręcenia i.....
Oczom moim ukazała się...tragedia. Syfon był dokumentnie zapchany jakąś ni to mazią , ni to gipsem, ni to szlamem, ni to...nie wiadomo czym. Było to szare i wydzielało niezbyt przyjemny zapach.
- Co pani tam pakowała? - ze zgrozą w głosie spytał pan Czesiek.
- No jak to? Sodą kaustyczną...Wcześniej Kretem! Tak mi radzono! 
- Kret? Kret o wie pani, pogodę pokazuje! Kret to jest najgorsza - tu z bezzębnych usteczek hydraulika padło niecenzuralne słowo, które zaczyna się na "k", kończy na "a" i ma pięć liter.
- Jak to? A reklamują! - powiedziałam z pretensją w głosie.
- Reklamują bo chcą sprzedać to g...o - tu znów pan Czesio ulżył sobie brzydkim słówkiem.
I zabrał się do czyszczenia tego wszystkiego.
Ja w tym czasie zabawiałam go rozmową.
- A pan Gąsiorek pracuje jeszcze w ADM? A Dziamdziak?
- Uuuu...Dziamdziak to dwa lata jak już nie żyje...A Gąsiorek jest...Jest, ale to kawał - i tu padło bardzo nieładne słowo zaczynające się na "ceha".
- Tak? Dziamdziak nie żyje? Przecież on nie stary był?
- 63 lata!
- To mój mąż się zmartwi... Chociaż on lubi bardziej tego Gąsiorka. Zawsze mówi, że to porządny człowiek!
- Porządny człowiek to był Dziamdziak, Gąsior to - i tu znów padło to samo słowo co poprzednio.
Nie chciałam polemizować. 
      Pan Czesio elegancko zawalił mi szlamem wannę, przy czym spłukiwał części syfonu wężem od prysznica. 
- Panie Czesiu, pan tak nie robi bo mi pan z kolei wannę zapcha!
W te pędy poleciałam po ściery i co się da, aby pozbierać brudy, którym groziło spłynięcie do syfonu wanny. I zapchanie!
Potem hydraulik zadecydował przepychanie.
Wsadził koniec sprężyny w koniec rury wystającej ze ściany.
- Pani napręży sprężynę i kręci korbą do przodu! - powiedział głosem dowódcy.
Cóż było robić? Bez słowa wzięłam się za robotę.
Sprężyna szła nie bardzo.
- Jak bym był pani mężem to za tego Kreta bym panią...- zaczął fachowiec.
- Zabił? - dokończyłam usłużnie.
Spojrzał na mnie ze złością przez te swoje dekle od butelek.
- Może nie, ale skazał na KATORGĘ!!!! Bo Kret to jest najgorsza - tu użył słowa, które używał już kilkakrotnie, a które oznacza w mowie potocznej kobietę upadłą, uprawiającą najstarszy zawód świata czyli tzw. Córę Koryntu.
Potem jeszcze musiałam wkręcać drugą sprężynę - tę grubszą. Zmachałam się niewąsko przy kręceniu korbą bo szło opornie. Potem z powrotem wkręcaliśmy tę cieńszą. Ja kręciłam, pan Czesio się przyglądał jak idzie. Praca była więc podzielona sprawiedliwie.
Na domiar złego, cały czas mnie musztrował i opatyczał.
- No jak pani kręci? Za szybko! Wolniej, gdzie się pani spieszy? Teraz za wolno, no jeszcze, jeszcze, z życiem. STOP! Nie widzi pani, że się skręca?
Nie widziałam, stałam za daleko...
- No i co pani zrobiła? Koszulę mi pani wkręciła! - powiedział pan Czesio z oburzeniem.
- Nie chciałam - wyznałam ze skruchą szeptem.
- Teraz niech pani cofnie. No ducem!
Cofnęłam.
- Teraz dobrze? - spytałam tonem lizusa.
- Może być! Może pani w końcu załapała.
Kręciłam dalej. Potem znów zmieniłam na grubszą.
- Starczy. Wlazło półtora metra, dalej nie chce! Musi być tam kolano 90 stopni! - zawyrokował pan Czesio - No to teraz zobaczymy jak spływa - zaproponowałam nieśmiało.
Skręcił wszystko sprawnie, zostawiając upapraną podłogę i rury. 
- Niech pan nie dostawia nogi! Ja sobie sama pięknie posprzątam i nogę dostawię!
Spływało nieźle. Woda leciała z szumem tworząc przyjemny lej. 
Ja nie miałam sił się cieszyć. Byłam zmęczona tym kręceniem korbą. Nie wiedziałam, że hydraulika to taka ciężka praca. 
- Pięć dych się należy, chyba nie będzie za drogo - powiedział pan hydraulik.
Pomyślałam sobie, że to sporo jak na fakt, że robotę Murzyna zasadniczo wykonałam ja, ale już nie miałam siły się targować.
- W zasadzie powinienem pani odpalić za to kręcenie - po salomonowemu stwierdził pan Czesio.
NIE ODPALIŁ. Niewdzięcznik!



1 komentarz:

Lesio id z HP pisze...

No cóż ?

Pan Czesio paskudny,
ale dzięki niemu masz powiastkę na blogu !...