czwartek, 21 marca 2013

Obrzydliwe dzieciaki:)

Ha! No, nie zawsze mi się chce pisać, choć tematów mi nie brakuje...Ano, nie zawsze mam czas, więc sorry Batory pomidory, jak to mawiali starożytni Rosjanie podczas wojen punickich. No!
To o czym ja chciałam? Aha..Już wiem...
Tak mnie naszły wspomnienia z dzieciństwa.
Nie wiem, czy zauważyliście, że dzieciu uwielbiają obrzydliwości:)
Już malutkie szokują dorosłych słowami: kupa, dupa, kurwa i jeszcze gorsze. I czasem nie wiadomo, gdzie toto takie słowa usłyszało i jakim cudem podchwyciło. Jakoś intuicyjnie wiedzą, te berbecie, co na dorosłych może zrobić wrażenie. Mamo, ale mnie dupa boli! - oznajmia teki mały trzylatek mamusi w sklepie, pewnym siebie tonem. KuLwa, ale mnie boli! - dodaje po chwili. Mamusia powoli zmienia kolor twarzy jak semafor - z zielonego na czerwony:)
Co potem...Szkoła podstawowa. Pamiętam...No nie wyobrażacie sobie! Wywracanie powiek na lewą stronę I TAK CHODZIŁ! Myślałam, że umrę! Było też wciskanie gałek ocznych przez kilka sekund. Potem taki fajny efekt, że nic się nie widziało tylko wirowały ciemne plamy. I zawrót głowy...Czyżby inklinacje narkomańskie?
Strzelanie z palców wyciągając je gwałtownie...Straszyli, że będą się ręce trzęsły na stare lata "jak będziesz tak robił, gówniarzu!". Oczywiście nie pomagało.
Strzelanie kuleczkami plasteliny przez rurkę z rozkręconego ołówka automatycznego. Najpierw taką kulkę brał do dzioba, by nią napluć przez tę rurę! Raz taka kulka z dzioba kolegi szkolnego wpadła mi w usta. Myślałam, że zwymiotuję.
Gdy byłam mała bawiłam się z bratem w "syropek". Jak? Ano, brało się łyk herbatki w usta, płukało się jakby tę dawkę nie połkając i spienione wypluwało z powrotem na łyżeczkę. Bleeeeeeee...Potem ten syropek się oczywiście wypijało ze  smakiem...Fuj!
Robienie baniek ze śliny..Tak fajnie się na ustach pieniły te bąbelki...Raz, byłam u mojej koleżanki zza ściany, Danusi. Miała ona sześcioletniego braciszka, myśmy miały może po dziewięć lat, więc już panny na wydaniu:) No i ten Jacuś z tymi bąblami na pysku ze śliny ganiał mnie po pokoju. Myślałam, że się zhaftuję...
Wymyśliliśmy z braciszkiem zabawę w "toczenie meduzy". Mama robiła galaretkę w salaterce. Brało się kawałek takiej galaretki i toczyło gdzie się dało..Jak już dobrze się w kurzu obtoczyła to się ją smakowicie zjadało:) Raz pacnęła na kaloryfer i rozpuściła się tam, oklejając grzejnik...Nie do zczyszczenia:)
Zabawy językiem. Proszę bardzo. Rurka, przekręcanie. TroszkU się człowiek przy tym obślinił, ale co tam...
Pokazywanie sobie rękami...przepraszam, nie wiem jak to powiedzieć...Organu żeńskiego, o! Jedna osoba składała ręce, a druga wkładała swoje, też złożone tej pierwszej między palce. Potem się rozkładało ręce i widać było coś, co przypominało TO, o czym wspominałam...Druga metoda to było zrobienie "tego" ustami. Jedna warga, język, druga warga i wydęcie jak u Murzyna:) I jest!
No i to chyba by było na tyle...Nie wiem, czemu od dziecka lubujemy się w akich różnych zabawach, czasem obrzydliwych, czasem szokujących:) Kto tam co pamięta z dzieciństwa, niech napisze w komentarzach. O zabawie w doktora i pokazywaniu sobie części ciała w piwnicy nie wspominam bo to NUDA:)))))))

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Język na mrozie;zawsze w zimie dotykałyśmy z koleżankami językiem klamek na klatkach...:)
Język,oczywiście się przyklejał i o to chodziło.Wygrywała ta osoba,która dłużej wytrzyma i się nie poryczy !
Ja zawsze przegrywałam,ale inni mieli nie lada REKORDY :)

Anonimowy pisze...

A...były jeszcze bąki na czas,ale tego nie opisze...ja to jakiś patologicznych znajomych,miałam już od dzieciństwa...he he he :)))