niedziela, 13 kwietnia 2014

Bajka Grusi dla Julki - O Kolorowej Krainie i dwóch dzielnych malarzach

Idą dwaj malarze drogą
pomalować wszystko mogą
na zielono na niebiesko
księżycowo albo z łezką

Jak kto chce!
Jak kto chce!

Malarski fach, malarski fach
domalowuje czego brak!
I jeszcze raz,
i jeszcze tak!
Oddajcie do remontu cały świat!

Była sobie kiedyś taka mniej więcej piosenka...

Nie wiem, czy wiecie, kochane Maluszki, dlaczego powstała i o kim?
Nie?
To posłuchajcie.

      Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma morzami, była sobie bardzo szczęśliwa kraina. Nazywała się ona Kolorową Krainą.
Piękne to było królestwo, jak z kolorowego obrazka.
     Rzadko tam padał deszcz, a jeśli już to tylko wtedy, gdy potrzebowały tego kwiatki i drzewa.
Zaraz po deszczu na niebie rozpościerała się wielobarwna tęcza i znów świeciło słońce.
A słońce to ciepło i radość, to światło i śmiech!
Bo słoneczko lubią wszyscy!
     Drzewa tam miały soczyście zielone listki, rosły na nich czerwone jabłuszka, fioletowe śliweczki, żółciutkie, pyszne gruszki, ciemnoczerwone wiśnie.
Wiosną natomiast, aż biało było od kwitnącego kwiecia na drzewach, a łąki  kipiały przepysznymi barwami kwiecia! 
     Wzgórza były zielone, rzeczka - jak błękitna wstęga, niebo - lazurowe po którym płynęły białe obłoczki podobne do baranków.
     Domy miały czerwone dachy pokryte dachówką. Pomalowano je na różne kolory: żółty, różowy, liliowy, zielony, kremowy i niebieski.
     W środku miasta mieścił się ryneczek, a przy nim stał ratusz. Był to najładniejszy budynek w mieście. Miał kolor lodów malinowych i strzelistą wieżę z zegarem.
     W ratuszu urzędował pan burmistrz. Człowiek dobry i mądry i uczciwy.
Sprawował on władzę w mieście i decydował o wielu ważnych rzeczach. A że miał charakter jak kryształ, wszyscy go kochali, szanowali i chętnie przychodzili do niego po radę.
     Pan burmistrz miał żonę Katarzynę i dwie miłe córeczki - Anię i Hanię.
Dziewczątka były już panienkami na wydaniu, ale specjalnie im się do zamęścia nie spieszyło, bo nie ma jak u mamy i taty. Rodzice kochali swoje bliźniaczki bardzo i radzi byli im nieba przychylić!
I tak toczyło się życie w tej szczęśliwej Kolorowej Krainie, gdzie wszyscy się sobie kłaniali, byli życzliwi dla siebie, pomagali sobie wzajemnie i uśmiechali się jeden do drugiego.
     Pewnego dnia w miasteczku pojawiła się zła czarownica Złoślicha.
Zjawiła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak!
     Gdy stanęła tylko na kolorowym, wesołym ryneczku, słońce ze strachu aż schowało się za chmurkę! Rosnące na klombach kolorowe kwiaty aż pobladły z lęku, a ptaszki zamilkły naraz i skryły się w listkach drzew.
     Czarownica była brzydka i zła. Towarzyszyli jej synowie - Zławoj i Szpetol. Byli oni równie źli i złośliwi jak ich matka.
Złoślicha zatrzymała się przed ratuszem, a potem śmiało przekroczyła próg drzwi.
Stanęła przed obliczem dobrego pana burmistrza.
- Witam panią - odezwał się burmistrz uprzejmie, choć nogi mu lekko zadrżały, widząc tę szpetną personę. Ale zę zawsze starał się zachowywać kulturalnie, wysilił się na grzeczny ton. Czym mogę pani służyć? - spytał czarownicę.
- Panią? Hahahahahaha - zaśmiała się wiedźma złośliwie - ślepy jesteś? Nie widzisz, kim jestem?
- Widzę panią, ale nie wiem z kim mam przyjemność - dalej grzecznie powiedział burmistrz z lekkim wahaniem w głosie.
- Przyjemność? Nie jestem tu dla twojej przyjemności, człowieku! Jestem czarownica Złoślicha, a to moi synkowie: Zławoj i Szpetol! Piękni i zacni kawalerowie! Przybyłam tu z nimi, bo słyszałam, że masz dwie córki, bardzo urodziwe, pracowite i co najważniejsze, bogate! Takich właśnie trzeba mi synowych! Moi synowie swoje lata mają, potrzebują żon!
- Dziwne są słowa twoje - zdziwił się pan burmistrz - mam, rzeczywiście dwie córki, ale....Przecież ja was w ogóle nie znam! Nie wiem też, czy moje dziewczynki będą zainteresowane wyjściem za mąż za twoich synów.
- Mamo, co on gada? Mamo, co to znaczy? Przecież nam obiecałaś te bogate dziewuchy! - zaskrzeczał Zławoj jak żaba.
- Właśnie! - odezwał się Szpetol głosem zgrzytającym i niemiłym - obiecałaś i co z tego? Słyszysz co on gada? - synowie zachowywali się bez żadnej grzeczności i kultury, wcale nie krępowała ich obecność pana burmistrza.
- Cicho! - zgromiła ich wiedźma - Ja nie przyjechałam tu na czcze rozmowy, ja tu przybyłam w konkretnym celu, dawaj dziewuchy albo... - zagroziła skrzekliwie.
- Nie strasz mnie, czarownico! - odezwał się stanowczo burmistrz - moje córki to nie przedmioty i dawać ci ich ani myślę! Wracaj skąd przybyłaś i dobrze zamknij za sobą drzwi! 
- Takiś ty! No to mnie zapamiętasz! Jeszcze zobaczymy, czyje będzie na wierzchu! - już całkiem wściekłym głosem wrzasnęła Złoślicha - chodźcie synkowie, nic tu po nas!
Jak szybko się pojawiła , tak zniknęła. Jej synowie też.
Ale zanim wyszła, wymamrotała coś pod nosem i zarechotała obrzydliwie.
A potem już jej nie było!
     A kraina zmieniła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w ciągu jednej chwili nie do poznania!
Niebo wyblakło i przybrało szarą barwę. Słońce schowało się za czarną, złowrogą chmurą. Drzewa smutno opuściły gałązki na których nie było już zielonych listków tylko szare...Wszystko straciło kolory!
     A ludzie? Stali się w jednej chwili zupełnie innymi istotami! Miasto przypominało czarno-białą fotografię, a mieszkańcy byli smutni, zgryźliwi i źli. Już nie uśmiechali się do siebie i zaczęli się kłócić! Każdy zamknął się w swoim szarym domu i nie miał ochoty na żadne kontakty z lubianymi, jeszcze niedawno, sąsiadami!
     I tak kraina szczęśliwa zmieniła się w smutną i nieszczęśliwą! 
A z jej słynnej urody i wielobarwności nie pozostało nic! 
     I tak od tej pory, toczyło się życie w Kolorowej Krainie, która kolorowa była już tylko z nazwy...
W miasteczku zapanował smutek, deszcze padały tam coraz częściej, a słonko już tylko czasem wyglądało nieśmiało zza chmurki i rzucało blady promyk w stronę rynku...
      Aż pewnego dnia....
A dzień był wtedy wyjątkowo smutny i deszczowy...
W mieście pojawiło się dwóch przybyszów.
     Jeden z nich miał na imię Franio, drugi Antoś. Byli to młodzi, weseli ludzie. Ubrani byli w malarskie kombinezony, a w rękach dzierżyli walizki. W walizkach mieli farby, pędzle i wszystko co jest potrzebne do malowania, bo byli to malarze i to wyjątkowo zdolni artyści.
     Malarze rozglądali się ciekawie po smutnym mieście, aż trafili na ryneczek...
Tam, przed budynkiem ratusza , niegdyś pięknego i kolorowego, teraz koloru szarego, stał smutny pan burmistrz. Obok niego stały dwie prześliczne, lecz bardzo smutne panienki...Łezki miały w pięknych szarych oczach i prawdziwy głęboki smutek bił z ich mizernych twarzyczek.
- Mamy na imię Franciszek i Antoni i szukamy pracy. Jesteśmy malarzami - przedstawili się chłopcy grzecznie. Co tu się dzieje? - nie mogli powstrzymać się od pytania.
- Jestem burmistrzem tego miasta, a to moje córeczki - Ania i Hania. Kiedyś była to bardzo szczęśliwa kraina, a teraz - i tu burmistrz opowiedział wesołym chłopakom smutną historię miasteczka. Gdy wspomniał o złej czarownicy i jej synach, łzy zaszkliły mu się w zmęczonych oczach. I tak zaklęcie trwa do dziś - zakończył ze smutkiem.
- Nie ma się co martwić! - zuchowato krzyknął Antoś.
- Jak to? - spytał smutny pan burmistrz.
- My to załatwimy w mig! - zaśmiał się Franek.
- W końcu to nasz fach! - zakrzyknęli pewnie malarze.
     I tak wzięli się do roboty.
Wyciągnęli z walizek farby, pędzle i pracowali zawzięcie!
W dwa dni wszystko wyglądało jak dawniej!
Niebo było błękitne, trawa - zielona, kwiaty - kolorowe, domy - żóte, niebieskie, liliowe, czerwone dachówki zdobiły spadziste dachy. Rzeczka znów nabrała swojej dawnej barwy, a słoneczko  zaświeciło wesoło. Deszcz przestał padać, a nad miastem ludzie zobaczyli siedmiobarwną tęczę!
     Zadzierali głowy w zachwycie i śmieli się w głos. Znów zapanowało szczęście, zgoda  i dobro!
Pan burmistrz nie posiadał się ze szczęścia.
     Jego córeczki znów miały kolorowe sukienki, rumieńce zdrowia na buziach, czerwone usteczka i oczy koloru chabrów polnych! Uroda ich aż oczy rwała!
     Nie uszła ona uwagi Frania i Antosia, wodzili za dziewczętami zakochanymi oczami!
Frankowi "wpadła w oko" Ania, Antkowi - Hania. 
     Dziewczynom także spodobali się weseli i pracowici chłopcy! 
Burmistrz widział co się "święci" i uśmiechał się tylko pod sumiastym wąsiskiem koloru rudego!
     I chyba domyślacie się jak zakończyła się bajka?
Malarze zostali w Kolorowej Krainie. 
Burmistrz wraz z żoną oddali im ręce swoich córek. Franek poślubił Anię, Antek - Hanię i żyli długo i bardzo szczęśliwie w tej wyjątkowej krainie.
     A gdy tylko zblakła jakaś chmurka lub bodaj najmniejszy kwiatek, natychmiast zjawiał się Franio albo Antoś z farbami i pędzlami i szybko poprawiali to, co było do poprawienia!

I tak się kończy ta bajeczka, a może wcale nie bajeczka, kto to wie?




6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

" Zesrasz sie"m" i nie dasz sie"m" - a z półbuci-"kóf" smród dalej wali " !
fuuóuuuuuóuuuuj !

gruszka pisze...

Ciekawe, bardzo ciekawe...A może czujesz po prostu swoje "półbuciki" hę? Oj, zawiść ludzka nie zna granic, prawda?

Lesio krosta pisze...

Gruszka, dlaczego zezwalasz na
takie komentarze w Twoim blogu ?

Ciachaj spamera analfabetę ...

Anonimowy pisze...

Julka pisze!
dziekuje bardzo za sliczna bajeczke.
A w tym opisywanym miasteczku to ja ciociu bylam.To miasteczko jest w Szwajcarii.Widzialam te piekne zielone drzewa i jabluszka takie same jak opisywalas i nawet ratusz z zegarem tez byl.
Bardzo sie ciesze bo nawet Pani w klasie pozwolila czytac i innym dzieciom z mojej klasy.A wiesz,ze dzieci mi zazdroszcza,ze mam taka ciocie co pisze dla mnie bajki.
Niedlugo babcia przyjedzie to napewno sie z ciocia spotkam i juz narysowalam dla cioci laurke.Dziekuje jeszcze raz i zycze wesolych swiat.Julka ale bez kokardki bo mi mama wlosy obciela.

gruszka pisze...

Lesiu, zezwalam na "takie komentarze" bo po prostu nie mam zwyczaju hamować wolności wypowiedzi, skoro chamy same się nie hamują, nic na to się nie poradzi. Komentarze świadczą o tym, że blog żyje:)

gruszka pisze...

Kochana Julciu,
Bardzo się cieszę, że Ci się spodobała bajeczka, którą napisałam specjalnie dla Ciebie. Oczywiście bajka jest dla Ciebie w pierwszym rzędzie, ale dla innych dzieci też. Gdy tylko będę miała chwilkę, postaram się znów coś napisać.
I ja życzę Tobie oraz całej Twojej Rodzince szczęśliwych Świąt.