piątek, 15 sierpnia 2014

Dzieciństwo Grusi

      Jestem Gruszka i mam lat....sporo.
I nie bądźcie zbyt ciekawi ILE, bo dostaniecie kociej mordy, moi mili liczni Czytelnicy!
     Grusia przyszła na świat dawno temu, kiedy jeszcze w wielu domach paliło się w piecach,a w kuchniach funkcjonowały kuchnie węglowe. Obok kuchni stała skrzynia na węgiel, na której można było wygodnie usiąść i fajtać nogami.
     Kuchnia węglowa miała prawdziwy popielnik, w którym widać było żar. Od czasu do czasu trzeba było wybrać z niego zbierający się popiół specjalną szufelką. Był też najprawdziwszy pogrzebacz, pewnie niektórzy nigdy takiego nie widzieli, ale Gruszka pamięta go z własnego dzieciństwa. Służył do grzebania we wnętrzu kuchni oraz do przesuwania fajerek.
     Grusia od urodzenia była dzieckiem rozgarniętym i inteligentnym. Patrzyła rozumnie z czeluści becika na świat, oczkami koloru rodzynek, a kształtem przypominającymi wąskie migdałki.
- Ojej, jaka ona śliczna, podobna do małej Chinki! - zachwycał się wujo Marian, który właśnie wrócił z Pekinu. Był zafascynowany Chinami, śpiewał w chórze Harfa, toteż miał okazję wyjeżdżać to tu to tam...A Chiny były aktualne w tym czasie.
      Grusia miała apetyt niespotykany wprost, toteż rosła jak na drożdżach. I nabierała ciałka. 
Była zdrowa i żwawa. Pycho jej gładkie i czerstwe wyrażało jednak od zawsze troskę o losy świata...
     Grusia jako czarujące dziecko od małego miała powodzenie u płci przeciwnej, co się przejawiało w nieustającej chęci dokarmiania jej przez większych od niej, już chodzących, kawalerów - bułką i biszkopcikami.


     Nie wiem czy już mowiłam o wybitnej inteligencji Grusi. Jeśli tak, powtórzę raz jeszcze, głośno i dobitnie!
Grusia od najmłodszych lat przejawiała wyjątkowe oznaki mądrości i umiejętności oraz dawała wyraz silnej woli! W dodatku nie znosiła sprzeciwu i wszelkie jego przejawi tłumiła w każdy jej dostępny sposób!
     Gdy miała lat cztery i mama nie pozwoliła jej na coś, Grusia złapała nożyce krawieckie i błyskawicznie poprzecinała siedem rzeczy, które jej się akurat nawinęły pod rękę. Chodziła po pokoju i chlast - firanka, chlast - obrus, chlast - ściereczka, chlast - chusteczka do nosa! A co, niech mają za jej krzywdę, niech wiedzą, że Grusi się nie mówi NIE!!!!!!


     Gdy miała lat może sześć, znalazła gdzieś na podwórku puszkę z resztkami farby olejnej. Zielonej. A że miała zdolności manualne i zmysł praktyczny, zaraz wymalowała sobie rękawiczki do łokci. Nie wiadomo dlaczego, mama nie była zachwycona i poszedł w ruch rozpuszczalnik!
     Grusia nie lubiła zdjęć. Była leworęczna, co jej wytykano. Wkurzały ją te głupie uwagi.
Gdy przybijała elementy tzw. układanki-przybijanki lewą rączką i ktoś chciał to uwiecznić na zdjęciu, natychmiast przekładała młoteczek do prawej ręki.
     Raz zmuszono małą czteroletnią Grusię, by założyła znienawidzoną sukienusię, tę błękitną w białe kółeczka, na ramiączka. Grusia miała zły humor. Dała temu wyraz wypinając pupę do zdjęcia. Odbitkę jednak podarła w latach późniejszych, bo co, kurcze, będą komentować!
     Generalnie Grusia pozować do zdjęć nie lubiła, gdyż uwłaczało to jej godności osobistej, toteż konsekwentnie prawie do każdego zdjęcia wywalała ozór.
    Grusia mówiła bardzo wcześnie - dużo i mądrze. Szczególnie lubiła siedzieć w oknie, jako dwulatka i wykrzykiwać do przechodzących: PIJANA, PIJANA! Tak to walczyła z alkoholizmem oraz innymi problemami trawiącymi społeczeństwo od lat najmłodszych!
     Mała Grusia miała różne ciekawe zajęcia, niestety, niektóre nie były aprobowane przez mamę np. jazda na łyżwach po kuchni.
      Mała Gruszka miała ulubioną zabawkę - marynarza z gąbki. Kiedyś nie chciała iść spać tylko bawić się owym marynarzem. Mama prosiła, Grusia nic. Zaczęła się szarpanina w wyniku której łeb marynarza został urwany. Wtedy padły znamienne słowa skierowane do mamy: do końca ŻYCIA ci tego nie zapomnę.
       I konsekwentnie niedawno to zostało PRZYPOMNIANE! Co jak co, ale Gruszka pamiętliwa jest i potrafi się zemścić!
     Po drzewach Gruszka łaziła niczym wiewióreczka jakaś, ulubionym jej zajęciem było siedzenie na czubku sosny koło stacji benzynowej, której uwielbiała zapach.
     Mała Grusia czytała w wieku 5 lat, pięknie rysowała (szczególnie królewny), a w szkole dostawała samie piątki...w pierwszej klasie.
      Bo potem to już było różnie. Uczyć Grusia się specjalnie nie lubiła, była tak inteligentna i mądra (nie wiem, czy o tym wspominałam), że doszła do wniosku, iż nauka jest jej zbyteczna bo i tak wszystko wie lepiej. Znaczy najlepiej.
      I tak jej zostało po dzień dzisiejszy!





Brak komentarzy: