czwartek, 21 sierpnia 2014

Kluczyk c. d. czyli jak to bywa w pewnych funkcjonalnych instytucjach tudzież biurach

        Czy pamiętacie może, moi mili Czytelnicy, moje opowiadanko pt. "Kluczyk"?
Pewnie nie...No, ale jest tam gdzieś, można sobie treść przypomnieć...
      Otóż nawiedziłam dziś ponownie ów urząd słynny z tego, że jest kłopot z uzyskaniem kluczyka (przez interesantów) do przybytku dumania, czyli do toalety , krótko mówiąc.
       A człowiek jak tak długo czeka, czeka, czeka i czeka, to jednak czasem musi. Może nie tyle, "inaczej się udusi", jak to śpiewał onegdaj Stuhr, ale może mu się przydarzyć coś zgoła całkiem innnego i nie z tym otworem górnym całkiem związane!
      Ale co to ja chciałam? Aha. O urzędzie.
Dziś oglądałam sobie taki stary film archiwalny polski z młodym Damięckim (Damianem). Filmik pt. "Nowy" - serdecznie polecam! KA-PI -TAL -NY! Doskonale ilustruje sytuację, jaka panowała za PRL-u na rynku pracy, także atmosferę w zakładach. Fajnie ukazuje te wszystkie śmieszne obyczaje, przepisy - durne i bezsensowne, a w ogóle cuuuudo! Polecam! Uśmiać się można, ale TAK było.


      Dla młodych to abstrakcja i kosmos:)
Przypomniałam sobie ten film w związku z moimi przejściami w pewnym urzędzie...Tym samym co kiedyś.
Sprawa, którą miałam tam załatwić, wydawała się prosta, ot, zwykłe dopełnienie formalności wg. przygotowanych przeze mnie dokumentów.
- Pójdzie pani, do pani Szczygłowskiej z Działu Kadr - poinformowano mnie , nawet zapisując godność urzędniczki na karteczce.
     Poszłam. Na drzwiach tabliczka. Nazwisko się zgadza.
Gruba, naprawdę monstrualnie otyła niemłoda pani, siedziała za biurkiem. Koronkowa biała bluzka opinała jej obfite, wylewające się, kształty. 
- Dzień dobry! Moje nazwisko ....., skierowano mnie....... itede.
- JA NIC O TYM NIE WIEM! - sarkastycznie rzuciła grubaska.
I cisza. Zero reakcji.
       Po minucie mojego stania dorzuciła łaskawie : PROSZĘ poczekać NA KORYTARZU!
Czekam, czekam, czekam, czekam, czekam...Mijają minuty, kwadranse...Czekam cierpliwie gdyż podobno cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną, więc ją ćwiczę pożytecznie. Czekam.
       Po pół godziny na korytarzu zaczął się ruch. Panie spacerowały z papierkami. Częściej ze szklankami, nabierały wody do czajnika.
- Bożenka, winogrona TERAZ BĘDZIESZ JADŁA????? - krzyczy z łazienki jakaś urzędniczka. Myje winogrona. 
- Przyjdę DO CIEBIE ZARAZ! - odkrzykuje Bożenka. Ta gruba.
      I znów ruch, panie zerkają na mnie, pewnie myśląc: a ta czego tu siedzi? Czego chce?
Zaczynam czuć się jak intruz.
     Przeczytałam całe "Metro". Z nudów. Ktoś zostawił na stoliku. Morderczyni niemowlaka została wypuszczona na wolność z więzienia po odsiadce kary. W międzyczasie oblała wrzątkiem sąsiadkę więźniarkę, ale co tam! Pewnie chora psychicznie, pewnie groźna dla otoczenia, ale co tam! Dopiero jak znów zamorduje dziecko, ponownie ją zamkną! Urwał nać!
     No, ale...Czekam. Czekam cierpliwie. Wychodzi z pokoiku pani najbardziej znająca moją sprawę. Czekam już ponad godzinę. Bo kazali. Postanowiłam się nie awanturować! I trwam w tym dzielnie!
- Pani Iwonko, przepraszam, ja już godzinę czekam i nie wiem w zasadzie na co - stwierdzam przymilnie.
- Ahaaa, zaraz zadzwonię w pani sprawie - pani Iwonka jest pełna dobrej woli.
Dokumenty miałam dostarczyć "biegusiem". Wywiązałam się. Po co i na co się śpieszyłam? - myślę z goryczą.
      Pani Iwonka dzwoni. Niestety, nie zastaje osoby, która miała zająć się moją sprawą. Urlop dwa dni.
Wychodzi do mnie.
- Przykro mi, dziś już nic nie załatwimy. Ja sama nie mogę zadecydować.
       Powoli robi mi się gorąco. Chyba ze złości. No żesz, w dobie komputerów, faksów, telefonów, jak się okazuje nie ma siły by jedna pani drugiej przekazała informację! Po prostu że -na -da!
- Pani Iwonko, mam dziś dzień pracy w plecy, strata kilkadziesiąt złotych - staram się zapanować nad kipieniem.
- To wie pani, jak zrobimy? Ta pani będzie w poniedziałek, ma urlop, przyjdzie pani do mnie po pracy. Ile pani potrzebuje na dojazd?
- Z godzinę...
- To dobrze. Ja będę do piątej. W międzyczasie niech pani zadzwoni, czy sprawa jest załatwiona...
        Zgodziłam się na taki układ. Nie miałam wyjścia...
Wspominamy jak to było za PRL, jak to petent bywał intruzem...A teraz?
        Zobaczmy, jak są traktowani pacjenci w przychodniach. Przyjrzyjmy się, jak są obsługiwani interesanci w niektórych (nie wszystkich) urzędach...
       Na koniec dobra rada.
Chcesz być super obsłużony? Chcesz by ci się w pas kłaniano? Chcesz być przyjęty z honorami? Chcesz być kawką poczęstowany? 
Przyjdź DO BANKU. PO KREDYT!
       Pod warunkiem, że jesteś wypłacalny!



Brak komentarzy: