niedziela, 18 maja 2014

Jola

     Jola...Nie była ładna. A właściwie to była zdecydowanie nieładna. A nawet bardziej niż nieładna. Do tego brudna i brzydko pachniała. A miała już czternaście lat!
Widać nie lubiła się myć...
     Dziewczynka była w dodatku bardzo otyła, zwały sadła odznaczały się i uwydatniały pod opiętymi elastycznymi bluzkami.
     W dodatku Jola cały czas ruszała ustami. Coś jadła. Jej szczęki poruszały się rytmicznie i bardzo szybko. Czasem też przeżuwała albo popijała jakiś napój, najczęściej oranżadę. Nigdy nie pozostawała obojętna wobec jedzenia i picia.
- Mariolka (tak wołali na nią rodzice), idź do zielonej budki, kup wodę sodową, ser biały, jabłka, ze czterdzieści deka kapusty kwaszonej, takiej dobrej, na surówkę na obiad! - mama wręczała jej porcelanową miseczkę.
     Jola szła. Po drodze zjadała większą część kapusty, wypijała prosto z syfonu z połowę wody, serka też nie omieszkała spróbować...Taki miała apetyt niepohamowany ta Jolcia...
      Dziewczynka pochodziła z domu inteligencji pracującej - matka, piękna i wykształcona kobieta, o jasnych oczach i długich włosach. Córka była zupełnie niepodobna do niej. Ani z urody, ani tym bardziej z intelektu.
     Tata - jego troszkę córka przypominała, ale tylko z wyglądu...Niestety. Pracował w banku i zajmował tam jedno z kierowniczych stanowisk.
      Dziewczyna była jedynaczką, rodzice kochali ją szalenie i bezgranicznie. Byli ślepi na jej wyskoki i złe zachowania.  I tak była oczkiem w głowie całej rodziny.
      Zapracowani - matka i ojciec nie wiedzieli o wielu sprawkach swojej ukochanej jedynaczki, pozostawała ona sama po szkole na długie godziny w wypielęgnowanym, urządzonym drogo, mieszkaniu. Miała swój pokoik umeblowany ze smakiem, w nim szafę z tonami garderoby. Robiła co chciała i co jej podpowiadał umysł...
      W wieku lat trzynastu paliła regularnie papierosy, a namiętność ta stopniowo rozwijała się w nałóg.
Tak w ogóle, to pomimo, że chodziła do normalnej szkoły, z jej umysłem nie całkiem było wszystko w porządku. Miała wielkie trudności w zapamiętywaniu i w zrozumieniu lekcji, tak, że rodzice, a szczególnie tata, byli bardzo zaangażowani w pomoc dla niej - w różnych formach, aby swoją córkę przepychać z klasy do klasy...
     Pewnego dnia Mariolka...Ale zacznijmy od początku.
Dziewczynka bardzo wcześnie zainteresowała się seksem. Pierwsze epizody były sporadyczne, niby nieszkodliwe, ot całowała się z kolegami z klasy, dla nich to były żarty...
      Strzelali jej na lekcji z gumki od biustonosza, albo wołali za nią: Jola, chcesz polatać? Taki zgryw...Czasem któryś złapał za biust...Na ogół drugoroczny Jacek albo Julek z rodziny patologicznej...
       Ona była w siódmym niebie. Czuła zainteresowanie.
W wieku piętnastu lat zrobiła TO po raz pierwszy. Z jakimś dziesięć lat starszym facetem...Poznała go...na ulicy...
      A potem...Potem to już szukała okazji. Lubiła to, interesowało ją to...
O okazję nie było trudno, idąc ulicą w mini (nogi miała dość zgrabne, umięśnione) wielu mężczyzn zwracało na nią uwagę. Cóż, prawdę powiedziawszy nie z powodu jej urody...Była nadal otyła, ćlamkała lizaki, lody, jadła na ulicy zapiekanki, buzię miała zawsze umorusaną, ulepioną...niczym małe dziecko. Ponadto gapiła się, oglądała...No i czasem bywała podpita...
      Mirka poznała w wieku lat osiemnastu. Miała za sobą już bogatą przeszłość erotyczną.
Był w mundurze Kościuszkowców. Na pierwszej "randce" zrobiła to z nim w krzakach. Potem przespała się z jego kolegą, z którym sam ją zapoznał, też bardzo szybko, tego samego dnia...
      A później odwiedziła chłopaków w jednostce. I tam...Wóda - bo alkohol obok papierosów to było to, co Mariolka lubiła bardzo - i...jakoś tak, że z opasłego ciała dziewczyny skorzystało pięciu szeregowców plus jeden zawodowy nieco wyższej rangi...Może kapral?
     Rodzice się dowiedzieli. Wytoczyli w jej imieniu proces jednostce, tata miał znajomości...
Uzyskali niemałe odszkodowanie, kupili kolorowy telewizor, meble zmienili...Przeszło bez większego echa...Wszyscy  wiedzieli, ale zapomnieli po jakimś czasie...
     A potem Jola skończyła szkołę zawodową. Ledwo, ledwo, tata pomógł. Korepetycje, prezenty...
     Praca. Ze względu na ojca, z łatwością dostała niezłe stanowisko w banku. Tata postarał się, by nie ponosiła zbytniej odpowiedzialności, załatwił jakiś "nadzór" nad nią. Może troszkę zapłacił... Pensję miała niezbyt wygórowaną, ale przyzwoitą...
       Pewnego dnia, a miała wówczas lat 22 , poznała Romka...
Romek, dziesięć lat starszy, robotnik na budowie, był rozwiedziony, miał dwójkę dzieci...
     Ponadto...był wyjątkowo nieatrakcyjny z wyglądu. Twarz z dziobami, bardzo niski, mocno przerzedzone włosiny koloru siana...Ale Joli to wcale nie przeszkadzało! Od razu zaczęła zabiegać o jego względy, a współżyć regularnie rozpoczęli natychmiastowo. 
      Oczywiście ciąża nastąpiła dość szybko...Romek niby uważał, ale Jola...Cóż...
Rodzice urządzili wspaniałe wesele. Ślub - tylko cywilny - w Pałacu Ślubów. Mariolka miała piękną, krótką suknię koloru łososiowego i pękatą wiązankę z frezji. Romek - elegancki, stalowoszary garnitur - kupiony przez teściów. Wszystko dla ich jedynaczki, byle była szczęśliwa!
      Na świat przyszła Marzenka. Podobna do matki jak "kropla wody"...
Jola kochała córeczkę, ale...jeszcze bardziej kochała swobodę. Nie potrafiła zresztą się zajmować dzieckiem...Często pochylała się nad maleńką, kilkumiesięczną Marzenką z papierosem w ustach...
     Babcia i dziadek, w miarę możliwości, wyręczali ich jedynaczkę w opiece nad córeczką, także pomagali "młodym" finansowo...Kupili im mieszkanie dwupokojowe w pobliżu, pomagali Mariolce w prowadzeniu gospodarstwa...Robili co tylko mogli. 
      Romek pił coraz więcej. Zresztą pił od zawsze. Teraz miał za co, bo źle im się nie powodziło. Jego zarobki szły w części na pokrycie alimentów, ale Jola zarabiała całkiem, całkiem, plus pomoc hojnych teściów....
       Często wybuchały kłótnie i awantury. Romek bywał coraz mniej w domu, podobno miał "babę" na boku, a Jola...też jakoś sobie radziła...Jak kiedyś, nie stroniła od przygodnych znajomości.
       Rozwód nastąpił gdy Marzenka miała sześć lat...
Rodzice nadal córce pomagali. Biedna, porzucona...
     Marzenka rosła jak na drożdżach, otaczana miłością...głównie dziadków. Jola miała swoje sprawy, swoje życie...
        Dziecko było wybitnie zdolne. Już w podstawówce wykazywało wyjątkowe talenty. Do matki podobna z twarzy, natomiast intelektualnie "poszła"...chyba w dziadków.
     Nie była też otyła, delikatną, zgrabną figurą przypominała swoją piękną babcię Marię. Miała długie włosy i inteligentne, bystre spojrzenie.
      Jej zdolności były liczne: muzyka (grała na pianinie), pięknie rysowała i malowała, pisała ciekawe wypracowania, a nawet...wiersze. Miała też zmysł matematyczny.
     W siódmej i ósmej klasie brała udział w olimpiadach. Zajmowała dobre miejsca. Miała nawet jedno pierwsze - z matematyki.
       Prócz tego dziewczynka była: mądra, zaradna, samodzielna, miała dobre serce i wyobraźnię. I bogate życie wewnętrzne. Zawsze otwarta na potrzeby innych, koleżeńska i lubiana.
     Minęły lata. Jola posiwiała, postarzała się, zaczęła niedomagać. Jej ojciec dawno zmarł - na serce, mama była schorowana mocno...
     Marzenka zajmowała się troskliwie i matką i babcią... 

     Aha, jeszcze jedno...Marzenka skończyła studia prawnicze i...filozofię.
Wyszła szczęśliwie za mąż za prawnika, ma dwoje dzieci , którym razem z mężem Markiem, stworzyli wspaniały dom.
     Prowadzą jedną z najbardziej znanych w Warszawie kancelarii.
     


Brak komentarzy: