piątek, 16 maja 2014

Kluski

     Kubuś uwielbiał kluchy. Lubił je od dzieciństwa.
Kluski kochał pasjami i to wszystkie, to znaczy różne ich rodzaje : kopytka, kładzione, makaron, pyzy, śląskie..
     We wczesnym dzieciństwie mały Kubuś jeździł na wioskę - do Klimentowic, niedaleko Lublina.
Tam mieszkał z matką i ojcem w domu ciotki.
      Za domem był mały ogródek kwietno-warzywny, a dalej bezkresne pola, pola, pola...
W zasadzie był ich kres - sięgały aż do odległego lasu. Dla małego Jakubka jednak były to nieskończone przestrzenie pasów zieleni.
     Rosły tam zagony truskawek, całe plantacje malin i czarnych porzeczek.
Były też uparwy chmielu, który mały chłopczyk z wielkim zaangażowaniem pomagał zbierać. Zresztą pomagał jak potrafił także w innych pracach: karmił kury, kopał ziemniaki...
     Wioska była niewielka, stały tam drewniane domy, ale także murowane. Z daleka widać było stojący na górce,  stary, zabytkowy kościółek.
Tyle pamiętał z dzieciństwa Jakub.
     No i te kluski...Nie była to potrawa ani skomplikowana, ani pracochłonna, ani droga...
Pracujący w polu nie mieli czasu na gotowanie czegoś wykwintnego...





     Ot, brało się dużą michę, wsypywało do niej mąkę, dolewało wody...Gdy masa zgęstniała odpowiednio i przybrała stosowną konsystencję, kładło się zgrabne, "wycięte" ostrym brzegiem łychy, uformowane w kształcie łezki, kluseczki na osolony wrzątek. Po ugotowaniu polewało się je skwarkami, posypując szczodrze białym serem. 



     Potrawa prosta, mało wartościowa i niezdrowa, ale pożywna i smaczna.  Na swój sposób.
     A co najważniejsze, kojarzyła się Kubusiowi, już później, w życiu dorosłym, ze szczęśliwymi latami dzieciństwa.
Gdy jadł owe kluchy kładzione, przyrządzane (!!!!!!!!) przez mamę, zapijane kefirkiem, widział oczami duszy te rozległe pola i zagony. I to było to!
      Wspominał drewniany dom babci, dom ciotki, wieczory chłodne i ciche, odległe szczekanie psa i księżyc który tak jasno świecił tylko tam, w Klimentowicach.
     Przypominał sobie zapach drewna w chałupie babci, mdlącą woń krzaków czarnych porzeczek, bajeczny i cudowny zapach maciejki,  posianej w przydomowym ogródku, którą czuło się tylko wieczorem...
     Malwy kiwały się koło płotu, słoneczniki odwracały do słońca swoje tarcze, a małe ptaszki fruwały nad polem...
Właściwie co to były za ptaki? - zastanawiał się czasem Jakub. I zaraz sam sobie odpowiadał - jaskółki i skowronki. Tak, to były czasy beztroski...
      Kubuś ożenił się w wieku trzydziestu lat. Wziął sobie za żonę pannę energiczną i zdecydowaną.
Był szczęśliwy. Wiedział, że zawsze w domu ktoś na niego czeka...
     Bardzo brakowało mu jednak smaku tych klusek....Jego mamy już wtedy nie było...
Powiecie może: nie miał poważniejszych marzeń? Nie miał czego wymyślić?
     Oczywiście, w dorosłym życiu Jakub miał już problemy i troski, ale....cały czas myślał o tych kluskach...
Urosły one w jego wyobraźni na miarę symbolu: wolności, beztroski. swobody....Stały się jak sztandar dla wojownika średniowiecznego, jak transparent w pochodzie pierwszomajowym w czasie PRL-u, jak ikona, jak...
      Kaśka, jego żona, troszkę go lubiła. Gdy zaraz po ślubie pojechali do Klimentowic, Kubuś nieśmiało poprosił swoją cioteczną siostrę, matkę trzech uroczych córeczek, o przyrządzenie mu owych klusek.
- Nie ma problemu - powiedziała ona z uśmiechem.
Nastawiła gar wody...Po kilkunastu minutach Jakub siedział za stołem z uszczęśliwioną miną. Spełniło się jego marzenie.
      Kasia była niezłą kucharką. Obserwowała jak Alicja gotuje kluchy. Potem widziała zachwyconą minę męża, gdy pałaszował potrawę z takim apetytem, jakby były to najpyszniejsze delicje, albo jakaś ambrozja na Olimpie.
      Raz postanowiła zrobić mężowi niespodziankę. a było to przed Świętami Bożego Narodzenia...
Wzięła porcelanową miskę, nasypała mąki Wrocławskiej, przygotowała serek i słoninkę do kraszenia. Był też kefirek. Wszystko przebiegało planowo, a mąż nie posiadał się z radości, gdy Katarzyna postawiła przed nim parującą michę z potrawą.
      Wdychał pachnącą parę unoszącą się z misy, a minę miał przy tym rozkoszną jakby był w "siódmym niebie". Zabrał się z entuzjazmem do jedzenia.
      Kasia stała akurat przy kuchni mieszając bigosik w wielkim garze..
Naraz z pokoju posłyszała jakiś krzyk....Nawet nie krzyk, a jęk rozpaczy i bólu! Niczym ryk zranionego łosia u Szekspira!
     Wpadła zaniepokojona do pokoju. Jej małżonek siedział przy stole trzymając się za szczękę.
- Co ci się stało? - krzyknęła Kaśka z niepokojem.
- Żąb! - wyjęczał Kuba.
- Co "ząb"? - dociekała ona.
- Żłamałem żąb! - boleściwie wystękał mąż z miną Piekarskiego na mękach. Albo jeszcze gorszą.
- Jak to? - zdziwiła się żona.
- Uuuuuuu! - odpowiedział jej on boleściwie.
- Ale na czym? - zdziwiła się kobieta.
- NA KLUSKU! - wyjęczał nieszczęśnik.
I dwa dni przed Świętami było szukanie stomatologa i niemały rachunek do zapłacenia.
     Do dziś dnia nie wiadomo, na czym tak naprawdę ząb został złamany...
Złośliwcy powiadają, że Kasia pomyliła pojemniczki i zamiast mąki nasypała do misy...GIPSU.


2 komentarze:

Lesio krosta pisze...

Mógł złamać (popsuty) ząb na
twardym skwarku.

No tak ... fajne opwiadanko,
bo wytwarza soki żołądkowe.

Aha, napisz 100 razy wyraz :

przyrządzać


gruszka pisze...

Sie robi:przyrządzać,przyrządzać,
przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać, przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,
przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,
przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać, przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać,przyrządzać. Ufff!