wtorek, 21 maja 2013

Nasi milusińscy w szkole...

Dziś na onet znalazłam taki artykuł, a propos młodzieży. Rzecz się działa w gimnazjum.
Owoż sytuacja pozornie typowa. Starsza nauczycielka prowadzi lekcję języka polskiego. Usiłuje przepytać dzieci z trenów Kochanowskiego. Akurat jedna z dziewczynek recytuje. Niestety, przez cały czas utrudnia jej to inny uczeń, skutecznie ją zagłuszając. Nie reaguje na wielokrotnie mu zwróconą uwagę.
Pani nauczycielka w stanie irytacji, wydaję mi się, całkowicie uzasadnionej, podchodzi do ucznia i..o zgrozo, ośmiela się szarpać go za włosy w obecności klasy!
Uczeń dalej, tym razem już OSTENTACYJNIE, przeszkadza, jak widać nie wiele przejęty sytuacją. Nauczycielka ponownie zwraca mu uwagę podniesionym tonem. ZAMKNIJ RYJ, STARA KURWO, TERAZ JA MÓWIĘ! - słyszy słowa ucznia.
No i co powiecie?
Moi kochani, zdanie moje jest następujące. Kiedyś sprawa była prosta. Nauczyciel miał autorytet. Nauczyciel mógł w sposób wybrany reagować. Kwestią jego sumienia było, jaką metodę obierze. Pamiętam, że niektórzy nauczyciele mieli dość drastyczne metody (ale skuteczne) np.pan od śpiewu, gdy dzieci były niegrzeczne, odwracał się znienacka od tablicy i ciskał kredą w klasę. Albo ścierką. Noooo, dziękuję taką twardą kredą dostać w głowę..Były "łapy", wyrzucanie za drzwi, stawianie do kąta. Dzieciory  zawsze bywały niemożliwe. Jedne - bardziej niegrzeczne, inne nieco lepiej "ułożone" ale...
No, wybaczcie, nie zdarzały tego typu sytuacje, jak obecnie: przekleństwa do nauczyciela, groźby, agresja, kosz na śmieci lądujący na głowie...Zresztą..wiele rzeczy, których wtedy nie było, teraz są np. słynna "butelka" gimnazjalistów.
W każdym razie, pragnę podkreślić, że generalnie NIE POCHWALAM wszelkiego rodzaju agresji i rękoczynów ze strony ciała pedagogicznego, aczkolwiek...To jest tak samo, jak "dzieci bić nie wolno".
Bo..i tu 100 powodów: okazywanie swojej słabości, uczenie agresji, poniżanie, brak logicznych argumentów itd., co powoduje propagowanie tej właśnie zasady.
A mamy jak dawały klapsa, tak dają i dzieci na ludzi wyrastają, bo kodują, że jest nieposłuszeństwo to jest bolesna kara i tyle. Dzięki temu często unikają upadku z wysokiego murka, złamania nóżki, poparzenia, upadku ze schodków...Bo nie wszystko się DA wytłumaczyć upartemu pięciolatkowi, który i tak wie najlepiej co CHCIE TELAŹ!
Do czego zmierzam? Ano..nauczycielka postąpiła bez wątpienia NIEPROFESJONALNIE i NIEPEDAGOGICZNIE, ale...miała do tego prawo, bo...jest człowiekiem. Ma prawo być zmęczona, poirytowana, czuć się źle, mieć gorszy dzień...Tym bardziej, że to była starsza osoba.
Popatrzmy też na inny aspekt tej sprawy. Jakimi  "narzędziami" dysponują obecnie nauczyciele? ŻADNYMI.
Wyrzuci za drzwi, dzieciak pójdzie precz, coś mu się stanie i...wiadomo. Postawi do konta - zaraz krzyk o poniżanie, łamanie osobowości, psychiczne znęcanie się, powoływanie się na Kodeks Ucznia, który daje uczniom więcej praw i przywilejów niż nakłada obowiązków...
Można wezwać rodziców do szkoły. Ale..taki rodzic to czasem znajomy lub krewny "królika" albo sponsor, albo działacz Rady Rodziców...Można odesłać do dyrektora. Ale...no to co, nie radzi sobie pani szanowna z uczniem? To co z pani za pedagog?
I sami widzicie...
Reakcja ucznia w opisanej sytuacji.
Prawdopodobnie poczuł się zaskoczony reakcją nauczycielki, że się OŚMIELIŁA. Co sobie o nim koledzy pomyślą, jeśli nie zareaguje? Przecie nie jest złamasem ani lamusem jakimś..I ZAREAGOWAŁ.
Bez kompleksów, bez barier, bez hamulców. Może rodzice tolerują W DOMU takie zachowania? Może dla niego to normalka. No na pewno nie żaden tam przypał, wiocha...Może wręcz przeciwnie. Bohaterstwo nawet...
Myślicie, że przesadzam? Nie. Bo sama osobiście znałam matkę, do której syn zwracał się w podobnej formie i ona nie potrafiła zareagować i wyegzekwować szacunku. Rady sobie z nim nie dawała...No to o czym tu mówić?
Ja NIE WYOBRAŻAM sobie sytuacji, gdy moje dzieci zwracałyby się do mnie bez szacunku.
Owszem, bywało pyskowanie, nieposłuszeństwo, ale..zawsze potem  - skrucha, poprawa, przeprosiny, zrozumienie niestosowności zachowania...I były to przypadki pojedyncze. Precedensowe.
I na koniec jeszcze opis takiej, z życia wziętej, sytuacji. Szkoła podstawowa. Mieszkałam wówczas na Powiślu, na elitarnym osiedlu. Rodzice też byli elitą: właściciele firm, prezesi, nowobogaccy...
Dziecko uderzyło w szkole zakonnicę książką po głowie. Matka się o tym dowiedziała. Sprawa była komentowana. Reakcja  szanownej mamuńci: no co, jak zakonnica SOBIE NA TO POZWOLIŁA!!!!!
Bez komentarza.

Brak komentarzy: