niedziela, 5 maja 2013

Wiosna, wiosna....

Już naprawdę wiosna. Milutkie ciepełko, słoneczna niedziela w stolicy.
Promienie, już całkiem nieźle grzejące, igrają w kolorowych szybkach witraży kościelnych parafii na Kamionku.
A, pójdę sobie na spacerek! - pomyślałam.
Już forsycja zakwitła i mlecze. Jak to szybko poszło, trochę ciepełka i....





Tu coś powycinali, krajobraz księżycowy hehe..



 Kwitnące kwiecie drzew dzikiej jabłoni...




I wierzba....Stara, dobra, słowiańska...




 To się tera tak nazywa, ło:




Dziś w kościele sama, mąż nie czuje się najlepiej. Mówi, że zaraził się u...teściowej. Typ bezczelny.
Wytłumaczyłam mu, że wcale nie u teściowej, że mówi językiem nienawiści, bo ma swój WŁASNY katar, który złapał  z powodu swojego zdechlactwa i deszczowej pogody w dniach poprzednich!
A nie tu zwalać na moją kochaną mamusię! Matkę się ma jedną i nie pozwolę jej szkalować!
A takich jak on, mężów, to na pęczki albo i kopy!
NO!
Owoż musiałam spacerować sama.
Wielkie to ryzyko, gdyż jestem przecudnej urody - młoda, ładna, zgrabna, inteligentna, urokliwa i mogę być narażona na zaczepki obcych mężczyzn!
Ale nic. Idę. Przez park.
Patrzę na błękit nieba i chmury - już całkiem wiosenne.
Wiosenny wiatr rozwiewa me bujne sploty włosów kasztanowych (niedawno farbę kładłam).
Idę.
Nad wodą siedzą rybacy. Tępo wpatrują się w spławiki ,wystawiając gęby do słońca. A już coś złowią! - myślę złośliwie. Ale przecie nie o to tutaj chodzi, lecz o to siedzenie nad wodą, o tę ucieczkę w inny świat, o to gapienie się na wodę i zastanawianie: weźmie czy nie weźmie? Toć wiadomo z góry, że nie weźmie, bo gdzie by tu jaka ryba być miała, może jaki stary but złapią albo taką ze 2 centymetry. Toże niepłocho...
Jakaś młoda para przebiegła. JOGING! Rytmicznie uderzają stopami obutymi w obuw firmy Adidas w chodnik. Smukli jak topole, jeszcze stawy mają w porządku. Bez zadyszki. Biegną równo, nie sapią.
Oj, kochanieńcy, zobaczymy za 15 lat co z was zostanie! Jak wam się wątroba opuści i serducho osłabi, ale to "wy tu rządzicie" - jak w LekRamie!
Na ławeczce stary dziadek. Sam. W garniturze i krawatce. Spojrzał na mnie łakomie. Takie staruszki lubią korpulentne baby...Dziadziu, daj se spokój, szukaj szczęścia gdzie indziej! - pomyślałam.
Drugi dziadziuś gapi się w górę. O mało na mnie nie wpadł. Na ptaszki patrzy hehehe Że ćwirkają! Niech se patrzy, niezguła! Te chłopy...Śmiszne takie, jełopy....
Ja piękna, w rozwianym szalu z amarantem i okularach słonecznych na nosie. Aparacik w garści.
Jacyś rodzice zdjęcia dziecięciu robią, na rowerku. Ehhh, ja też tak swoim chłopakom robiłam...Kiedy to było? Łezka się w oku kręci..
Syn z ojcem na rowerach. Gałąź drzewa nisko wisi nad chodnikiem. Walną w nią łbem czy nie walną? Przejechali, udało się..A było już tak blisko...
Jakaś młoda pani wiezie swojego białego kudłatego pupilka w koszyczku doczepionym do roweru.
- Popraw mu koc z przodu! - musztruje ją pan, także na rowerku.
Robię fotki. Kwiatów i wiosny.
Zapach już taki...letni. Zielsko pachnie, już wyronięte...I kwitnące drzewa dzikich jabłoni, a może tam mirabelek jakichś...
Na ławce siedzi dwóch nieogolonych menelików. Nawet dość przystojni, jakby ich umyć, ogolić..
Podpici.
Przechodzę obok.
- Dzień dobry pani! Gut moring! - krzyczą.
- Dzień dobry - odpowiadam, bom nie tylko piękna , ale i kulturalna i przyśpieszam kroku nie czekając na ciąg dalszy konwersacji:)

Brak komentarzy: