poniedziałek, 13 maja 2013

Nasza młodzież kochana, przyszłość naszego Narodu....

Wygląda na to, że NIC mi się nie podoba!
No dobra, dobra, może i jestem malkontentką. Może i jestem!
Niech Wam będzie.
W każdym razie bardzo się staram nie być! Z całych sił się staram!
Uwielbiam dzieci. Malutkie niemowlaczki, takie rozwrzeszczane. Ich płacz przypomina czasem beczenie kozy. Płacz ma różne barwy i nasileniw. Czasem jest delikatnym marudzeniem, stękaniem, innym razem zawodzeniem, a jeszcze kiedy indziej...darciem z całych niemowlęcych sił  maciupeńkich płucek.
A jak się uśmiechają bezzębnymi, różowiuchnymi dziąsełkami! A jak pachną ich ciałka! Takim...dzieckiem, oliwką, mleczkiem, brzoskwinką...Najcudowniejszy zapach...Jedyny!


Potem, za kilkanaście lat, będzie to już tylko zapach dezodorant Adidas albo wody Calvina Kleina :)



Lubię też starsze dzieciaczki. Mamusiu, a cio to to to jeśt? A po cio? A dlaciego? Albo tak się fajnie kładą na ziemi lub podłodze w sklepie i wrzeszczą: ja chcieeeeeeeeeeeeee TOOOOOOO cioś!!!!!
No, lubię też JESZCZE starsze dzieciaczki: zerówka, podstawówka, gimnazjum...To ich mądrzenie się jest fascynujące! Wszystko wiedzą NAJLEPIEJ choć żyją te naście lat!
Tak, że...takie całkiem duże też lubię. Dziecko to dziecko, nawet jak trochę przerośnięte...
No, tak w ogóle to pełna tej sympatii i tolerancji.
Jadę sobie dziś środkiem komunikacji miejskiej - tramwajem znaczy. Wracam z ciężkiej, stresującej, odpowiedzialnej, jednocześnie marnie płatnej pracy.
W tramwaju grupka piętnastolatków...Z plecaczkami. Oczywiście firmowymi. A nich tam sobie jadą, dzieciny!
Zatapiam się we własnych rozmyślaniach właśnie, gdy naraz...
- CHCE MI SIĘ SPAĆ, KURWA MAĆ! - huknął mi nad głową dziewczęcy wdzięczny głosik i dalej kaskada śmiechu! Co ja mówię, to był nie śmiech, a ryk...Jak w tym kawałku starego Szekspira : niech ryczy z bólu ranny łoś...itd. Tylko ten ryk nie był z bólu, ino z wesołości, że panienka taka dowcipna! Zresztą...głównie śmiała się ona i jej koleżanka. To był właściwie nie śmiech, ile odgłos przypominający rżenie konia pomieszane z beczeniem kozła.
Młodzi są - pomyślałam TOLERANCYJNIE. Nie pamięta wól jak cielęciem był! - skarciłam się w duchu.
Rozejrzałam się wokoło. Grupka chłopców przy samych drzwiach, uporczywie blokowała wejście innym pasażerom. Zresztą wyjście też. Młodzieńcy piękni jak z obrazka. Ząbki myte na pewno reklamowanymi pastami do zębów, takie bieluchne, firmowe ciuchy, butki szpanersko rozsznurowane (Nike, Reebok), czapki z daszkiem - trendy, z napisem jakieś tam Los Angeles Lakers , Chicago Bulls albo i co inne...




Wycięte koszulki i obowiązkowo grzywki na bok zasłaniające lewe oko. Albo prawe. Swoją drogą, to JAK ONI PATRZĄ? Chyba ciężko! Eh, młodość!
Dziewczęta, świeżutkie, młode! Gruby makijaż - wszystkie jednakowo pomalowane - oko na Maroko, rzęsy na sztywno jak łapki muchy (zdechłej), grubaśna czarna krecha na górnej powiece idąca aż do skroni. Prawie. Włosy długie. Szorty dla odmiany krótkie. Ukazujące sporo ciała, którego za moich czasów RACZEJ nie pokazywało się na ulicy, tylko na plaży, ewentualnie. Chłopcy stali w miarę spokojnie. Od czasu do czasu poszturchiwali się i sprawdzali coś w telefonach komórkowych i smartfonach najnowszej generacji.
- ARON!!!!!MASZ NET  W KOMÓRCE??? - ryknęło mi COŚ nad głową znienacka. Panienka przyozdobiona czerwonymi sznytami na prawym przedramieniu nie miała staroświeckich zahamowań.
Aron miał. I zahamowania i net w telefonie. Był w miarę cicho i rozglądał się jaby NIECO zawstydzony...
- O KTÓREJ AUTOBUS DO GIŻYCKA SPRAWDŹ, NOOOO!
Tu WSZYSCY pasażerowie (łącznie z kierowcą) zostali poinformowani, dokąd młodzież jedzie..
Aron zaczął sprawdzać...
- Zobacz tu masz - chłopiec podszedł z telefonem. Wyglądał na spokojnego.
- NIE PIERDOL! SPRAWDŹ! - rozkazała tonem królewny ta ze sznytami, rechocąc radośnie. Zawtórowała jej druga - aparat na zębach, lekki zez, takie same długie włosy i ociekający mascarą makijaż..
- RAFAŁ, ILE TAM SIE JEDZIE? - druga również chciała BYĆ zauważona...
- O KURWA! - słyszałam za sobą zamiast przecinków. Klęli soczyście i często, głównie dziewczęta. Może chciały zaimponować chłopcom "nienagannymi" manierami? W każdym razie widać było, że wychowywane zostały bezstresowo, a mamusie im zbytnio nie tłumaczyły, że niaładnie jest hałasować w miejscu publicznym.
Młodzież musi się wyszumieć, zachowuję się jak WAPNO! - pomyślałam znów karcąc samą siebie.
Darli się jak opętani jeszcze kilka przystanków, na każdym hałaśliwie dyskutując: CZY JUŻ TU???? BLISKA, KURWA, MA BYĆ!!!!!
Pasażerowie nie reagowali. Nikt młodym uwagi nie śmiał przecież zwrócić, ja też...Jeszcze mnie obleci...Dość mam nerwów na co dzień! Gdy wysiedli, odetchnęłam z ulgą. Reszta pasażerów chyba też..
Ano...
Czytałam dziś na onecie coś takiego.
Pani redaktor odwiedziła  szkołę podstawową. Podążała w kierunku schodów, aby wejść na I piętro. Naraz prosto na nią wpadł z impetem berbeć, może ośmiolatek. Odbił się od niej i "poleciał" z metr dalej. Przewrócił się. Pani redaktor troskliwie pochyliła się nad nim, z niepokojem patrząc, czy nic mu się nie stało. Wyciągnęła rękę, by pomóc biedactwu wstać...W tym momencie malec spojrzał się na nią wzrokiem Bazyliszka.
- CO? CHCESZ W PIERDOL, LASKA? - usłyszała pani z maleńkich ust konkretnie zadane pytanie...

Poczytajcie jak nie wierzycie...
http://prawnik-na-macierzynskim.blog.pl/2013/05/08/reforma-edukacji-czyli-6-latek-w-szkole-2/
Bez komentarza...

Brak komentarzy: