środa, 31 lipca 2013

Cudowne miejsce w Guadalupe

Dziś oglądałam na TVP2 program Wojciecha Cejrowskiego o świętym miejscu w Guadalupe.
A oto pokrótce historia tego cudownego miejsca.
Rzecz działa się w roku 1531. Meksykańska ludność wówczas był mocno nawracana ma wiarę chrześcijańską, co nie przynosiło zresztą oczekiwanego efektu, a jedynie doprowadziło do rozlewu krwi...
Był grudzień. Prosty człowiek z ludu , Indianin Juan Diego, szedł drogą, gdy naraz ujrzał młodą kobietę. Twarz jej odznaczała się ciemną karnacją. Ubrana była we wspaniały strój: różową tunikę i błękitny płaszcz, opasana dodatkowo czarną wstęgą, co wskazywało na jej stan błogosławiony.
Odezwała się do mężczyzny w te słowy: "Drogi synku, kocham cię. Jestem Maryja, zawsze Dziewica, Matka Prawdziwego Boga, który daje i zachowuje życie. On jest Stwórcą wszechrzeczy, jest wszechobecny. Jest Panem nieba i ziemi. Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę. Idź teraz i powiedz biskupowi o wszystkim, co tu widziałeś i słyszałeś".
Cóż zrobił Juan Diego? Oczywiście usłuchał Maryi i udał się do biskupa by przekazać Jej życzenie. Ale biskup nie uwierzył. Sytuacja powtarzała się i nadal biskup nie dawał wiary prostemu człowiekowi, co było w zasadzie ludzkim odruchem. W końcu poprosił, chyba zaciekawiony natarczywością i uporem Juana, by dał jakiś dowód swojej prawdomówności. Matka Boska przy następnym spotkaniu poleciła człowiekowi by nazbierał róż rosnących na wzgórzu (co było zresztą bardzo dziwne już samo w sobie, gdyż róże tam bywają rzadkością) i schował je do tilmy - swojego płaszcza. Tak wyposażony Indianin wyruszył do biskupa. Stojąc przed jego obliczem oraz innych obecnych osób, wysypał z płaszcza róże kastylijskie. Wówczas to oczom zebranych ukazał się wizerunek Matki Boskiej na rozwiniętym płaszczu mężczyzny.
Wola Najświętszej Maryi Panny została spełniona,, a płaszcz św. Juana Diego, wisi do dziś w sanktuarium wybudowanym  w miejscu objawień.Jest on słynnym wizerunkiem Matki Bożej z Guadalupe.
Ciekawostką stał się fakt, że tkanina płaszcza, mimo upływu setek lat, jest w stanie nienaruszonym, nie ma na niej śladów pędzla ani znanych barwników. Kolory nie wypłowiały, nie ma na nim śladów po przypadkowym oblaniu żrącym kwasem. Oczy Matki Bożej posiadają nadzwyczajną głębię. W Jej źrenicy, w wyniku badań laboratoryjnych, dostrzeżono niezwykle precyzyjny obraz dwunastu postaci.







Miejsce to jest celem pielgrzymek.
Meksykanie to naród daleki kulturowo Europejczykom. Także ich wiara, choć niewątpliwie głęboka, jest w swojej formie nieco dla nas...szokująca.
Uczestnicy pielgrzymek przyozdobieni i odziani w kolorowe stroje z emblematami religijnymi, jednocześnie grają na pogańskich bębenkach i palą pogańskie zioła. Na straganach obok wizerunków Matki Boskiej, sprzedawane są laleczki woo doo i naszyjniki szamańskie z kości ludzkich. Wiara w Boga przeplata się z zakorzenionymi tradycjami pogańskimi....Ale cóż, co kraj to obyczaj...
W zasadzie pobożność tych ludzi, w niewielkim stopniu łączy się z Kościołem jako takim, a bardziej z kultem tego jedynego, cudownego obrazu z wizerunkiem ciemnoskórej Madonny z zamyśloną twarzą o ciemnej karnacji, ubraną w czerwoną szatę...
Wierzą szczerze, tak jak potrafią, oddając hołd "swojej" Matce Boskiej.
Madonna z Guadalupe jest dla nich tym, kim dla Polaków jest Madonna Częstochowska.
Wiosną 2007 roku podczas Mszy św. w intencji dzieci zabitych przed narodzeniem, z obrazu Matki Bożej z Guadalupe,  wydobyło się światło, które, na oczach tysięcy wiernych, utworzyło kształt ludzkiego embrionu, podobny do obrazu widzianego podczas badań echograficznych....

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"Był grudzień. Prosty człowiek z ludu , Indianin Juan Diego, szedł drogą, gdy naraz ujrzał młodą kobietę. Twarz jej odznaczała się ciemną karnacją. Ubrana była we wspaniały strój: różową tunikę i błękitny płaszcz, opasana dodatkowo czarną wstęgą, co wskazywało na jej stan błogosławiony.
Odezwała się do mężczyzny w te słowy: "Drogi synku, kocham cię. Jestem Maryja, zawsze Dziewica, Matka Prawdziwego Boga, który daje i zachowuje życie. On jest Stwórcą wszechrzeczy, jest wszechobecny. Jest Panem nieba i ziemi. Chcę mieć świątynię w miejscu, w którym okażę współczucie twemu ludowi i wszystkim ludziom, którzy szczerze proszą mnie o pomoc w swojej pracy i w swoich smutkach. Tutaj zobaczę ich łzy. Ale uspokoję ich i pocieszę. Idź teraz i powiedz biskupowi o wszystkim, co tu widziałeś i słyszałeś".

"W Jej źrenicy, w wyniku badań (sic!)" lanoratoryjnych " ?

No nie,ja cie ! Większej bzdury nie udało się tobie sfabrykowć ?

gruszka pisze...

To, że ktoś w coś nie wierzy, nie upoważnia go do podważania wiary innych oraz insynuowania "fabrykowania" czegokolwiek. Nie tylko szkiełko i oko. Są na świecie rzeczy o których się "fizjologom" nie śniło, a co dopiero niedowiarkom, ateistom i materialistom wszelkiej maści. Oj mali ludzie jesteście, zwykłe pyłki we wszechświecie, a myślicie że jesteście panami tego świata, a tu wystarczy mały kataklizm i padacie na kolana wznosząc do Boga modły o zmiłowanie. I tyle.