niedziela, 21 września 2014

Bardzo smutna historia

      Dorotka miała dwadzieścia jeden lat i była piękna jak marzenie.
Wysoka, prawie 180 cm wzrostu (wyrośniętą mamy teraz młodzież, chyba na hormonach w mięsie), szczupła i zgrabna jak modelka. Długie, kasztanowo-złote włosy, lekko falowane i gęste, mały nosek, ładnie wykrojone usta i oczy o kształcie migdała, nieco może zbyt wąskie, ale pasujące do "całości". 
      Ubierała się fajnie i właśnie kończyła swoją "szkółkę". Liceum ogólnokształcące wieczorowe...
Lekki miała "poślizg" w nauce... Ano, jak się ma taką urodę, czasem "coś" przeszkadza - usprawiedliwiali ją znajomi.
     Teraz szykowała się do matury, jednocześnie pracując w biurze, gdzie mama zaklepała jej pracę sekretarki.
      Dorotka początkowo robiła wrażenie "pokornego cielęcia" i posłusznie wykonywała wszystkie polecenia przełożonych. 
      Równolegle "załapała" się jako fotomodelka. Miała warunki, o czym doskonale wiedziała! I bardzo pragnęła wykorzystać swoją urodę. Za pozowanie płacili całkiem dobrze. A w tej branży najlepsze zarabiają krocie, a co do tego, że ona właśnie może być tą najlepszą nie miała żadnych wątpliwości!
       Zaczynała od pozowania do jakiejś gazetki reklamowej, potem jej zdjęcia można było zobaczyć w znanym pisemku dla kobiet...
To był hit! 
Fotki dodatkowo reklamowały piękną bieliznę koronkową!
        Panowie dyrektorowie z biura oszaleli! Jak to faceci. Dyrektor Marczak, którego była sekretarką, zaraz pogalopował z gazetą do dyrektora Okonia!
      A Dorotka krok po kroczku poczęła wykorzystywać tę męską słabość. 
Zaczęła do biura ubierać się...jak na bal lub..na wycieczkę. Powłóczyste suknie zdekoltami zamiennie z króciuteńkimi szorcikami, które sporo odsłaniały, gdy Dorotka pochylała się nad biurkiem stojąc np. tyłem do pana dyrektora Marczaka.
        Oczywiście zamierzony efekt był. Szefostwo zaczęło traktować Dorotkę jak gwiazdę i stopnowo wymagać od niej coraz mniej, a od innych - więcej. Ktoś musiał przecież pracować!
A tym "ktosiem" były mniej urodziwe i zdecydowanie starsze pracownice.
- Panie dyrektorze - pytała Dorota słodkim, wystudiowanym głosiczkiem - czy ja muszę pisać to sprawozdanie?
- Nie, pani Dorotko, zrobi to pani Morawska - odpowiadał pan dyrektor, a oczy wychodziły mu z orbit bo pani Dorotka miała dziś dekolcik, że...uhhhh!
     Dziewczyna miała teraz aż nadto czasu i na ploteczki i na przechadzanie się po biurze i na jedzenie swoich witaminowych sałatek w szklanych pucharkach, które miały zapewnić jej dożywotnio obecną linię modelki. Jadła owe sałatki dostojnie, unosząc w górę paluszek wypielęgnowanej dłoni trzymającej srebrny widelczyk.
    Czas mijał.
Dorotka dalej była fotomodelką tego samego znanego pisemka dla pań, a jej zdjęcia podziwiali niezmiennie oczarowani panowie dyrektorowie i męscy pracownicy, panie zaś oglądały je z zazdrością, starając się na wszystkie sposoby znaleźć w wizerunku "gwiazdy" jakąś rysę lub skazę. 
- Pani Dorotko, czy tu nad kolankiem to żyłka? - pytała życzliwie pani Krysia.
- Nie, nie widzi pani, pani Krysiu, to cień tak pada z parasolki! - z politowaniem patrzyła na koleżankę ignorantkę, gwiazda Dorotka. Nic nie było w stanie zaćmić jej jasnego światła.
Tak wtedy myślała...
Aż raz przyszła do pracy jakaś markotna...
- Pani Dorotko, a gdzie gazetka z pani zdjęciami? - spytała zaraz pani Basia. Był poniedziałek, a zawsze w poniedziałek tradycyjnie oglądano nowe zdjęcia "królowej".
- Nie będzie już zdjęć - burknęła Dorota.
- Ale dlaczego? - koleżanki były "życzliwie" dociekliwe.
- Po prostu! - warknęła Dorota wściekle.
Potem okazało się, że takich pięknotek było więcej, a nawet najpiękniejsza buzia w końcu się opatrzy...Zmiana fotomodelki i tyle.
       Ano...Atrakcje się skończyły i panowie dyrektorowie jakoś tak mniej przychylnie patrzyli na Dorotkę. I sprawozdania już pisać musiała i porządek w papierach utrzymywać...Biedaczka!
      Pewnego dnia Dorotka "sprowadziła" do biura swojego chłopaka, Ryśka. Znalazła mu robotę, którą mógł wykonywać - obsługiwał xerograf. Chłopak był dość przystojny, czarniawy jak Cygan, choć trochę "niekumaty". Podobno w dzieciństwie miał kilka upadków na głowę. Może dlatego....
W sumie sympatyczny, skromny...
     Dorotka czasem schodziła do niego, do pracowni. Chyba była zakochana. Chłopak kończył szkołę wieczorowo, technikum samochodowe...Pracował w instytucji koło roku - na zlecenie...
     Minęły dwa lata. Dorota miała 23 lata i nieco spoważniała, choć nadal trochę "zadzierała nosa". Jej uroda wybujała, a że zarabiała niezłe pieniądze, mogła się ubrać, stać ją było też na drogie kosmetyki. Dorabiała często jako hostessa na różnych imprezach, organizowanych głównie dla biznesmenów i vipów...
     Tam poznała Roberta.
Robert miał 32 lata, był przystojnym biznesmenem - bardzo bogatym.
Wielki majątek i dom w Żabiej Woli - okazały niczym forteca.
Obsypywał prezentami i kwiatami Dorotkę, prawił komplementy...
     Dorotka zakochała się bez pamięci, a i pieniądze ukochanego zrobiły swoje.
Oczywiście Rysio "poszedł w odstawkę", a pięcioletni z nim związek pozostał bladym wspomnieniem, teraz liczył się tylko Robert.
    A potem był ślub. Szybki i wystawny, po czteromiesięcznej znajomości. 
Podróż do Paryża, razem ze śwadkami - Gośką i Wieśkiem....
Trochę nietypowo, ale w końcu ich wybór. Miało być wesoło, bogato, szampańska zabawa...
     Po dwóch tygodniach urlopu Dorota nie wróciła do pracy i ślad po niej zaginął....
Mijały tygodnie...W końcu "bomba pękła".
      Stopniowo z plotek korytarzowych zaczął wyłaniać się obraz tragicznej prawdy.
Okazało się, że  ślicznotka wyszła za mąż za psychopatycznego zwyrodnialca...
Facet był dodatkowo maniakalnym zazdrośnikiem. 
Pod wpływem jakiegoś zrodzonego w jego chorym umyśle podejrzenia, pobił biedną dziewczynę do nieprzytomności. Ledwo uszła z życiem. Podobno patrzyła się na kelnera zbyt natarczywie w jakiejś ekskluzywnej restauracji. To wystarczyło, by "włączył mu się szperacz" i by bestialsko skatował swą młodą i piękną żonę.
     Potem już nigdy nie słyszało się o Dorotce, podobno straciła nie tylko zdrowie (zaburzenia neurologiczne), ale i urodę. Miała uszkodzenie oka, złamany nos, liczne blizny...Przeszła dwie poważne operacje...
      Mężczyzna stanął przed sądem, a że był bogaty...Wiadomo...
Sprawiedliwość nie jest ślepa i  kocha...pieniądze...Świadkowie często też...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ach baaaa,mam prawie 1000 procentową pewność ,że te wszystkie historyjki (wyssane z twojego brudnego palucha) przepisujesz i powielasz,czekając w kolejce u lekarza lub w urzędzie zatrudnienia.
+Axel Springer i Bertelsmann, się kłaniają. ha ha

gruszka pisze...

Zaraz, zaraz, to jak to jest? Wszystkie te historyjki są "wyssane z mojego brudnego palucha" CZY są skądś "przepisywane i powielane"? Zdecyduj się buahahahahahahahahahaha
Oj, żałosny, zawistny anonimie hihi