piątek, 26 kwietnia 2013

W pracy...cz. I

Zacznijmy od tego, że za czasów zamierzchłego, "zdziczałego", obecnie oplutego PRL-u, każdy kto chciał, pracę MIAŁ. Nie, żebym PRL wychwala, ale takie są fakty. Czy się stoi, czy się leży..itd.
O pracę ciężko nie było, jaka była, taka była, ale była. Czasem/często marna. Bo dobrą mieli na ogół ludzie wykształceni. Kończyli studia (prawdziwe, państwowe - uniwerek, polibuda, medyczna) i byli na nich przygotowywani do zawodu: lekarza, inżyniera, architekta...
Teraz każdy kołek może studiować ZA PIENIĄDZE.
I jak , skoro kołek płaci, nie spełnić kołka wymagań????No jak? Kołek jest klientem firmy pod nazwą uczelnia taka a taka, płaci, a firma świadczy mu usługi.
I w ten sposób studia kończą tabuny kołków, nie potrafiąc nic, ale za to mając "papiUrek" uczelni będącej na prawdach uczelni państwowej. Stąd rosną rzeszę ludzi "wykształcUnych" ale nie potrafiących NIC.
W dodatku mnogość tych uczelni z certyfikatami jest tak wielka, że..cóż...kołki uczelnie kończą - kołki pracy nie mają.
Bo kiedyś szkół wyższych było TROCHĘ, a teraz....
Bo kiedyś szkoła wyższa służyła do studiowania, a teraz...
Bo kiedyś studenci różnej maści, z różnym podejściem do nauki, przed egzaminami KULI.
Bo wiedzieli, że muszą nadrobić te wszystkie nocne balangi, bibki i posiadówki w akademikach , przy "słoiku dżemu" , jak to barwnie opowiedział Jerzy Skoczylas w piosence pt."Studenckie Czasy":
"Pamiętasz stary? To było sześć lat temu
No może osiem, no, nie ważne mniejsza z tym.
W akademiku nas czterech, słoik dżemu.
Piętrowe łóżka, papierosowy dym.(...)
No i dobra.
Kończyli, zostawali magistrami, inżynierami i podejmowali dobrą pracę.
Teraz kończą, zostają MAGISTRAMI, a pracy ani widu , ani dychu. Bo nie ma zapotrzebowania.
Za to nie ma fachowców, bo kto by tam zawodówę kończył, albo technikum, chyba jakiś buras...
PapiUrek jest KONIECZNY! Bez papiUrka ani rusz!
Kiedyś, by skończyć, trzeba było mieć albo wielkie zdolności, albo pracowitość niebywałą, albo - jedno i drugie - wtedy zostawało się WYBITNYM. Dziś - trzeba mieć TYLKO KASKĘ.
No i mamy co mamy!
Wobec powyższego, logicznym jest, że praca stała się dla wielu obywateli nie obowiązkiem (jak kiedyś), nie powinnością państwa, by tę pracę jako podstawę BYTU, obywatelom zabezpieczyć (jak kiedyś) ale...LUKSUSEM.
Co powoduje dalej wyścig do tego luksusu?
Ano...jasne jest to, że wcale tu nie chodzi o to, by stanowiska zdobywali ludzie WYKSZTAŁCENI, zdolni, operatywni, kreatywni. NIE.
Bo oczywistą sprawą jest, że jak mają przyjąć "łebka" z ulicy z doskonałymi referencjami, to i tak wybiorą bratanka prezesa lub żonę znajomego dyrektora, która musi przebidować te 7 lat do emeryturki nie robiąc dokładnie NIC. A "łebkowi" - temu zdolnemu, wykształconemu mogą co najwyżej zaproponować podrzędne stanowisko za tysiąć piŃCset i niech się jeszcze CIESZY, że w ogóle ma pracę!
Jak nie wierzycie, posłuchajcie sobie w radio czasem ofert pracy - wymagań pracodawców i proponowane zarobki. To jest właśnie dla "ludzi z ulicy".
W wyniku castingu (bo zgłosi się zgraja) wyłonią najlepszego, by mógł za psie pieniądze zasuwać , by ci na górze mogli za chwile dostać kolejny, trzeci w tym roku awans (oczywiście PO CICHU - zarobki są obecnie utajnione) a konto tych "przyoszczędzonych", na owym jeleniu pieniądzach.
I tak się to kręci moi kochani. Bo kryzys jest. Bo mamy KAPITALIZM.
Wszak tego chcieliśmy!

Brak komentarzy: