niedziela, 11 sierpnia 2013

Fitnes

No cóż...Wyglądam jak wyglądam. Nie jestem jakaś tam Doda ani nawet Urbańska Natasza...No, do takiej Sochy, Gorczycy czy ŻmudyTrzebiatowskiej też mi dość daleko, pomijając fakt, że nie ta grupa wiekowa.




Zdaję sobie z tego sprawę i owszem.
Toteż staram się maskować to i owo strojem swoim kupionym U CHIŃCZYKA albo innego "czarna pana".
Oczywiście, oczywiście, to nie Złote Tarasy, Zara, H&M czy jakiś tam Chanel, Valentino , ewentualnie Louis Vuitton....Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Dziś umówiłam się z mamą na spacerek. Mąż miał zostać w domu. Oglądał sobie jakichś idiotów latających po zielonym polu jak barany.
Najpierw zjedliśmy sobie lody w BULIONÓWKACH!
Mam pucharki specjalne, ale nie chciało mi się ich wyciągać, stały w drugim rzędzie.
Nieważne w czym, ważne co.
Pamiętam jak w jednej z książek Małgorzaty Musierowicz podczas kręcenia maku, okazało się że w maszynce jest zdechła mysz i ten mak się z tą myszą...skręcił hihi
Dlaczego to akurat mi się przypomniało? Ano dlatego, że niektórzy uważają, że wszystko w życiu musi być tip top, a umykają im sprawy najbardziej istotne...Ale ja taka nie jestem i dlatego lody podane były w bulionówkach.
Były dobre. Z Biedronki: wiśniowe i adwokatowe.
Po nich mój brzuszek nabrał okazałej formy.
No, trzeba wychodzić. Naciągnęłam na pupę swoje nowe RYBACZKI wdzięcznie opinające moje bardzo wydatne wdzięki usytuowane w dolnych partiach ciała. Udka jak dwie kolumny Zygmunta, z tyłu dwa arbuzy..JEST NA CZYM OKO OPRZEĆ!
Toteż mama łypnęła krytycznie.
- Ty TAK idziesz???? - spytała zdziwiona.
Stałam w rybaczkach i krótkiej bluzce podkreślającej to, co niżej.
- TAK, a co? - zdziwiłam się.
- A nic - mama mnie zna, jestem niespotykanie spokojnym człowiekiem, byle mi na odcisk nie nadepnąć!
Założyłam jednak tuniczkę...
Spacer był miły, pachniały klomby aksamitków. Słońce już trochę nabrało mglistości i nie praży tak mocno. Trawa wydziela z siebie zapach...jesieni...
Rodzinki z małymi dziećmi w wózeczkach, z większymi na rowerkach...Jeszcze niedawno moi synowie...Ehhhhhh...
Wróciłam do domu. Przebieram się.
Stanęłam w galotach, tych rybaczkach i w staniku sportowym...
Mąż rzucił okiem.
Ze zdziwieniem?
- No co, coś nie tak? - spytałam zaczepnie.
- Skąd? Mały Miś wygląda tak...FITNES...

1 komentarz:

Margolcia pisze...

Niech Mąż zrobi Małemu Misiowi fotkę w tym stroju, chciałabym nacieszyć ócz mych błękit :))))