wtorek, 20 sierpnia 2013

Jeżycjada

Dziś, moi Kochani Czytelnicy, chciałam Wam zarekomendować serię książek, być może znanej Wam autorki,  Małgorzaty Musierowicz. Chodzi mi o słynną Jeżycjadę.
Dlaczego właśnie Jeżycjada? Nazwa pochodzi od nazwy jednej ze starszych dzielnic Poznania - Jeżyc, w której często toczy się akcja. Bohaterami głównymi książek jest rodzina państwa Borejków - składająca się z seniora rodu - filologa klasycznego Ignacego, jego żony - Mili oraz ich czterech córek: Gabrysi, Idy, Patrycji i Natalii. Wokół tej rodziny toczą się wydarzenia obejmując także dalsze pokolenia, dziewczęta wychodzą za mąż, mają własne dzieci, przyjaciół, krewnych, znajomych...Ich losy także są opisane w poszczególnych częściach Jeżycjady. Wszystko, ujęte chronologiczne w najdrobniejszych szczegółach toczy się na tle przemian, które następują w naszym kraju - gospodarczych, politycznych, społecznych...Są nawiązania do ważnych wydarzeń - wizyta Papieża Jana Pawła II, strajki, Okrągły Stół i jego następstwa...






Za sprawą pani Małgorzaty możemy, bez wyjścia z domu, poczuć specyficzną atmosferę pięknego miasta Poznania i wraz z rodziną Borejków przeżywać ich problemy, smutki i radości. 
U Musierowicz nic nie jest doskonałe, ani ludzie, ani wnętrza - mieszkania, pokoje, ani przedmioty.
Ludziom daleko od obecnego ideału kształtowanemu przez media. Są oni pozbawieni tej dzisiejszej cukierkowatości, a już na pewno nie są to wytwory tak obecnie lansowanego hedonizmu.
Nie ma tam ani tipsów, ani pięknych i modnych kreacji, ani przepychu w jakiejkolwiek formie.
Mieszkania, które opisuje autorka są na ogół bardziej niż skromne, biedne, zanidbane, księgozbiory rodziny Borejków pokryte są grubą warstwą kurzu, pokoje wymagają malowania, a całość kapitalnego remontu, na który właściciele na ogół nie mają środków. Królują popsute krany, ryczące rury, wytarte dywaniki, wyblakłe ściany, ciemne zakamarki starych, przedwojennych kamienic...
Wszystko w tych opisach jest zardzewiałe, zniszczone, nadszarpnięte "zębem czasu".
Domy mają ciemne klatki i skrzypiące drzwi...
To nie jest trendy, to nie jest cool...To nie jest to, co dziś jest cenione, za czym się goni i do czego dąży: piękna willa, ekstra samochód, meble designowskie, najlepszy sprzęt, firmowe ciuchy... komóra i fura!
Więc na czym polega magia tych książek?
Ano chyba na tym, że tam wszystko takie naturalne, nienadęte....
Nie ma bogactwa materialnego, ale w zamian jest wszystko, co najlepsze w sensie duchowym.
Musierowicz lansuje model człowieka zupełnie niezgodny z duchem czasu. To ma być człowiek, który bardziej ceni "być" niż "mieć"...
Rodziny, u Musierowicz, nie są doskonałe pod względem bytu, żyją raczej dość skromnie, ale za to wszyscy bardzo się kochają, są ze sobą zżyci, są razem. Nawet, gdy mają problemy - zdrowotne, materialne czy inne bytowe, NIC nie jest w stanie zakłócić harmonii, która w nich panuje. Kolejne pokolenia zdobywają wiedzę, dzieci rozwijają się wspaniale pod czujnym okiem dziadków Borejków, którzy służą swoim przykładem i  radą. Wszyscy się szanują, liczą wzajemnie ze swoim zdaniem, starają się wspólnie rozwiązywać problemy.

Chcę jeszcze powiedzieć, że tylko prymitywna i płytko myśląca osoba, nie dostrzeże w tych książkach tej wspaniałej atmosfery ciepła rodzinnego, a zwróci uwagę na coś zupeńie nieznaczącego.
Bo na wszystko można patrzeć RÓŻNIE.
Może przy opisie sytuacji, jak to truchło myszy, która przez pomyłkę znalazła się w starej maszynce do mielenia mięsa, zostało zmielone wraz z makiem do świątecznego makowca, niejedna osoba pomyśli: ale tam było brudno, zamiast się uśmiechnąć z pobłażliwością nad humorystyczną sytuacją.
Może niektórzy będą się gorszyć tą grubą warstwą kurzu na dziełach Homera czy Horacego w wersji oryginalnej - ukochanych lekturach seniora rodu Borejków...Może...
Tak jak w opisach na moim blogu...Niektórzy szanowni czytelnicy zgorszeni są wielce opisem zakurzonego bazarku czy tym, że mężowskimi galotami myłam drzwi, a nie dostrzegają atmosfery, którą tchną te opisy - żartu, właśnie takiej "musierowiczowskiej" niedoskonałości w relacjach w mojej rodzinie, pełnej, w gruncie rzeczy ciepła, miłości, humoru, wzajemnego szacunku...
Bardzo współczuję takim ludziom, jak kałuża płytkim, za to z wypasionymi furami, którymi mogą się pochwalić znajomym, tipsami na paluszkach i jałowymi sercami, które wypełniają, co najwyżej całkiem nieszlachetne uczucia...Żal mi tych ludzi...


1 komentarz:

Margolcia pisze...

Nie przejmuj się prymitywami, pisz ku uciesze tych, którzy potrafią zrozumieć co chcesz przekazać. Wiesz, że takich "Netowiczów" nie brakuje...:*