niedziela, 18 sierpnia 2013

Pod koniec upalnego lata....

Upalna końcówka lata...Od jutra zapowiadają ochłodzenie.
Kto ma możliwość ucieka z miasta gdzie się da: do lasu, nad wodę, aby jeszcze trochę wykorzystać przemijający powoli, czas wakacyjno-wypoczynkowy i.... dobrą pogodę.
Jeszcze słońce dość mocno grzeje, ale czuć już jesień, w zapachu kwiatów jesiennych, ziemi, suchych liści i traw. I dymu, chyba palonych chwastów...
Taka jest kolej rzeczy. Dopiero był maj, już sierpień i ...dożynki...
Poszłam sobie z moim mężusiem na zieloną trawkę. Opierał się nieco, ale spakowałam mu gruby, mięsisty koc we wzór lamparta i dwie małe miękkie podusie koloru młodej trawki.
Nie musieliśmy nawet daleko chodzić, koło nas jest naprawdę ładne miejsce na wypoczynek.
Miły parczek, a raczej bulwarek. Kamionkowskie Błonia Elekcyjne - tak obecnie brzmi nazwa tego pięknego terenu.
Niewielka górka, mosteczek, jeziorko. Kąpać to się tam nie można, ale miło popatrzeć, bo to i trzcina i grążel i kaczuszki. Zielona łąka z koniczyną i innym kwieciem.




















 Teren porastają tu i ówdzie jarzębiny, krzewy czarnego bzu, który też już owocuje, brzozy i inne sympatyczne drzewka.










Ludzi pełno - na kocykach i ławkach wystawiają swe ciała na, jeszcze całkiem nieźle grzejące, promienie słoneczne..Pełny relaks.
Znalazłam dla mężusia wspaniałe miejsce koło brzózek. Rozłożyłam kocyk, położyłam podusie, niech sobie odpoczywa mój król!
A ja sobie popatrzę. Lubię tak z poziomu "0" patrzeć na trawę, wszystko wydaje się takie inne...Człowiek czuje się jak..krasnoludek zagubiony w wysokich trawach. Na co dzień nie ma czasu przyglądać się trawie, chmurom, ptakom...Po lekko tylko, zachmurzonym niebie latają samoloty i ptaki...A chmury...przybierają różne kształty...










Zawsze, gdy tak sobie leżę w trawie przypomina mi się wiersz Leśmiana "W malinowym chruśniaku". Ten Leśmian to był zdolny gość, tak ładnie tam ten świat w skali makro, opisał..

(...)Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.(...)


Do mnie też taki bąk przyleciał...Dobrze że nie udziabał!






Albo męża mego! Ale by wrzeszczał! Bo zasnął sobie na tej podusi koloru młodej trawki, jak niemowlę! Chrapał, że z daleka go było słychać!
Potem sobie na ludzi popatrzyłam, jak się śmiesznie zachowują.
Po drugiej stronie kanałku siedziała moja znajoma pani Ania z narzeczonym, starsi ludzie. Narzeczony karmił kaczki i wróble, wymachując z zapamiętaniem torbą reklamówką, płosząc natrętne gołębie, których, zdaje się nie miał ochoty karmić.Ale gołębie nic sobie nie robiły z jego odstraszania i przylatywały na nowo.
Mała dziewczyneczka szła z wózeczkiem, w którym wiozła swoje "dziecko". Podjechała nad wodę z "pociechą", wyjęła sporą lalę z wózka i kołysała na rękach, pewnie usypiała..Potencjalna mamusia:)
Strasznie mnie rozśmieszył facecik który przyjechał na rowerze i gimnastykował się koło ławki. Te jego wymachy nogami wyglądały strasznie pociesznie.
Inny mężczyzna przyszedł MOCNO przygotowany. Rozłożył koc, wyciągnął kanapkę zawiniętą w folię aluminiową, którą spożywał w namaszczeniu. Potem długo czegoś szukał w przepaścistej torbie. Znalazł. Otwieracz do kapsli! Wyciągnął piwko i pił je łapczywie, aż bulgotało mu w przełyku.
Siedzę koło mojego Misia na kocyku...Tak mi się ten film "Rejs" przypomniał...
- Cudownie tu jest...Cudownie...- odzywam się - koń... Krowa, kura, kaczka... Kura, kaczka, drób - wyliczam.
- Pszczoła, bąk, mrówka, robal...- idziemy do domu - kwituje mój ukochany mąż...


 

Brak komentarzy: