środa, 16 października 2013

Zastrzyk

Pan Woreczko jest chory...

Pewnie nie wiecie kim jest pan Woreczko? Otóż to mój mąż.
Dlaczego pan Woreczko? Ano cóż, człowiek już niemłody, po pięćdziesiątce...Wiadomo! Jak czterdziestka mija..:)
A w ogóle to czytaliście "Kubusia Puchatka"? Tak?
To powinniście pamiętać, GDZIE miś mieszkał! Oczywiście, pod szyldem "PAN WORECZKO". Tam właśnie mieszkał Puchatek!

"Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, mieszkał sobie Kubuś Puchatek zupełnie sam w lesie, pod nazwiskiem pana Woreczko.
- A co to znaczy pod nazwiskiem? - zapytał Krzyś.
- To znaczy, ze na drzwiach na tabliczce miał wypisane złotymi literami nazwisko,
a mieszkał pod nim."


A że mój mężuś trochę tego misia przypomina to...No mniejsza...
Jest chory. Połamało go! Biedaczek!
Byłam dziś na zakupach - niedaleko domu stoi stragan. Sprzedawane są tam warzywa, owoce, jaja itd.
Sprzedawca, znajomy pan Krzysiek, gdy usłyszał STRASZNĄ wiadomość o chorobie mojego męża, (którego bardzo lubi i zawsze zostawia mu te unikalne GRUSZKI , co to ma tylko ich 9 drzewek), powiedział:
- Ale wie pani, że mężczyźni inaczej znoszą chorobę i ból niż kobiety?
- Wiem, wiem...
I biorę to pod uwagę, Muszę bardzo współczuć mężowi, żałować go, skakać koło niego, pytać wciąż, czy bardzo cierpi, czy wziął leki, robić mu herbatę...- pomyślałam.
- To niech pani mu kupi RYDZE! - doradził szczerze pan Krzyś.
Oczywiście kupiłam...Cierpiącemu się należy!




A wczoraj to był pan doktor. Przepisał mu pigułki różne i...ZASTRZYKI! Zalecił pływanie. standard...
Mąż , gdy usłyszał o tych zastrzykach, przybladł z lekka...
Ale nic, miała przyjść pielęgniarka i zrobić. Domięśniowo. Czyli w tyłek po prostu.
Wcześniej jednak powinna zadzwonić i się umówić...raczej...
Dziś rano dzwoni domofon...
Pewnie znów Jehowe... - pomyślałam.
Odbieram. PIELĘGNIARKA!
RANY JULEK! ALARM!
Mój mąż w samych slipkach, w popłochu naciąga galoty...
Zauważyłyście drogie panie, z jakim upodobaniem wasi panowie chodzą po mieszkaniu w bokserkach lub slipach? A śpią na ogół bez piżamy. Mój Woreczko ma ze cztery, prawie nowe! Nie używa, podobno mu GORĄCO i się DUSI!!!!
Mąż chce już się przygotować i "zalegnąć", ale mu na to nie pozwalam. Wypada jednak zachować te "resztki" męskiej godności.
Wchodzi pielęgniarka. Młoda ładna blondynka. Mąż jednak CHYBA tego nie zauważa...Zbyt zajęty jest faktem, że zaraz czeka go bolesne "PIK". Kładzie się i wygląda jak wielka rozjechana żaba na drodze. Wzrok ma spłoszony, niczym dziewica której jakiś lubieżnik szepce coś sprośnego w uszko...




- Nie musiał się pan kłaść, mógł pan siedzieć, ale dobrze! - śmieje się pielęgniarka.
- Bardzo proszę zrobić tak, by nie bolało! - wstawiam się za mężem w sposób zdecydowany.
Mąż robi dobrą minę do złej gry.
Pani już robi INIEKCJĘ. Tylko ja, kochająca żona, widzę jak mój DZIELNY mężczyzna walczy z ogromnym bólem, przygryzając dolną wargę...Biedactwo moje..
Głaszczę go po głowie czule...
On wydaje z siebie przeciągły syk...
- Bo to pani za MOCNO GŁASKAŁA! - kwituje "Strzykawa".

Brak komentarzy: