sobota, 7 grudnia 2013

Umowa

Dziś, Czcigodni (jak mawia mój ulubieniec Bałtroczyk), chciałabym Wam opowiedzieć jakie na nas, obywateli, czekają różne pułapki w życiu.
W zasadzie nie tyle obywateli, co KLIENTÓW.
Temat trywialny i w zasadzie i oklepany.
Któż nie zna tych wszystkich tricków supermarketowych jak np.: umieszczanie na wyskokości wzroku klienta towarów droższych, tańszych zaś na samym dole, umieszczania małych gadżecików spożywczych typu: guma do żucia, batoniki, Cola w małych butelkach, blisko kas itp.?
Każdy trzeźwo myślący klient wie, czemu ma służyć rozlegająca się z głośników muzyczka wprawiająca nas w dobry nastrój, okazjonalnie są to np. świąteczne kolędy...
Każdy też wie, jak niebagatelną sprawą jest wystrój wnętrza - np. stoisko a la wiejska chata, drewniane, "okopcone" dechy, daszek na balach - tam sprzedawane są "swojskie" wyroby, często niewiele z tą "swojskością" mające wspólnego, bo od konserwantów aż "oczy szczypią".
Starzy bywalcy marketowi wiedzą też, dlaczego ustawione są piece do podgrzewania pieczywka, z których nozdrza nasze podrażnia smakowity zapach chlebka, zapach, który nigdy się nie nudzi, kojarzy się bowiem z domem...
I te tzw. promocje, gdzie cała akcja ma na celu wciśnięcie naiwnemu klientowi towaru gorszej jakości po cenie, na której sklep i tak wychodzi na swoje, że ho ho! A klient...nie zawsze...
Ale co to ja chciałam? Aha...
- Kończy nam się umowa z operatorem sieciowym - telefon, kablówka, komputer i trzeba zawrzeć nową umowę - wyrokuje mąż - musimy pojechać do punktu, na miejscu najlepiej się gada...
Pan kazał, sługa musi, umowa jest na mnie hehe.



Przed Świętami i końcem roku operatorzy często oferują klientom nowe pakiety, warto więc się tym zainteresować...
Pojechaliśmy.
Stanowiska, aparat z numerkami, krzesełka , foteliki, choineczka ustrojona...Przytulnie.
Młodzi ludzie wpatrzeni więcej w monitory, mniej zaś w oczy klientów, którzy przyszli....z reklamacjami hehe
Ładniuchny pan w służbowym uniformiku i krawacie z pozorną uwagą słucha klientki, której ton jest pełen pretensji, a nawet sarkazmu (o zgrozo!) Coś tam nie wyszło jak powinno. Pan ze zrozumieniem kiwa głową nie odrywając wztroku od monitora. Jednocześnie klepie monotonnym głosem, wyuczone na SPECJALNYCH SZKOLENIACH, regułki: 
- Rozumiem panią...tak się zdarza...proszę się nie denerwować...postaramy się jak najszybciej pani pomóc....itd. itp.
Pani się na moment uspokaja. W pomieszczeniu jest ciepło, pani zaś  wełniana czapunia wpadła na oczy. Pani się poci. Rozpina się. Irytuje. Od umowy nie można odstąpić, bo to jest "świeża umowa" jak stwierdza cudny młodzian poprawiając krawatkę...
Pani się wścieka...Pan jest spokojny. 
Kobieta w końcu daje za wygraną. Zgrzana i czerwona jak burak na odchodne wykrzykuje:
- Wy to aby za rękę złapać i pociągnąć! A potem to już radźcie sobie sami! Wszędzie, na każdym kroku oszustwo!



Pan nie reaguje, klient nasz pan...
Bim bom - sygnał na zwolnione następne stanowisko - następny numerek, następny klient.
Tym razem para. Starsi ludzie. 
- Proszę pana, jest taka sprawa....Od dnia...mam umowę...Nie zawierałem jej, nie mam z tym nic wspólnego...Mieszkanie podnajmuję...Umowa została zawarta PRZEZ TELEFON bez porozumienia ze mną!
- Sprawdzimy...To jest niemożliwe... - obsługujący rusza brwiami zdziwiony - proszę chwileczkę zaczekać, zaraz to sprawdzimy...
Wychodzi.
Mija 10 minut. 15 minut. 
Para się niecierpliwi.
Jest! Ale tym razem pani w służbowym uniformiku. 
- Witam. Proszę państwa...itd., itd...
- SPOTKAMY SIĘ W SĄDZIE! - wydziera się odbiorca usług przy innym stanowisku...



Ale teraz my...
Miła pani. Miły pan, który siedzi obok, chyba praktykant... 
Sprawa prosta. Umowa wygasa, więc w interesie przedstawicieli firmy jest zadbanie o nas, złapanie naszej ręki i wciągnięcie! Bo inaczej...w końcu jest tylu operatorów...Konkurencja! Jesteśmy więc CHWILOWO górą!
Więc cackają się z nami...Oferują.
Nie znam się na tym. Nie zajmuję się tym. Ale wiem co chcę: chcę więcej gadać przez telefon, chcę mieć szybszy internet, nie chcę płacić więcej. I to pani wyłuszczam.
Dalej niech się ONI bujają.
Pani proponuje doskonałe rozwiązanie, Rozpisuje na karteczce...
- Sport OSTRY..padają słowa, które mnie niepokoją!
Mój "strauszek" zaciera nóżkami pod stolikiem...Widzę to kątem bystrego oczka..
- Proszę  pani, a ten ostry sport to musi być? - pytam konkretnie. Dosięga mnie WZROK BAZYLISZKA z lewej strony. To mąż.
- Ale on pozostaje bez zmian, to tylko złotówka...
- Ja bym go chętnie całkiem skasowała! - mruczę gderliwie.
Młody facecik obok, patrzy na mnie i na męża i... zwija się ze śmiechu.
Będziesz ty się , kochanieńki się śmiał BARANIM GŁOSEM jak się ożenisz - myślę mściwie.
No, ale został ten sport na ostro, lepsze to niż ostre babki w końcu, przynajmniej niegroźne!
W zasadzie to jestem zadowolona.
- 40 megabajtów? - pytam FACHOWO - a ile było do tej pory?
Pani się uśmiecha, wyczuwa IGNORANTKĘ hehehe
Suma sumarum to umowa została sfinalizowana, dokumenty podpisane, rączka pociągnięta, klient połknął haczyk...
Co będzie dalej? Czas pokaże...

Brak komentarzy: