piątek, 21 lutego 2014

Opowiadania Grusi - Pierwsza miłość.

To była jej pierwsza miłość...Miała lat 16.
Jola miała wiecznie zdziwione oczy koloru landrynki agrestowej i bardzo długie rzęsy. Długie włosy o mysim kolorze sięgały jej do pasa. Na zadartym nosku piegi.
Jola nie była pięknością, ale była w niej jakaś świeżość, niezmącona nawet zapachem papierosów wypalanych na przerwach w toalecie szkolnej. 
Chodziła stawiając stopy do środka, w takim trochę niedbałym stylu. I nigdy nie zakładała spódnic ani sukienek. Spodnie zasłaniały jej zbyt chude, jej zdaniem, łydki. 
Styl miała trochę chłopięcy, ale na chłopaka nie wyglądała , o nie. 
Krótko mówiąc, miała czym oddychać, co czyniło ją dość atrakcyjną dla rówieśników płci odmiennej, którym aż buzowały hormony.
Zobaczyła go na dużej przerwie. Wyjątkowo nie spędziła jej w jedynej, zamykanej na zasuwkę, damskiej toalecie, do której właziła wraz z dwiema koleżankami: kudłatą Elką i drugoroczną Ewą, w celu wiadomym. W kabinie aż szaro było od dymu, a Jola często zapadała na zapalenie oskrzeli.
Zobaczyła go i zakochała się. Koniec, kropka.
Nie był wcale przystojny. Wręcz mało atrakcyjny, niewysoki, tuszy więcej niż pokaźnej. Na imię miał Jacek.
Przeźroczyste tęczówki za szkłami okularów i rybi wyraz twarzy za sprawą nadto grubych i czerwonych warg. Niski bardzo tembr głosu dopełniał wizerunku Jacusia...
Zakochała się na zabój. Dlaczego? Nie zastanawiała się nad tym.
Chodził do klasy równoległej warszawskiego liceum i widziała go często z jakimś chudym dryblasem zaczesanym "w ząbek" z rozbieganymi oczkami.
Wyławiała go zawsze z tłumu, a serce jej dziwnie drżało.
Marzyła o nim. Wyobrażała sobie jak przechadzają się razem po wiosennych Łazienkach. Chciała szaleć z nim na szkolnych dyskotekach, patrzeć w jego oczy, których wcale nie uważała za bezbarwne, wręcz przeciwnie, pełne wyrazu...
No i była szkolna dyskoteka. W karnawale. Wojskowa siatka pod sufitem, ściany udekorowane plakatami pędzla grubej Ani z I B. 
Ubrała się najpiękniej jak tylko była w stanie, nawet wyprasowała spodnie. Bluzeczka biała, z dekoltem, pantofelki na obcasikach...Czekała , szukając w tłumie uczniów tylko jego, tego jedynego...
Ale on tańczył z Ewką. Potem z Grażyną. A potem z Jolką...Przyciskał każdą do siebie. Chyba zbyt mocno nawet je przyciskał....
Nie zatańczyła z Piotrem. 
- Boli mnie głowa, chyba z hałasu - wymówiła się.
Z magnetofonu "poleciały" "Schody do nieba" Zeppelinów. Podszedł do niej. On.
Naprawdę. Poprosił ją do tańca.
Była w tym momencie najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Przynajmniej tak czuła.
Tańczyli milcząc. On przyciskał ją do siebie z całych sił. Ona odpływała w zachwycie. Ta chwila mogłaby trwać całe życie. 
Ale wszystko ma swój kres, taniec się skończył. Potem tańczyła jeszcze z Andrzejem, z Wojtkiem, z Jaśkiem okularnikiem, ale wzrok jej wodził tylko za tym jednym.
- Czemu jesteś taka...? - Jasio próbował ją rozkręcić.
- Choć na fajkę - odpowiedziała. I wyszli gdzieś pod szkolny płot...
A tam...stał on...W swojej grupce, z chudym Stefanem i innymi. Była tam kudłata Elka i parę znanych jej osób z równoległej...
- Ty palisz? - Jacuś podniósł brwi ze zdziwieniem.
- A tak..trochę...czasem...- w jego obecności czuła się taka onieśmielona.
- Wiesz, matka znów pojechała do Niemiec, robię prywatę w sobotę, może wdepniesz? - zagaił od niechcenia.
- Może...- żeby tylko nie usłyszał jak głośno jej bije serce.
- Przyjdź, co? No, zapraszam cię - ścisnął jej rękę omiatając ją wzrokiem.
Zrobiło jej się gorąco.
Przyszła.
Imprezka była przednia, z magnetofonu szła muzyka Parpli, Pink Floydów, King Crimsona...Lubiła takie klimaty. On też. Tańczyli już tylko ze sobą.
A potem byli razem. W drugiej klasie też...
Nie był to związek łatwy. Czasem Jacuś gdzieś znikał z zasięgu jej wzroku, ot zrywał się z tej "smyczy" i tyle go widziała...Ale znosiła to. Znosiła nawet to , że wodził oczami za Aldoną.
Wiedziała, że z nią się spotyka. Widziała ich raz przypadkiem jak szli razem rozchichotani ulicą i mało nie pękło jej serce...Chwilami miała tego dość. Tej huśtawki, kiedy wracał do niej skruszony, ale nieobecny..Potem znów znikał...
- Czy ty masz mnie za swoją dziewczynę - pytała szukając jego oczu.
- Jasne - kwitował krótko.
- To dlaczego z nią się umawiasz?
- Z kim?
- Wiesz dobrze z kim...
- Z Aldoną? No nie żartuj...Zresztą, ona ma chłopaka. To koleżanka, przestań!
Wierzyła. A może tylko udawała sama przed sobą...Tak było jej łatwiej...
A potem znów to samo...
Znów ich widziała razem objętych...Chciała podejść, ale sił brakowało...Poddawała się powoli...
Miała dość tego wszystkiego..Ta sytuacja była dla niej już nie do wytrzymania. Była z nim, ale obok niego. Czuła, że jego serce już od dawna dla niej nie bije tylko dla tamtej przewrotnej Aldony, która bawiła się nim jak kotek myszką, zaspakajając jedynie swoją próżność...
Czasem Jola widziała jak rywalka patrzy na Jacka, jej Jacka, swoimi kocimi oczami, uśmiechając się zalotnie odkrywając białe ząbki. A on...Wzdychał coraz częściej i coraz mniej miał czasu dla Jolki.
Wyjechała. Nawet specjalnie się z nim nie pożegnała. Wyjechała do Anglii. Była możliwość, miała maturę w kieszeni, cztery lata uczyła się angielskiego i dodatkowo u Metodystów...
I kontakt się urwał. 
Czy żałowała? Nigdy o nim nie zapomniała...Nigdy...
Pamiętała go, gdy brała ślub "na lipę" by dostać obywatelstwo...Pamiętała, gdy zaraz potem się rozwodziła.
Po kilku latach drugi ślub, z Anglikiem. Dobre życie, dwoje dzieci...Dojrzałość, Rozwód. Walka o dzieci....
Praca, praca, praca...On w pamięci. Zawsze. Zapamiętany jak wtedy, na szkolnej dyskotece...Tamten. Szesnastolatek o grubych bardzo czerwonych ustach...W błękitnej koszuli.
Wróciła po prawie 30 latach. Spotkanie klasowe.
Był on. Stary zniszczony alkoholem, po rozwodzie i po przebytej ciężkiej chorobie nowotworowej, która go wyniszczyła...
Jej Jacek.
Tylko, że z jego "legendy" nie zostało już nic...

Brak komentarzy: