poniedziałek, 10 lutego 2014

Co tu tak śmierdzi?

Żeby nie było...
TO NIE DOTYCZY MNIE, info dla licznych fanów z naszego bratniego kraju sąsiedniego pod nazwą Deutschland!
Helmuty kochają mnie strasznie, nie powiem :)
Owoż, rzecz się miała w mieszkaniu mojej sąsiadki, nazwijmy ją panią Zuzią.
Pewnego dnia wszedł do pokoju ukochany mąż pani Zuzi, Pankracy - pierwszy zresztą i jedyny - i marszcząc się niemiłosiernie na swym sympatycznym ryjku, spytał z niesmakiem:
- Co tu tak śmierdzi?
Sąsiadka, osoba dość już leciwa, acz tuszy pokaźnej, spojrzała na niego z zażenowaniem i oburzeniem.
- Nie patrz tak na mnie! Myłam się dopiero co, wczoraj!
Pankracy, człowiek ugodowy i do kłótni nieskory, mrucząc coś z cicha pod sumiastym wąsiskiem, dyskretnie zatykając nochal, by nie prowokować losu w osobie potężnej małżonki, zasiadł za stołem, przybierając dość dziwaczną, ale charakterystyczną dla niego pozę umierającego łabędzia. I wtakiejż to pozie zastygł na czas jakiś....
Sąsiadka nerwowo pociągnęła nosem. Śmierdziało. Faktycznie.
- Może coś się pali? - zagaiła w przestrzeń, ni to pytając, ni to przypuszczając.
- Może...- mąż pociągnął nerwowo nosem - zobacz, może zostawiony toster włączony...Chałupę spalą, psiach mać! - to było o dwóch dorodnych synach w wieku mocno już nastoletnim, którzy pasjami uwielbiali tosty i pozostawiali czasem włączoną wysłużoną maszynę na "pełnych obrotach". Przez zaabsorbowanie myśli, rzecz jasna, Sprawami Wielkiej Wagi zresztą :)
Pani Zuzia poszła do kuchni. Śmierdziało. Chyba gorzej jak w pokoju...
Toster stał grzecznie, wtyczka była wyjęta z kontaktu.
Może coś się...topi - pomyślała kobiecina w popłochu. Waniało jakimś jakby plastikiem, może klejem...
Zajrzała do lodówki. Nie wiadomo po co, ale to chyba włączył się jej tzw.szósty zmysł, który posiada każda kobieta, mówiąc nawiasem.
Smród był. Skąd, nie wiadomo...
Może jakaś część w środku się topi - dumała dalej Zuzia coraz bardziej zaniepokojona.
Tylko jak to sprawdzić? Patrzyła po półkach, zaczynając od góry i patrząc coraz niżej. Co najdziwniejsze, im niżej, tym bardziej capiło. 
Co to może być, u diaska? - pomyślała. 
Teraz już na całego zamieniła się w psa tropiciela, by nie powiedzieć sukę. 
Zauważyła, że najbardziej czuć ten "plastik topiący się" tuż przy podłodze.
Dziwne, dziwne, baaaardzo dziwne - mruknęła pod wydatnym nosem.
- No jak tam, co się pali? - krzyknął z pokoju mąż.
- NIC! Wszystko W PORZĄDKU! - odkrzyknęła, udając spokój.
Źródło zapachu zostało niewykryte.
Ano...trzeba może się przyzwyczaić...Cóż...
Jednak była niespokojna, mąż też jakoś dziwnie wiercił się na krześle...
Nastał wieczór. Zaczęli małżonkowie przygotowania do snu...Tajemniczy smród towarzyszył im przez cały czas, lecz nie mówili już nic na ten temat...Zresztą...rozmowa jakoś się nie kleiła...
Ten wiercący zapach przenikał ich jestestwo, drażnił nozdrza, wwiercał się w ich dusze. 
Ano, spać trzeba, może jutro spojrzą na tę sprawę świeżym okiem.
Położyli się. Ona od brzegu łóżka, on od ściany, jak zwykle. 
Na wysokości 40 cm nad podłogą smród stawał się jakby intensywniejszy...
I NARAZ ona doznała OLŚNIENIA!!!!!!
EUREKA - jak by krzyknął Archimedes!
Urrraaaa! - jakby zawył żołnierz Armii Czerwonej ruszający z karabinem na czołgi.
Nareszcie! JEST! Zagadka rozwiązana!
Podniosła swoje kapciuszki z podłogi...To było źródło tego nieprzyjemnego zapachu!
Wyrób Made in China waniał w promieniu paru metrów! Epatował swoją azjatycką wonią otoczenie i wdzierał się agresywnie swoim, nie bójmy się tego słowa, SMRODEM, w nozdrza delikatnych Europejczyków.
A smród ten był niesamowity. 
I tak kończy się ta historia, tajemnica, godna dochodzenia Sherlock'a Holmesa została rozwikłana.
Sprawa iście sensacyjna, sfinalizowana została szczęśliwie!




A moje kapcie wylądowały w koszu na śmieci...
Kosztowały 10 zł,  na bazarku...
HI HI HI!













Brak komentarzy: