sobota, 22 lutego 2014

Rosół

Chciałam ugotować rosół na niedzielę...
Rosół dobry ugotować to jest majstersztik! Nie takie siu bździu!
Bo taki byle jaki to łatwizna. Wrzuca się kawałek kurczaka, listek bobkowy, marchewkę, pietruszkę...
Ale ja chcę taki dobry! Żeby gotowało się na melenieńkim ogniu, ledwo, ledwo, perkocąc, wyciągając najlepsze "soczki" z mięska różnistego! Bo mięs , trzeba wam wiedzieć, najlepiej jak jest kilka różnych!
Zresztą z rosołem jest tak samo jak z bigosem! Dobry bigos to jest sztuka kulinarna, bo takie byle co to jest...kapusta z kiełbasą.
Owoż poszłam ja na bazarek. Tam można kupić mięsko lepsze. 
No, może nie takie całkiem bez hormonów i antybiotyków, ale też nie takie jak w supermarketach, przynajmniej człowiek ma czyste sumienie. 
Najlepszy rosołek jest, rzecz oczywista, z kurki która chodzi w błocie po podwórku, tu se skubnie glistę, tam gospodyni jej podsypie pszenicy, to znów trawy jakiej se pociumka..taka kura...To popatrzy se pod słońce, to pod płot narobi...Jak to kura. 
Nie to co taka fermowa, wszystko na rozkaz, bez oddechu, bez słońca, bez swobody. Tylko przychodzą i zastrzyki jej robią, żeby szybciej masy nabierała! Pieniądz to pieniądz, a pieniądz nie śmierdzi czyli pecunia non olet czy jakoś! Choć czasem to i śmierdzi...kurzymi odchodami!
Ale powracając do rosołku naszego...
Moja znajoma Jadwisia, wielki autorytet kulinarny (pozdrawiam) LUBCZYKU zalecała mi dodać, bo listka bobkowego/laurowego to nie bardzo...Cóż, każdy ma swoje metody i receptury, ale...kupiłam ten lubczyk, a jakże, w doniczce, w Biedronce! Postawiłam na parapecie kuchennym w takim specjalnym stojaczku (też z Biedronki).






Stoję sobie przed "okienkiem" budki na bazarku.
W torbie mam już kawałek wołowinki, w rosołku MUSI być wołowinka, nadaje mu właściwy aromat. Typowym mięskiem rosołowym jest szponderek, ale ja kupiłam tzw. łatę, by ją...zjeść:) Nie ma jak mięsko gotowane z rosołku! Może być to też rozbef, trochę chudawy, ale za to dobry.
Mięso takie można też zmielić na nadzionko do pierożków, tak robiła moja teściowa, już nieżyjąca...Oczywiście nie zmarła dlatego, że to mięso z rosołu mieliła, tylko z powodu wieku i choroby!
Ale co to ja...Aha. O kupowaniu mięska...Mam już porządną włoszczyznę w torbie, z porem i zielone do posypania - natkę.
Stoję przed "okienkiem" do mojej znajomej, tej od drobiu. 
Nie tej, co to zawsze o naszych synach rozmawiamy, tylko innej! No tej, co to jej mąż uwielbia pasjami gęsi smalec, który znika jak się go topi! Znaczy skwarek, że nie ma prawie, taki ten tłuszcz gęsi topisty je!
Ale nie o smalcu miało być, jeno o mięsie.
Za mną jeszcze jedna babcia i jeszcze jedna. 
Nie to, żeby zaraz kolejka, kolejki to za PRL-u były...Teraz to jest grupka towarzyska:)
- Na rosołek potrzebuję, pani kochana!
- No to kura, tu jest taka ładna część - odpowiada znajoma pani od męża co lubi gęsi smalec wskazując porcję przystojną.
- Ale kura to się długo gotuje!
- Jak to kura, ale rosołek dobry za to... - odpowiada pani tonem fachowca.
- To poproszę. Ale ja bym jeszcze coś dodała. Mam wołowe...Może coś z kaczki? 
- No nie...nie mam nic takiego - ze smutkiem odpowiada kobieta (od tego męża i smalcu).
- Bo tam dalej - tu machnęłam ręką w bliżej nieokreślonym kierunku - mają porcje rosołowe z kaczki...Ale ja nie wiem co tam w nich jest, może dzioby i ŁAPY! - mówię z frasunkiem.
- Nieee, tam to na POWIETRZU trzymają, to ja nie radzę... - powiada znajoma.
- No to co dorzucimy? - pytam.
- Może SZYJĘ Z INDYKA? - tu pani ciągnię grubą jak ramię szyję.
- Ło matko! Może pół? Wielka ona...
- No co pani, co pani? Jak pani z rosołu wyciągnie, CHŁOPAKI OBGRYZĄ! - praktycznie przekonuje znajoma (o moich synów chodzi, co to ich zna z opowiadań).
- Taaaa, obgryzą, akurat!
- To wie pani co? Obierze pani ładnie i zaleje rosołkiem, galaretka będzie! A może pani i połowę sobie zamrozić na drugi raz.
Babcia z tyłu świadkowała wymianie zdań, ale wcale nie okazywała zniecierpliwienia. Wręcz jej twarz opatrzona okularkami na świdrujących oczkach, zerkających spod moherowego bereciku, wyrażała wielką CHĘĆ wykazania się także SWOJĄ wiedzą kulinarną.
- Pani wrzuci MĘŻOWI ze dwa żołądki, ze dwie wątróbki!
- Tak? Co pani powie? Mąż byłby zachwycony, uwielbia podroby - odwracam się do kobieciny z zainteresowaniem.
- Pani wrzuci, ale tylko dla smaku, zobaczy pani!
- No to poproszę - to do ekspedientki, która już szykuje odpowiednie porcyjki - tylko nie za dużo! Pani pilnuje - to do moherowej babci.
- Tylko niech pani gotuje na maleńkim ogniu, takim tylko, tylko - odzywa się znienacka ostatnia pani w naszej "grupce towarzyskiej kolejkowej". Wielka torba w kratkę na kółkach napakowana po brzegi, oko fachowca pod filuternym kapelutkiem.
- Tak, tak, wiem, żeby rosołek nie zmętniał...Dziękuję paniom uprzejmie, ja lubię rad słuchać, człowiek od każdego coś się może dowiedzieć ciekawego...
I tak wspólnymi siłami rosołek właśnie prawie już został ugotowany. Właśnie "dochodzi". Najlepszy do takiego domowy makaron, ale mam tylko "Babuni". 
Teraz baby leniwe, makaronu im się robić nie chce!
Co za czasy!
I życzę SOBIE smacznego, a wy się oblizujcie, ŁO!




Brak komentarzy: