sobota, 9 lutego 2013

Bajka Grusi - O myszce Magdzie i kocie Herkulesie

Będzie to bajka tylko dla bardzo grzecznych dzieci. A może nie tylko...A może takie niegrzeczne też zasługuje na bajkę?Dorośli też mogą ją sobie przeczytać, oczywiście, ale oni mają na ogół swoje bajki dla dorosłych:)...
W małej dziurze za szafą, w samym rogu izby mieszkała sobie maleńka myszka Magda ze swoją mamusią oraz tatą i bardzo licznym rodzeństwem. Całe mieszkanie należało do pewnego staruszka. Była tam niewielka spiżarnia, mieszcząca się w sąsiedztwie kuchni i mały pokoik. W nim znajdowało się wiele dziwnych i tejemniczych zakamarków oraz starych przedmiotów, których przeznaczenie znał dobrze tylko właścieciel tego małego mieszkanka w jednopiętrowym domku drewnianym...
Gdy zapadała noc, rozlegało się ze wszystkich kątów chrobotanie, szuranie, popiskiwanie, tupot drobnych łapek... A rankiem, nieszczęsny staruszek znajdował wszędzie ślady buszowania nieproszonego mysiego towarzystwa. Ale taka już natura mysia, że lęgną się tam, gdzie ciepło, gdzie dostęp jedzenia.
- Skaranie Boskie z tymi myszami! - mruczał każdego ranka staruszek, sprzątając i znajdując tu i ówdzie to nadgryzioną skórkę chleba, to znów rozpruty worek z ziarnem pszenicy lub owsianymi płatkami... Myszy nie żałowały sobie niczego. Buszowały bezkarnie i nic nie potrafiło ich od tego powstrzymać.
Mama myszka ostrzegała często swoje pociechy: - Pamiętajcie dzieci, uważajcie na pułapki. Pułapki są dla nas bardzo niebezpieczne! Żeby nie wiem co leżało na takiej drewnianej małej deseczce, macie tego nie ruszać! Gdy tylko będziecie próbować zjeść smakołyk, pułapka zatrzaśnie się i pozbawi was życia! Nic was nie uratuje!
- Dobrze mamusiu, niczego nie będziemy dotykać, a wszystko, co będzie wyglądać jak pułapka będziemy omijać! - zgodnym chórem zapewniały maluchy.
Gdy zapadała noc myszki wypuszczały się na żer. Magda bardzo lubiła te nocne wypady. I wcale nie tylko dlatego, że można było podjeść dobrych rzeczy! Lubiła zwiedzać mieszkanie, oglądać różne tajemnicze przedmioty, których było tam bez liku. W pokoiku na małym stoliku stał złoty przedmiot podobny do garnka. Miał powyginane nóżki i dziwny kształt...Co to może być i do czego służy? - zastanwiała się mysz. Nie wiedziała, że był to samowar, w którym czasem, dziadek parzył sobie wspaniałą herbatę, bo nie ma to jak świeża herbata z samowara. Na małej komodzie stały zdjęcia rodziny, w pięknych ramkach i różne bibeloty. Stała tam figurka sowy siedzącej na książce i piękny świecznik z dwiema wysmukłymi świecami. Na ścianie wisiał niewielki zegar z kukułką, z którego co godzinę wyskakiwał ptaszek i "odkukiwał" określoną porę dnia i nocy. Na oknach stały kwiaty w pękatych doniczkach, trochę zasuszone, bo dziadek nie zawsze pamiętał, by je podlać. W samym rogu pokoju, koło okna wisiał jakiś dziwny przedmiot. Miał szklany klosz i metalowy szkielet. Magda wiele razy zastanawiała się do czego owa rzecz służy...Nie wiedziała, że była to stara naftowa lampa. Koło pieca z zielonych kafli znajdowała się duża skrzynia. Myszka próbowała do niej wejść, by zobaczyć, co znajduje się w jej wnętrzu. Raz jej się nawet to udało, ale było tam bardzo ciemno. Zauważyła tylko nad sobą tajemniczy zarys o dziwnym kształcie. Nie wiedziała, ze jest to stara maszyna do szycia, już rzadko używana...Staruszek, całe życie pracował jako krawiec. Szył eleganckim paniom piękne suknie i garsonki, panom zaś spodnie, marynarki, a nawet krawaty!
Gdy mała ciekawska już sobie wszystko zwiedziła i obejrzała, szła sobie spokojnie do kuchni i spiżarni, by coś przekąsić. Tam już biesiadowało jej rodzeństwo pod czujnym okiem rodziców. Magda dołączała do uczty, by po jej zakończeniu czmychnąć do swojej norki...
Zastanawia was pewnie dlaczego dziadek nic nie zrobił z tymi szkodnikami. Otóż był on dobrym człowiekiem. Czasem, co prawda, zakładał pułapki, ale bardziej na postrach. Miały one i tak pozakładane blokadki...Tak naprawdę staruszek lubił te małe stworzonka, które były dla niego jedynymi towarzyszami dnia codziennego. I choś wiele miał strat przez nie i sprzątania, tak naprawdę nie chciał im zrobić krzywdy.
Pewnego dnia dziadziuś kupił sobie spory kawałek swojego ulubionego serka.
Muszę go dobrze schować, jutro niedziela, będę miał co jeść! - pomyślał. Schował serek w najdalszym kącie spiżarni i przykrył go dodatkowo garneczkiem.
W nocy myszy, jak zwykle, przyszły jak po swoje! Rozejrzały się ciekawie, zajrzały w każdy kątek...Zauważyły garnek stojący dnem do góry...
Dalej już wszystko potoczyło się szybko. Małe cwaniaki zebrały się wszystkie razem i....hej uuuup! - już garnek zdjęty.
- HURRRA!!! Jest serek! - ucieszyły się i zabrały się do jedzenia. Do rana z serka nie został ani okruszek...
Wchodzi staruszek do spiżarni, chce śniadanie szykować, a tu wszystko splądrowane, a po serze nie zostało ani śladu.
Rozzłościł się dziadek nie na żarty. No, małe dranie, już ja wam pokażę! - pomyślał zły.
Jeszcze tego samego dnia stary przyszedł do domu niosąc kota!
Piękne to było kocisko. Czarny, z piękną, błyszczącą sierścią. Podobno łowny...Wabił się Herkules.
- No kochany, teraz ty tu będziesz rządził! Ty tu będziesz panem! - powiedział dziadek do kota.
- Mrrrrrauuuuu - odpowiedział kot po swojemu.
Na myszy padł blady strach. Gdyby wiedziały, biedne, co się będzie działo, bałyby się podwójnie albo i poczwórnie!
No i zaczęło się. Herkules nie na darmo nosił to dumne imię! Szalał, dosłownie, nocami po izbie! Myszy początkowo uciekały co sił w łapkach, potem zaś przestały wychodzić ze swej dziury!




Dziadek był zadowolony. W końcu miał spokój. Ale tylko na początku...Potem jakoś zaczynało mu tych myszy brakować...Lecz cóż, tryby maszyny zostały już puszczone w ruch.
Kot z dzikością w ślipiach zaczajał się koło szafy i czekał. Gdy tylko jakaś mysz próbowała wysadzić nos ze swojego domu, Herkules skakał usiłując ją złapać...Tak mijały dni...I noce...Polowaniom nie było końca...
Głód powoli zaczął zaglądać do brzuszków mysich... A trzeba wam wiedzieć, że kot miał na pieńku z psem sąsiadów, Atletą...Było to nieprzyjemne psisko. Za wszelką cenę próbował złapać kota. A wtedy nie byłaby to sytuacja przyjemna!
Na szczęście był po drugiej stronie płotu.
Aż raz ktoś zapomniał zamknąć furtkę...Pies był już za ogrodzeniem...Tylko na to czekał!
Rzucił się na kota, który nie podejrzewając niczego wygrzewał się na słońcu..I zaczęła się walka...
Herkules był bez szans. Miał swoje lata...
Całe zajście zobaczyła Magda przez dziurkę w deskach...Decyzja była natychmiastowa. Musi ratować Herkulesa! Dawno już zauważyła, że kocisko ma w sumie dobre serce, nigdy przecież żadnej krzywdy myszom nie zrobił, mimo, że okazji ku temu było wiele...Zresztą miał podobne podejście jak jego właściciel, straszył bardziej niż było to warte...
Myszka nie zastanawiając się długo, wybiegła na podwórko...Zbliżyła się do atakującego Atlety. Z Herkulesem było źle...Atleta gryzł go zapamiętale, a tamten opadł już całkiem z sił.
Mysz nie zastanawiając się długo, wbiła zęby w ogon psa. Atleta nie spodziewał się tego, toteż zawył z bólu i ze strachu! Magda ponownie ugryzła go w łapę z całych swoich mysich sił. Poskutkowało. Efekt był piorunujący!
Pies nie wiedział co się dzieje..
- Co toooooo, kto tooooo auuuuuuuuuu! - zaskomlił i natychmiast puścił kota...
Zdezorientowany uciekł z podwiniętym ogonem, aby wylizać zraniony ogon i łapę...
A Herkules...Zdążył już wskoczyć na płot...Teraz patrzył na myszkę przymykając ze zdziwienia zielone oczy...
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? Przecież ja....Przecież ja was...- zaczął.
- Nie ma o czym mówić! Nie jesteś przecież taki najgorszy, ani ty, ani dziadek...Nigdy nie chceliście, tak naprawdę, nas myszy, skrzywdzić..- odpowiedziała myszka piskliwie.
- W każdym razie...dziękuję - wykrztusił kot, już całkiem rozbrojony. I tak zaprzyjaźnili się: kot z myszą...




Herkules okazał się bardzo sympatycznym zwierzakiem, a Magda często dotrzymywała mu towarzystwa. To on teraz zwiedzał razem z nią mieszkanie dziadka i objaśniał przeznaczenie przedmiotów, które tak ją zadziwiały. Bo to był bardzo mądry kot i dużo wiedział.
Dziadziuś patrzył teraz z przyjemnością na tę przyjaźń. W domu zapanował spokój.
Zwierzątkom łatwiej było się dogadać między sobą. Prześladowania się skończyły,o dziwo, ku uciesze staruszka... Myszki zaś przestały nachodzić spiżarnię dziadka bo..już nie musiały.
Starszy pan nigdy nie zapominał , by wieczorem zostawić im koło szafy posiłku: serka, ziaren i chleba...
I w końcu zapanowała w domu zgoda...
A z bajeczki nauka taka, że nie zawsze twój nieprzyjaciel jest naprawdę twoim wrogiem, czasem wystarczy go tylko dobrze poznać, zrozumieć i polubić....


Brak komentarzy: