piątek, 27 września 2013

Bajeczka nie tylko dla dzieci...

Rósł w starym borze Grzyb.
Grzyb miał bardzo gruby trzonek, wielki kapelusz i naturę bardzo złośliwą. Może dlatego, że był notorycznie podgryzany przez ślimaki i toczony przez robaki. Tak jak był robaczywy, taka stała się i jego dusza - zrobaczywiała. Im bardziej szpetny miał wygląd, im bardziej zgrubiały korzeń, tym bardziej gnuśną miał naturę ten Grzyb...
Całymi dniami zastanawiał się podlec jak komuś dopiec, zrobić na złość, oczernić go przed znajomymi leśnymi. Czasem z tego knucia aż bolała go głowa, a intrygant z niego był nie lada! Kłamczuch wyjątkowy, zazdrośnik i fałszywiec.
Potrafił pięknie się ustroić w mech zielony, przyozdobić liściem dębowym albo gałązką choinki sosnowej i zamaskowawszy swój wstrętny kształt i robaczywy, gruby korzeń, silił się na słodkie słówka, by zjednać sobie popleczników. Oj nie raz, nie dwa, dawały się na to nabrać zwierzęta leśne i ptaki!
- Jak pani ślicznie dziś wygląda, pani Zającowo, a dzieci z dnia na dzień coraz piękniejsze! - słodził fałszywie.
- A pan, panie Lisie, coraz młodszy, futro gęste, chyba lat panu ubywa! - obłudnie podchlebiał się Lisowi zaciskając ze złości wąskie usteczka.
- Proszę, proszę, pani Pliszko, możesz zostawić mi pod opieką swoje gniazdko, przypilnuję, przypilnuję, żadna to dla mnie fatyga! - przymilał się Grzyb.
I gdyby jego intencje wypływały z sympatii, życzliwości! O nie! Grzyb był zbyt na to wyrafinowany. W robaczywej duszy zapisywał każdą swoją grzeczność, każde dobre słowo wypowiedziane do innych, by w odpowiednim czasie zarządać wdzięczności. Nic nie robił Grzyb bezinteresownie, potrafił też mnożyć swoje zasługi, innym zaś ujmować dobrych uczynków.
Grzyb udawał przyjaźń by zdobyć informacje o rozmówcy. "Wyciągał" tym sposobem co się dało! A to, gdzie Wiewiórka chowa orzeszki, a to na której polance jagód najwiecej, a to gdzie znajduje się leśny miód...Pytał też Grzyb przymilnie o członkow rodziny, o znajomych, ciekawie nadstawiając ucho na plotki i ploteczki leśne, by potem zrobić z nich ploty, kłamstwa, pomówienia i oszczerstwa!
Miał Grzyb jednego swojego kompana - dziką świnię, z którym łączyły go ciemne interesy i złe intencje. Miał on na imię Rafał, w lesie nazywali go zaś Szują. Szuja naturę miał niecną i podły był niezmiernie, żywił się bowiem cudzymi łzami i zmartwieniami. Tylko on rozumiał złe intencje Grzyba, tylko on pomagał mu knuć, intrygować i robić innym na złość...
I tak działali wspólnie, ramię w ramię, ręka w rękę, udając przyjaźń, choć do takowej nie byli zdolni.
Wiele zwierzątek płakało rzewnie przez nich, wiele musiało nawet las opuścić, bo były one gnębione, szantażowane i prześladowane...
Przychodziły do Grzyba i Rafała zmartwione zwierzątka.
- Dajcie nam spokój! Miejcie litość! Opamiętajcie się! - płakały rzewnie.
Ale dręczyciele pozostawali nieugięci. Mieli przyjemność z tego, że ktoś się denerwuje, martwi, a nawet boi.
Dlaczego? Dlatego, że zdawali sobie sprawę, że są brzydcy, źli, głupi i wiedzieli, że tego zmienić nie są w stanie. Zbyt wiele to dla nich byłoby wysiłku, a byli leniami i gnuśnymi nierobami. Rafał Wieprz wolał nawet coś ukraść jak zapracować, taka była z niego kanalia!
Bardziej więc im się opłacało wzbudzać strach czy wzniecać zdenerwowanie zwierzątek.
I tak trwało wiele , wiele miesięcy..
Aż raz w lesie pojawiła się Gruszeczka. Nie wiadomo skąd, bo przeceż grusza tam nie rosła.
Spadła jak z nieba. A mądra była ona i doświadczenie życiowe miała...
Zobaczyła Grusia co się porobiło, stanęła, podparła się pod boczki i rzekła:
- Ha! Tak dalej być nie może! Trzeba zrobić porządek z tym całym dziadostwem! Stop podłości! Stop intrygom! Stop przesladowaniom!
Zebrała wszystkie zwierzątka i tak prawi:
- Koniec tego! Takie czyny są karalne! To jest szantaż, dręczenie i zniesławianie! Na to są paragrafy!
- Słusznie! - zaryczał Miś, który do tej pory nikomu się nie sprzeciwiał, bo lubił wszystkich, jak mawiał.
- Mąąąąądrzeeeee! - zabeczała Koza.
- Racja ku ku! - zakukała Kukułka.
Przykicała Zającowa z dziećmi, z aprobatą pokiwała głową.
Pan Lis malkontent też nie sprzeciwiał się.
Pliszka ze zdziwienia nad mądrością Gruszki otworzyła swój dziobek.
- Co więc mamy robić, Grusiu? - zatupał Jeżyk.
- Trzeba dać znać na policję, niech drani zapuszkują! - raźno odparła Grusia.
Tak też zrobili.
Pan Bociek - policjant leśny spisał protokół, zwierzątka go podpisały i cała akcja się rozpoczęła.
Jakież było zdziwienie i przerażenie Szui Rafała i Grzyba! Jak nagle stali się pokorni, bojaźliwi gdy zapukała policja do ich drzwi!
- Nie będziemy, już nie będziemy! - darli się wniebogłosy.
Ale policja była nieubłagana.
- Jest oskarżenie, jest wina, jest kara! - stwierdził służbiście policjant Bocian zakładając winowajcom kajdanki.
I tak w lesie zapanował spokój i zgoda.
Nikt już nie prześladował zwierzątek, nikt ich nie straszył, nikt im nie groził...
Tak to, drogie Dzieci, złe uczynki zawsze spotyka finał , a winowajcy zostają ukarani!
Prędzej czy później!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

czy ten grzyb to Rydz?? hihihihihi

fajnie się czytało:))