środa, 25 września 2013

Dawno nie było o gołębiach!

No niestety...
Wszystkie moje starania zmierzające do pogonienia natrętnego ptactwa z mojego balkonu spełzły na niczym...Gołębie jak przychodziły, tak przychodzą. W celach różnych zresztą.
Czasem jest to prokreacja, czasem...sentyment do mojego balkonu. 



W wyniku ich wizyt, balkon jest obfajdany równo i bogato. Szczególnie w jednym miejscu.
Upatrzyły sobie ptaszyska taką półeczkę, pod płytą balkonu sąsiadki z góry.
Moja drewniana kratka, którą instalowałam z wielkim pietyzmem przy pomocy męża, nie dochodzi do końca ściany lecz pozostawiona jest kilkunastocentymetrowa przestrzeń między jej górną listwą, a płytą balkonu nade mną. I tam właśnie te skunksy się roją! 
Siedzą sobie pod daszkiem, grzeją tyłki i załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne gdzie popadnie. I wcale się nie krępują! 
A ja nie mam już sił sprzątać i myślę o rozwiązaniu tego problemu.
Muszę im zająć CZYMŚ miejsce. Tylko czym?
Niektórzy sadzają na parapetach zewnętrznych pluszowe zwierzaki, inni wieszają szeleszczące torebki, wiatraczki, ale jak zauważyłam niewiele to daje..
W sklepach budowlanych sprzedają taśmy z wąsami. Przykleja się taką taśmę i gołąb nie usiądzie.
Nie wiem, czy to jest taka taśma, ale kiedyś czytałam, że na jakimś osiedlu była straszna afera, bo założono te taśmy z wąsami z drutu i gołębie po prostu nadziewały się na to, usiłując usiąść...
Ale co zrobić z takimi obsrańcami? Oto jest pytanie!




W końcu wymyśliłam. Mam taką girlandę ze sztucznej choinki, założę w sposób odpowiedni na górną część kratki i zajmę dziadom ich półeczkę. 
Już ja was dranie przechytrzę! - myślałam mściwie.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Choć mam katar i kręci mi się w głowie!
Najpierw umyłam porządnie całą kratkę i ścianę. W tym celu musiałam wejść na drabinę. Czułam się nienajlepiej, ale co tam! Już ja wam pokażę! - odgrażałam się ptaszyskom w duchu.
Myłam sobie w najlepsze kratę, gdy znienacka z obrzydliwym gruchotem nadleciał pokaźny egzemplarz! I to prosto na mnie wypadł!
O mało nie spadłam z drabiny! Tego by tylko brakowało! Stałam wysoko, mogłam wylecieć przez balkon!
I mąż by został wdowcem - myślałam sobie, widząc go oczami duszy w czarnym garniturze i krawacie, też czarnym.
- Panie kochany, a na co zmarła pana żona? - będą pytały znajome.
- A wypadła z balkonu, jak myła gó..na gołębi - odpowie on...
Nie jest to romantyczne, parwda? Już jak zejść z tego łez padołu, to godniej nieco!
Robotę zakończyłam, pomyłam jeszcze płytki i z satysfakcją spojrzałam na swoje dzieło - czyściuteńki balkon i kratę zwieńczoną sztuczną świerkową girlandą. 



Nie minęło pół godziny, przyleciała parka...Usiadły na poręczy, szacując ciekawie mój balkonik.
Wysprzątany, czyściutki, elegancki...
Tak jakby oceniały, w którym miejscu najlepiej będzie...narobić...
Myślę sobie, każdy woli nawalić na czyste jak na brudne, co nie?

2 komentarze:

Lesio Krostka pisze...

Mój wujek kupił kilka metrów gumy modelarskiej i rozpiął ją na parapetach w wąskich odstępach.

Coś w rodzaju pięciolinii z gumek.

Pomogło, bo gołębie bały się siadać na tych gumkach.

gruszka pisze...

I to jest bardzo dobry pomysł!!!!Napewno skuteczny!