wtorek, 17 września 2013

Bitwa o pierogi








Od poniedziałku do środy 40% taniej w "Biedronce" - pizze i pierogi!
Okazja nie byle jaka! Szczególnie dla ludzi borykających się na co dzień z problemem cienkiego portfela.
Ja tam nie mam nic przeciwko pierożkom z "Biedronki" firmy "Swojska Chata", zwłaszcza z mięsem. Zdaję sobie sprawę z tego, że ich produkcja, by była opłacalna, odbywa się "po taniości" tzn. to mięso w farszu w rzeczywistości składa się z uszu, wymion, oczu, rogów, ogonów, kopyt i podrobów hihihi
Ale zbytnio mi to nie przeszkadza, ważne, że dobrze przyprawione i smakują prawie jak domowe.
Oprócz tych pseudomięsnych są jeszcze: z serem i truskawką, jagodą, ruskie, z kapustą i grzybami, a nawet sezonowo ze szpinakiem!



No i pizza na tacce - z salami lub szynką albo z nutką orientu...Też ma być okazyjna!
Nie kupuję często tych  "frykasów", wolę domowe, ale czasem się zdarza...
Taka okazja 40% taniej nie prędko się powtórzy! To prawie połowa ceny, pierożki po 2,69 zł, pizza 4 z groszami...
Poszłam więc do najbliższej Biedronki, a tam puchy. Wymiecione równo półki, tylko ceny zostały.
Takich jak ja amatorów taniości widać zatrzęsienie, skoro nie został ani okruszek.
Pytam panią co i jak. Dostawa ma być po godzinie dziesiątej...
No to idę raz jeszcze, "Biedronka" blisko...
Tym razem trafiłam na dostawę. Pierożki kupiłam bez problemu - te z "mięsem". Ja wzięłam skromnie 4 opakowania dla siebie i dla mamy, ale ludzie pakowali całe wózki. Po kilku minutach zostały puste półki...
Jednak mi zależało na pizzy. Spytałam więc o nią panią ekspedientkę.
- Proszę pani, zamówiliśmy, ale nie przyszła...Wczoraj było, ale mało. My zamawiamy, ale oni i tak przywożą tyle, ile uważają albo wcale...Niech pani spróbuje przy Wiatracznej, oni mają dostawę po nas...
Ano spróbuję, choć deszcz pada..
Pojechałam. 
Tu spory sklep, przechodzę koło półek z pierogami. Pusto. Stoją dwie panie. Jedna starsza, druga młodsza. Usteczka tajemniczo zasznurowane, wzrok bystry, spojrzenie czujne, nozdrza ruchliwe wskazujące na pełne napięcie..
- Czekacie panie na towar? - pytam grzecznie.
- Jestem tu drugi raz i NIC nie ma!  - z rozżaleniem mówi młodsza. 
- Pewnie jeszcze nie rozpakowali, z tego co wiem, towar ma być, tak mi powiedzieli na Terespolskiej - odpowiadam.
- Tak? - tu wzrok kobiety staje się bardziej czujny, czuje już we mnie groźną konkurentkę w walce o pierogi.
W tym momencie podchodzi starsza kobieta o dużych gabarytach.
- No i gdzie te pierogi? - pyta sapiąc.
- Jeszcze nie ma, może są na tamtej palecie, można sprawdzić - wpadam na pomysł.
Przy okazji nadmieniam, że mnie pierogi już nie interesują tylko pizza! Niech baby nie widzą we mnie konkurentki pierogowej!
Idę żwawo pierwsza w kierunku stojącej palety, za mną sznureczek kobiet...
No i zaczęło się...piekło ogniste! 
Okazało się, że na palecie paczki z pierogami stoją wśród innych paczek, a nikt ich nie rozładowuje. I DLACZEGO???? Oburzenie sięga zenitu. Ludziska czekają, personelu mało. 
Z zaplecza wychodzi miła dziewczyna w firmowym seledynowo-niebieskim polarku. Z palety zdejmuje paczkę pierogów. Nie donosi ich na półkę, gdyż panie nie dają jej żadnych szans. Nec Hercules contra plures! Paczka zostaje dziewczyninie wyrwana, potem następna "żywcem" ściągnięta z palety... 
Z magazynu wychodzi pan wyglądający na kierownika.
- Proszę państwa, proszę nie ruszać paczek! Towar jest jeszcze nie sprawdzony.
- Kim pan jest, kim pan w ogóle jest? - wydziera się jakaś nerwowa niewiasta - chcecie nas w konia zrobić, macie towar, a nie dajecie!
- Towar to się sprawdza w magazynie! - krzyczy inna.
- Niech pan nie kłamie, już nam tamta pani wydała towar! - wrzeszczy energiczna pani, którą miałam okazję poznać gdy oczekiwała.
- Tamta pani zrobiła źle i zostaną wobec niej wyciągnięte konsekwencje - lakonicznie stwierdza mężczyzna.
- Co nam pan tu? - krzyczy babcia o sporych gabarytach - ja chcę kupić ruskie, te z mięsem to świństwo!
W końcu klientki osiągają zwyciestwo, pierogi zostają ściągnięte z palety i trafiają w ręce spragnionych. Natarcie na paletę niczym szturm na Pałac Zimowy uwieńczone zostaje sukcesem.
I tu się okazuje wyższość argumentów słowno-siłowych nad głosem rozsądku.
Ale teraz dzieją się dopiero sceny dantejskie! Bitwa pod Grunwaldem, w porównaniu z tymi scenami batalistycznymi, których jestem świadkiem, to mały Pikuś!
Staruszki, znękane w środkach komunikacji,  nagle nabierają energii i nacierają na te młodsze i silniejsze pełną parą. Ta o dużych gabarytach ładuje czubato cały koszyk. Nie patrzy już na etykietki, nawet to "świństwo z mięsem" znajduje swoje miejsce. Patrzę na nią ze zdziwieniem. Sapie nerwowo roztrącając inne konkurentki łokciami. 
- Ojej, niech pani uważa, stratuje mnie pani! - słychać krzyk jakiejś nieszczęśnicy.
Ta sytuacja trwała około 15 minut i... już było po pierogach.
Patrzę, ta z dużymi gabarytami, dysząc ciężko, przegląda zawartość koszyka. Okazało się, że napakowała jak leci, teraz dopiero wybiera te, które ją interesują...Ot, cwaniara, egoistka!
No, ale pomagam jej...Widzę, że strasznie jest zdenerwowana, jeszcze na serducho kipnie...
- Szkoda zdrowia - mówię pomagając jej oddzielić "ziarno od plew". 
Przy okazji decyduję się na dwa opakowania ruskich, podobno niezłe. Dwa złote z groszami nie majątek, można spróbować...Pomogłam paniusi, która już była ledwo żywa, spocona i czerwona na twarzy...Słowa "dziękuję" nie usłyszałam, pewnie zbyt była zaabsorbowana, ale co tam, zrobiłam dobry uczynek..
- Jakaś mi mało oka nie wydłubała paczką z pieluchami - sapie gniewnie matrona - nie wiem, która to. Chyba już sama zapomniała jak osobiście dawała "z łokcia" wszystkim naokoło...
Można by powiedzieć w konkluzji, iż bitwa zakończyła się spektakularnym sukcesem, gdyż większość klientek odeszła zadowolona. Mało tego, udało się zdenerwowanej ekspedientce dojść, ile paczek z pierogami zostało wydanych na sklep...
Potem jeszcze na spokojnie udało mi się kupić pizzę mrożoną - w cenie atrakcyjnej. Miła pani poinformowała mnie, że jest tylko taka, bo "tamtej to mi też nie udało się kupić, za mało dali". 
Wróciłam więc zadowolona do domu, myśląc, jak to niewele człowiekowi do szczęścia potrzeba!
Po drodze lało jak z cebra i przejeżdżający samochód ochlapał mnie od czubka dżinsowego kapelusika aż po brązowe laczki.

Brak komentarzy: