niedziela, 9 grudnia 2012

Adrenalinka

Ja nie wiem, po co ludzie wydają pieniądze, żeby troszkę adrenalinkę poczuć!
Jakieś szkoły przetrwania tzw. survival, jakieś skoki na bungee, wspinaczka różnego typu, rafting...Uuuu, wiele jest sposobów by poczuć ten upragniony zastrzyk, ten dreszczyk emocji...Czasem to graniczy z obsesją... Ta chęć przeżycia czegoś ekstra ekstremalnego za co człowiek gotów jest dać każde pieniądze. Oczywiście jest to domeną ludzi zamożnych. Ich stać po prostu na tego typu fanaberie. Jakieś tam bieganie po lesie i strzelanie do siebie kauczukowymi kulkami, łażenie po mostach ze sznurków..Iiii tam!
A nichby se taki jeden z drugim do mojej piwnicy poszedł.
Zarzekałam się, że nigdy tam nie pójdę. Najpierw jako zwiad puściłam tam moją mamusię i syna. Po tę choinkę. Okazało się, że choinka dostała nóg. Co już pisałam. Ale ja nie wierzę nikomu! Muszę iść i sprawdzić to osobiście! Tak postanowiłam. Skoro szczurów nie ma to...nic nie stoi na przeszkodzie! Zresztą cieć..sorry, gospodarz domu, zapewniał, że szczury wytruli i zamurowali tę dziurę, którą właziły.
No to idę. Z małżem. Małż też się brzydzi, nie mniej niż ja. Ubraliśmy się stosownie do sytuacji. Ja troszkę pokpiłam sprawę (w końcu nic żywego tam miałam nie spotkać), założyłam tylko rękawice ochronne, żeby sobie rączek mych białych jak alabaster, o skórze jedwabistej, nie pobrudzić kurzem. Mój mąż natomiast przypomnał nieco Marsjanina. Założył górę od dresu koloru ciemna zieleń, a kaptur zarzucił na głowę. Powiedziałam, że jest czubek. Ale on się absolutnie nie przejął i powiedział, że tam jest kurz i nie ma zamiaru pobrudzić sobie włosów! Phiiiii, szmateczką jaką by przetarł najwyżej jak co, wszak włosków ten mój Misio nie ma w nadmiarze...No mniejsza. Myślałam tylko, aby nikogo w windzie nie spotkać, bo on jeszcze zasunął suwak pod samą szyję, tak, że widać mu było tylko kawałeczek twarzy i okularki. Winda była pusta. Wszystko przebiegało więc planowo. Parter. Otwierają się drzwi...No i wpadliśmy prosto na sąsiadkę, tę która koty dokarmia. Nie lubię jej, jest to wyjątkowo wścibska osoba i plotkara!
Ja cieeee! Trudno opisać mi jej minę. Ja zaczęłam się tak potwornie śmiać, że śmiałam się jeszcze przez cały korytarz, przeszło mi dopiero przy drzwiach piwnicy.
Och, gdybym wiedziała...Z pewnością bym się tak nie śmiała!
Otworzyliśmy drzwi, zapaliliśmy światło... Pole czyste, pozamiatane, jest ok, idziemy...
- Nie patrz się tam! - ostrzegł małż.
Spojrzałam. Po co mówi, żebym nie patrzyła! Przecież muszę zobaczyć NA CO mam się nie patrzeć!
Pod ścianą leżało zwierzę. Zdechłe było najprawdopodobniej. Szare, z długim ogonem.
Jak ja się darłam! Jak ja wyłam! Jak ja zwiewałam!
Gdyby zmierzyć mi wówczas czas na 100 metrów, chyba byłby rekord świata...
To dopiero była adrenalina! Nie potrzeba mi tam żadnego bungee ani innych głupot!
Jeden zdechły szczur i adrenalinka jak ta lala!
Małż sprawdził sam co trzeba. Choinki nie było. Jest prawdziwym bohaterem! Małż nie choinka. Której zresztą nie ma... Dostał za to podwójny obiad!
A chojaka sobie kupię nowego. Albo żywego, albo żyłkowego! Na pohybel złodziejachom!
Zresztą, tamta miała wiotki czubek!
A ja nie przepadam za wiotkimi czubkami! U choinek!!!!!!
I proszę bez skojarzeń!!!!!!

4 komentarze:

Margolcia pisze...

A ten szczur wcześniej padł...czy dopiero jak Ciebie zobaczył? :P

gruszka pisze...

Małż szedł był pierwszy!!!!!

Anonimowy pisze...

Kup Grusiu w donicy i prawdziwą;złodziejom i szczurkom na pohybel...he he he :D*

Mariola:) pisze...

Szczurek padł bo wciął pewnie choinkę?:))