czwartek, 3 stycznia 2013

Cud

Wczoraj taki program w telewizji oglądałam.
Rzecz się dzieje w Sanoku, chyba...Ale może coś pokręciłam, jak zwykle...
Sprawa bezdomnego człowieka, pana Wiesława, lat 57.
Nie wiem, jak doszło do jego bezdomności. Może z powodu alkoholu? Może z powodu biedy? Może z powodu zagmatwanej sytuacji rodzinnej? Naprawdę, może być przyczyn wiele...Ale NIGDY nie należy mówić o takim człowieku "śmieć". Już kiedyś opisywałam, w jednym z wpisów, sytuację, gdy jeden z tych pewnych siebie "młodych, gniewnych, szczerych", który myślał, że wszystkie rozumy pozjadał i wolno mu ludzi oceniać i nimi pomiatać, nawyzywał bezdomnego od śmieci. Bo był brudny, śmierdzący, zaniedbany i chory. A przecież człowiek ten mógł się zwyczajnie pogubić...
Tylko taki cymbał nie wie, że i jemu życie może figla spłytać. Może ciężko zachorować, może go opuścić żona, może stracić pracę. I starczy. Życie bywa bezwzględne, a los jest czasem przewrotny. Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku!
Ja mam wiele współczucia dla tych ludzi, a widzę takich wielu. Bez nadziei, bez perspektyw, starzy, zaniedbani, schorowani, zapijają gorycz swojej egzystencji najtańszym winem. Czasem tak wrastają w swój los, że ju nie chcą go zmienić, nie wyobrażając sobie innego życia. Maska bezdomnego, skrzywionego cierpieniem, czasem zmarzniętego i głodnego, przyrasta im do twarzy...
Ale wróćmy do naszego pana Wiesława. Bezdomny, jak wielu. Był bardzo głodny. Żebrał o jedzenie, często spotykał się z pomocą przechodniów, ale czasem też ktoś mu krzyknął: a idź do roboty, dziadu!
Wszedł do kościoła. Przyklęknął przed Krzyżem umęczonego Chrystusa i wpatrywał się w Niego załzawionymi oczami, prosząc o pomoc. O wsparcie, o siły. Bo już tylko w Jezusie widział tę "ostatnią deskę ratunku".
I stał się CUD, bo jakże tego nie nazwać współczesnym cudem? Akurat w tym miejscu i o tej godzinie?
Przypadek? Oczywiście, niewierzący mogą tak to określić. Ale dla tego człowieka to był cud, który zmienił całe jego dotychczasowe, marne życie.
Tego dnia i o tej godzinie wszedł do kościoła biznesmen. Zobaczył tego nieszczęśliwego człowieka, wpatrującego się w Krzyż. Podszedł do niego i zaczął z nim rozmawiać. Tamten opowiedział mu trochę o sobie. No i tak się zaczęlo..
Okazało się, że mężczyzna miał dobrze prosperującą firmę budowlaną. A bezdomny okazał się być cieślą. Zatrudnił więc biedaka w swojej firmie, gdzie początkowo wykonywał on prace ciesielskie przy budowie więźby dachowej, potem też i  inne prace budowlane. Dał mu pracę, a więc jakąś wartość, cel, sprawił, że poczuł się potrzebny...
Początkowo, mając mało sił, bezdomny nie dawał rady wydajnie pracować, ale stopniowo szło mu to coraz lepiej. Dostał piękne mieszkanie w nowym domu. Jasne i przytulne. A nawet założył własny zespół muzyczny, w którym gra na gitarze. Odnalazł cel życia. A wszystko dlatego, że ktoś mu pomógł, nie skazał z góry na zatracenie, nie nazwał "śmieciem", zaufał mu....
Teraz pan Wiesław ma się dobrze. Mówi, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Zwróciłam uwagę, że wysławia się gramatycznie, a jego język jest piękny.
Powiedział też na koniec, jakie jest jego największe marzenie. Chce znów mieć rodzinę...
Oto cała historia...Historia, która bardzo mnie wzruszyła. Dobroć jednego człowieka zbudowała dobro w innym, czyjeś życie zostało ocalone....

1 komentarz:

Mariola:) pisze...

Wzruszające:)))
Jak w bajce..;))