czwartek, 3 stycznia 2013

Kariera czyli skazani na sukces

Dziś pomówilibyśmy (jak to mawiał onegdaj Kolega Kierownik Jacka Fedorowicza) na temat jak zrobić karierę. I jak wychować człowieka od lat najmłodszych na potencjalnego karierowicza.
Zastrzegam od razu, aby mojej wypowiedzi nie traktować jako poradnik.
Owoż, człowieka można przygotować do tego, aby zrobił w przyszłości karierę od najwcześniejszych lat dziecinnych.



Dziecko MUSI wiedzieć, że jest WYBITNE, że należy mu się WSZYSTKO (a innym frajerom niekoniecznie), że zawsze jest the best. Musi być przekonane o swojej WYJĄTKOWEJ wartości, o swoim talencie (nie ważne, czy takowy posiada), urodzie, charakterze itd.
Jak to zrobić? Bardzo prosto. Dziecko ma się wybijać w stosunku do innych. Jest tu pewien mały problem. Musimy dysponować pewnymi środkami BO np. maluch musi być wożony najlepszą furą i mieszkać w najładniejszym domu w okolicy. Dom musi też być wyjątkowy, może np. przypominać zamek Gargamela. Lub też kwestia wyglądu samej elewacji. Wszyscy naookoło mają normalne tynki, my dajemy potłuczone talerze, najlepiej z miśnieńskiej porcelany. I tak dalej. Każdy element powinien i naszemu dziecku, które rosnąc coraz więcej zauważa i innym wskazywać, że to MY, nasza rodzina jest nadludźmi, nam się WSZYSTKO należy, bo my mamy POTRZEBY, a reszta to plebs.



Ten warunek jest bardzo MILE WIDZIANY, ale nie zawsze konieczny... Ma jednak dość istotne znaczenie, stąd wspominam o tym w pierwszym rzędzie.
Od piaskownicy nasz malec nie może zadawać się z byle kim. Najlepiej jak będzie to syn dyrektora, córka wójta, czy bliźniaki prezesa. TYLKO dzieci ludzi, którzy w przyszłości mogą się przydać. Chętnie też prowadzamy naszego malucha do wójta na URZĘDOWE pokoje, a niech sobie posiedzi na wójtowskim fotelu, niech się przyzwyczaja (zrobić zdjęcie, pokazywać znajomym, niech wiedzą, JAKIE MAMY znajomości).
Gdy dziecko idzie do przedszkola - najlepszego, za łapówkę -  MUSI wiedzieć, że dostało się tam właśnie za łapówkę, by nabrać przekonania, że za pieniądzę można wszystko kupić, jak również ma się przekonać, że znaczy się tyle, ile się MA i od tego zależy wartość człowieka.
Jak zachowywać się jako rodzic WYBITNEGO malca.
Gdy dzieci z przedszkola idą na wycieczkę z paniami wychowawczyniami, my dajemy pani prezent by pilnowała TYLKO i PRZEDE WSZYSTKIM naszego dziecka. Inne są nieważne, pies je gonił! NASZE DZIECKO ma być najważniejsze!



Teraz szkoła.
W szkole ZAWSZE wciskamy się do wszelkiego rodzaju komitetów i tzw. "trójek klasowych" tym samym łapiąc kontakty z nauczycielami, by NASZE DZIECKO mogło mieć najlepsze oceny i  musi ono o tym wiedzieć. Oczywiście przy każdej okazji WCISKAMY nauczycielom prezenty ,by czynić ich zobowiązanymi wobec nas - patrz - NASZEGO DZIECKA! I latorośl MUSI TAKŻE o tym wiedzieć. Zawsze też nasze dziecko ma mieć RACJĘ - ważne szczególnie w różnego typu konfliktach szkolnych! Nieważne, czy młody człowiek to łobuz i cham, TO NASZE ma być na wierzchu. Każdą sytuację da się przecież tak wytłumaczyć , żebyśmy to MY mieli rację! Zawsze jest możliwość wskazania INNEGO winowajcy. Przy ewidentnych skargach innych rodziców, które zapewne będą, bo przy TAKIM wychowaniu być muszą, unikamy rozmów na drażliwe tematy np. rzucając ostentacyjnie słuchawką telefoniczną , tym samym pokazując GDZIE MAMY te skargi. W bezpośrednim kontakcie można użyć następujących zwrotów:
- ale nie mamy o czym rozmawiać!
- dlaczego pani krzyczy, nie ma pani przed sobą gówniarza!
- tak zachowywać to się pan może w domu, do swojej żony!
ITP.
W ten sposób odwracamy uwagę od MERITUM - czyli przewinienia naszego milusińskiego.
W ten sposób dziecinka żegluje sobie spokojnie przez morza burzliwe i oceany spienione bez jakiegokolwiek uszczerbku. Zdobywa jakieś tam wykształcenie, oczywiście przy pomocy rodziców - patrz łapówki i prezenty oraz ich znajomości. W zasadzie wykształcenie nie będzie i tak aż tak potrzebne, gdyż dorosły człowiek, będąc od najmłodszych lat przekonanym, że WSZYSTKO jemu się należy, bo jest WYBITNY, a innym NIC, będzie zdobywał szczyty z łatwością. Ponadto ma przecież tych wszystkich ZNACZĄCYCH znajomych z piaskownicy.
Zachowanie w różnych sytuacjach.
Musimy tak wychować naszego młodego człowieka, by ZROZUMIAŁ, że jego nie obowiązują ŻADNE reguły, normy, zasady, żadne sentymenty, przyzwoitość, bo to jemu mam być wygodnie. Tak więc NIGDY nie czekamy w kolejce do lekarza (z lekarzem dogadujemy się na boku), jesteśmy zawsze załatwiani poza kolejnością, mamy osobny pokój w szpitalu, opieka jest lepsza niż dla innych pacjentów itd, itd. Wszystko to załatwiamy przy pomocy kopert, prezentów, "podziękowań". Młody nasz potomek ma wszystko obserwować i wyciągać wnioski.
Praca.
W pracy TYLKO on będzie pracował i to NAJLEPIEJ, reszta...nie robi nic, myli się - tu trzeba podpowiedzieć by zawsze młody człowiek TRZYMAŁ z przełożonymi - potakując, donosząc na kolegów itp. Warto zalecić MU złapanie PRYWATNEGO kontaktu z dyrektorem, kierownikiem, prezesem.
Jak to zrobić?
Najpierw należy stopniowo się zbliżyć do przełożonego i przeanalizować CO lubi, a czego nie lubi, w sferze prywatnej oraz służbowej. Można też zebrać informacje ogólne o osobie - sytuacja rodzinna, choroby itd. - to na pewno się przyda. I jak kameleon dopasowujemy się do poszczególnych danych. Przykłady.
Jest gejem - wychwalamy związki jednopłciowe, wyrażamy podziw dla odwagi tych ludzi i dezaprobatę dla nietolerancji heteryków. W ekstremalnych sytuacjach sami UDAJEMY geja np. przez założenie apaszki koloru lawendy.
Jest antyklerykałem - opowiadamy niewybredne dowcipy o klerze i kościele oraz zdejmujemy medalik z szyi.
Interesuje się sportem np. piłką nożną i kibicuje np. Legii. My oczywiście TEŻ. Jeśli tak nie jest, musimy zdobyć jak najwięcej informacji na temat tej drużyny oraz gnoić przeciwników.
Jest grzybiarzem - snujemy opowieści o naszych wyjątkowych sukcesach na tym polu. Mogą być zmyślone. Np. Trzy lata temu, gdy byłem w lasach białostocczyzny to....
Jest wędkarzem - w zeszłym roku na Mazurach to taaaaaką rybę złapałem...A szarpała się....
Jest chory na raka - my też jesteśmy chorzy, właśnie miesiąc temu nam wykryli nowotwór...
Myślę, że wiadomo o co chodzi. Gdy już mamy "na widelcu" jednego przełożonego, po nitce do kłębka docieramy do innych znaczących osób w firmie. Dobrze jest spotykać się "przy barze" gdyż "in vino veritas" hehe . Zawsze podlanie kogoś rozluźnia kontakty, a poufałość ułatwia załatwienie wielu spraw na naszą korzyść jak np. poparcie w wykoszeniu zdolniejszej i bardziej wykształconej koleżanki, podłożenie świni nielubianej brygadzistce itp. I zawsze pamiętajmy, że cel uświęca środki!
Wazeliniarstwo - nazywajmy GRZECZNOŚCIĄ i UPRZEJMOŚCIĄ.
Donosicielstwo - to LOJALNOŚĆ wobec pracodawcy.
Łapówkarstwo - dowody wdzięczności.
Nauczmy się tej NOMENKLATURY i nauczmy tej RETORYKI swoje dziecko, które ma zrobić karierę!
I proszę mi wierzyć, to co tu piszę, nie jest pustosłowiem lecz EFEKTEM wieloletnich obserwacji. DOKŁADNIE tak to przebiega. I nie dziwmy się później, że choć mamy wykształcenie wyższe i doświadczenie, rządzi nami małolat po niepełnym średnim lub kursie. Nie dziwmy się, że gdy są redukcje, zwalnia się wieloletniego pracownika, który oddał instytucji szmat swojego życia, jest kompetentny i solidny, a na jego miejsce wskakuje matoł bez doświadczenia i wykształcenia, ale za to z szerokimi plecami. To właśnie ci, którzy tak zostali kształtowani od lat najmłodszych. Ci, którym się należy, którzy są PONAD bo mają wujka prezesa czy dyrektora z którym się znają z jednej wioski. I dobranoc Państwu:)





1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hmm...
Nie znoszę "wazeliny".
...D