wtorek, 8 stycznia 2013

Rodzina w serialach telewizyjnych.

Tak sobie myślałam. Czasem mi się zdarza....O tych dzisiejszych czasach. O relacjach w rodzinach. O stosunkach: matka - ojciec - dzieci.
Bo kiedyś to było tak. Głową rodziny było ojciec. Jemu należał się szacunek i bezwzględne posłuszeństwo. Co powiedział, było święte, a jego autorytet był często nawet...wymuszony. Żony musiały używać dużo dyplomacji, by przeforsować swoje zdanie, bo to mąż był lwem. On zarabiał, jego PRACA i dochody były tym, co często zwalniało go z wielu domowych obowiązków. I nawet to, że czasem pracowała i żona (a nawet jeśli nie, to jej domowe obowiązki były równie ważne), nie czyniły z niej partnera o równorzędnej roli w domu.
Potam przyszło to NIBY równouprawnienie, o które walczyły kobiety. No i baby same się ugotowały, bo tyrają na dwóch etatach.
No ale nie o tym...Chodzi mi o takie polskie seriale: "Rodzinka" i "Ja to mam szczęście".
Może jestem zbyt konserwatywna, ale mnie osobiście, coś te seriale nie "podchodzą". Wydaje mi się, że w obu serialach prezentowane  rodziny (mimo komediowego charakteru) są pokazane jako BYCZE. W "Rodzince" samo to, że nazywają się Boscy oraz pioseneczka z czołówki "więcej jeśli się da, miłości więcej każdego dnia" już sugeruje, że pokazana rodzinka jest wzorcowa. No nie wiem.
Dla mnie jest tam instruktaż,  jak NIE NALEŻY dzieci wychowywać.
Jest tam trzech synów: 8 lat, 14, 18 (tak około). Tatuś - grany brawurowo przez Tomasz Karolaka, raczy swoich synów odzywkami typu: CO? JAJCO!. I jeszcze "lepsze". Dla mnie szok.




Toteż "dowcipne" i wyluzowane towarzycho - jego dzieci, rewanżują mu się w podobnym stylu.
Często, gęsto, też przewija się tu temat waginy i penisa. Może teraz taka moda na luz i brak "pruderii" i "zaściankowych" zahamowań. Dorastający syn bez żenady całuje się i obściskuje ze swoją dziewczyną w obecności mamusi (Małgorzata Kożuchowska), a ona ma łzy szczęścia w oczach. Dla mnie osobiście, jako nastolatki, byłoby to nie do pomyślenia, krępowałabym się, to zbyt intymne i osobiste, szczególnie jeśli chodzi o rodziców jako świadków, ale od razu widać, że jestem kartofliskiem, średniowiecznym w dodatku.
Synkowie w obecności rodziców nie krępują się zresztą,  z niczym. Pozwalają sobie na wulgaryzmy i odzywki typu: debilu, kretynie, a rodzice czasem zwracają im uwagę, ze stoickim spokojem, ale jakby ostrożnie, by dzieci nie wpadły w kompleksy. Toteż dzieci nie wpadają i sobie pozwalają. Wiem, wiem, komedia, ale jakoś nie bawi ten typ wulgarnego i prymitywnego humoru, pokazujący chamskie zachowania młodych ludzi i żałosne reakcje ich rodziców. Drugi seriał pt. "Ja to mam szczęście" jest dla mnie jeszcze bardziej żenujący. No bo, rzeczywiście i dzieciaki i rodzice z tego serialu mają "szalone" szczęście. Pomieszani tatusiowie i mamusie, tatuś z pierwszego małżenstwa przychodzi do córki, a chłopak jest chyba synem  tatusia z pierwszego małżeństwa ,czy jakoś tak. Mała może wspólna. Mogłam coś pokręcić, bo ogólnie podobnie jak w "Rodzince", luz, bluz, trendy i cool.



Dla kontrasu wymienię z kolei dwa inne seriale o rodzinie, które bardzo mi się podobają. Też komedie. Jeden to "Wojna domowa" - serial z lat siedemdziesiątych, drugi współczesny - "Rodzina zastępcza". "Wojna domowa" to klasyka, doskonała zresztą. Fenomenalny humor, wspaniałe kreacje: Kwiatkowska, Janowska, Rudzki, Szczepkowski i jako młodzież - Krzysiek Musiał Janczar i Elka Góralczyk.




Zatrzymam się jednak bardziej przy "Rodzinie Zastępczej". Dzieciaków tam dostatek - swoich i adoptowanych. Rodzice, państwo Kwiatkowscy - Piotr Fronczewski i Gabriela Kownacka, dla mnie są prawdziwym wzorcem i autorytetem. Wzbudzają szacunek, służą dobrą radą, zawsze pokazują jak kochają swoje dzieci (wszystkie jednakowo), martwią się o nie, naradzają w ich sprawach i wspólnie podejmują mądre decyzje. Zresztą wychowują dzieciaki mądrze, wymagając od nich, nie tylko dając. Sztuką prawdziwą jest stworzenie takiego zgodnego stadła, gdzie jeden za drugim stoi murem. Dzieciaki nie są rozwydrzone i wulgarne bo mają kręgosłu moralny wyksztalcony przez rodziców, przykładem własnym oraz mądrym tłumaczeniem i dyskusjami. Zarówno młody człowiek, jak dorosły rodzic może wiele się nauczyć z tego "materiału". I nawet wnieść coś z tego filmu do własnych relacji rodzinnych. Te dwa seriale zdecydowanie polecam.


1 komentarz:

Margolcia pisze...

Uwielbiam "Rodzinę zastępczą"! Nie śpię nocami, tylko oglądam powtórki na Nickelodeonie :)
Wątek Jędruli i Alutki też jest świetny ;)))