piątek, 4 stycznia 2013

Nasi milusińscy

Dziś będzie jeszcze o naszych pociechach.
Czasem to wyczekiwane maleństwa, bywa "wpadka", często niespodzianka.
Ale zawsze pownny być to nasze kochane. Ja nie wyobrażam sobie, by miało być inaczej.
Gdy są bezbronnymi niemowlaczkami, zależnymi o nas, są takie najbardziej "nasze". Najnaszejsze.




Później słodkie bobasy. Śmieją się, obejmują pulchniutkimi łapkami za szyję, niezdarnie całują, szarpią mamę za włosy, ciągną ojca za nos.
Nasze cuda. Najpiękniejsze, najmądrzejsze, najukochańsze. Często pamiętamy pierwsze słowo, pierwszy krok...



A potem przychodzi okres negacji i zaznaczanie swojej woli. Próba sił. W zasadzie taki mały szantażyk zaczyna się dużo wcześniej, już przy wymuszaniu noszenia na rączkach czy wspólnego spania:)
Ale potem przybiera on formę słowną. Nie. Nie zrobię, nie pójdę, nie chcę.




Później szkoła. I tak dalej i tak dalej....Aż następuje przejście poprzez burzliwy wiek nastolatka w dorosłość...
To są sprawy oczywiste. Dziecko coraz bardziej staje się już nie tylko nasze...
Ma koleżanki, kolegów, dziewczynę, chłopaka, potem narzeczoną lub narzeczonego.
Potem swoją rodzinę.
Lub nie. Bo to bywa różnie. Ale pamiętajmy, że dziecko chowamy "dla świata", nie tylko dla siebie.
Ale ja zmierzam do czego innego. Tylko jak zwykle się rozgadałam...
Otóż, gdy mamy już tego potomka, to sobie tak wyobrażamy :jak to będzie i co to będzie...W swoich wizjach widzimy: ją jako panią doktór - jak mamusia, jego jako architekta - jak tatuś. Ale jak będzie prawnikiem lub DYREKTOREM to też nam nie przeszkadza. Byle miał dobry zawód i popłatny!Na pewno będzie grał na pianinie, a co najmniej na gitarze. I jeździł konno. Zapiszemy ją na lekcje tańca. No i oczywiście języki - przynajmniej trzy: angielski, niemiecki i chiński. Musi umieć pływać. I jak najwcześniej mieć prawo jazdy!
Ale..życie weryfikuje nasze oczekiwania. I często dziecko nasze idzie w zupełnie innym kierunku, niż tego byśmy chcieli. Nie garnie się do nauki, ale często przesiaduje w warsztacie samochodowym u znajomego. Nie chce grać na gitarze, zresztą nie ma słuchu za grosz. Ledwo, ledwo radzi sobie z jednym, obowiązkowym, językiem angielskim, osiągając bardzo mizerne wyniki.
Ale to nie wszystko. Nie mamy w domu spokojnego aniołka, o którym marzą rodzice. Dziecko "daje popalić". Wraca późno do domu. Pyskuje rodzicom. Uczyć się nie chce. Wagaruje.




Bywa, że nie mamy w domu okazu zdrowia, o którym marzyliśmy, a wiecznie chorującego słabeusza, który nie może uprawiać wyczynowo sportów siłowych, o czym marzy tata...
I co, rozczarowanie? Zawód?
Nie. Musimy pogodzić się z tym, że dziecko RZADKO bywa takie, jak żeśmy sobie wymyślili. Często idzie całkiem inną drogą. I wcale nie MUSI spełnić naszych oczekiwań!
Nie podziela naszych poglądów. Przechodzi kryzysy. Robi rzeczy, których nie pochwalamy.
Pamiętajmy, że nadal jest to nasze dziecko. Może TRUDNE do kochania, ale jednak.
Każdemu człowiekowi potrzebna jest miłość jak woda i powietrze. Inaczej marnieje jak niepodlewany kwiat. I choć czasem nasz młodzieniec, czy panienka broni się przed nami, fuka, udaje, mówi, że nie jest dzidziusiem i sam najlepiej wie, co ma robić, bądźmy przy nim!
Gdy nie pochwalamy jego postępowania, powiedzmy: synku, nie akceptuję tego co robisz, ale cię kocham i zawsze będę cię wspierać. Córeczko, zrobiłaś źle, musisz ponieść konsekwencję tego, co się stało, ale zawsze możesz na mnie liczyć.



Nie uchronimy swoich latorośli przed wszelkim złem tego świata. Nic nie pomoże rozkładanie ochronnego parasola ani szklany klosz. Takie postępowanie zawsze odbija się źle. Młody człowiek strofowany, pouczany, trzymany PRZESADNIE na uwięzi popełnia znacznie więcej błędów niż ten samodzielny. Kontrolować trzeba, ale z dystansu. I kochać. Tak, by dziecko wiedziało. Nie wstydźmy się słów miłości, gestów przytulenia, pogłaskania, nawet..starego konia czy mocno przerośniętej pannicy. Gdyby więcej rodziców miało czas dla własnych, nawet dorosłych już, dzieci, gdyby nie bała się okazywania im uczuć w sposób mądry, gdyby więcej z nmi rozmawiało, nie byłoby tyle problemów - narkomanii, przedwczesnych ciąż, alkoholizmu...
Nasze dzieci to nasza przyszłość. Może będziemy potrzebować kiedyś ich pomocy. Dbajmy o nie, pamiętając, że nie chodzi tylko o spełnianie ich zachcianek, ale też egzekwowanie obowiązków. Żyjmy zgodnie w naszych rodzinach, bo nasz przykład prawidłowych relacji zadziała najlepiej. To on wykształci naszych potomków na przyszłych odpowiedzialnych ojców  i troskliwe matki - kapłanki ogniska domowego.
Życzę wszystkim rodzicom samych sukcesów wychowawczych. I pamiętajmy, każdy z nas popełnia błędy, ważne, by z nich umieć wyciągnąć wnioski dla siebie i w przyszłości ich unikać....

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dzieci uczą się żyć,my-rodzice uczymy się ,być rodzicami;każdy indywidualnie :)