piątek, 18 stycznia 2013

Eutanazja a cierpienie

Największym darem człowieka jest życie.
Jenak, biblijnie rzecz ujmując, każdy z nas został skazany (po grzechu pierwszych rodziców) na to, że będzie musiał pracować, chorować i umierać. I CIERPIEĆ. Nie ma lekko. To się nam, niestety, należy. Jako ludziom grzesznym. Taka nasza...POKUTA?
Powinniśmy to sobie uświadomić i przyjąć ten fakt z pokorą. I od tego zacząć musimy, myśląc o chorobie czy nieuchronnej śmierci, wobec której wszyscy jesteśmy równi...
Jesteśmy jednak ludźmi razem ze wszystkimi naszymi "przyległościami".
Nie tylko ułomnymi i grzesznymi, ale też wygodnymi, próżnymi, a to już jest pewien problem. Bo buntujemy się przeciwko temu, co dla nas niewygodne, bolesne, co nas dotyka.
Nie chcemy znosić żadnego bólu - ani psychicznego, ani fizycznego! Nie chcemy być zdradzani, rozczarowywać się, nie chcemy być oszukiwanymi, lekceważeni i poniżani. To uwłacza naszej godności! To jest wbrew naszej naturze. Dążymy, czasem podświadomie, do sprawiedliwości i prawdy, nierzadko samemu tego nie oferując w zamian...
Zastanawia mnie, dlaczego ludzie im bardziej sami nieuczciwi, tym bardziej starają się wyegzekwować uczciwość od innych...Prowadzi to do podejrzliwości i przesadnej czujności.
Mówi się, że każdy patrzy na innych i ich ocenia wg. siebie...I chyba to prawda.
Mąż zdradza żonę, będzie więc ją także podejrzewał o zdradę, a innych o to posądzał i mówił, że "każdy chłop tak robi". A nawet: co to za chłop, który nigdy nie był w burdelu? To takie dowartościowywanie samego siebie i usprawiedliwianie swoich, NIEWĄTPLIWIE, ZŁYCH uczuynków...
Ktoś kradnie, będzie innym patrzył na ręce.
Oszukuje, będzie nieufny, w kółko wietrzył podstęp, zadręczał się tym, że może czegoś niedopilnować, coś przeoczyć, jednym slowem być "nabitym w butelkę". Bo co innego, oczywiście, kiedy on szachruje i "nabija" innych! Tzw. filozofia Kalego.Kali komuś ukraśC krowę - dobrze, ale jak ktoś kalemu - uuuuuuu, to bardzo źle!
Boimy się równie mocno bólu fizycznego i śmierci. Perspektywa choroby i cierpienia, także naszego uzależnienia od innych, jest czymś ,co nas przeraża.
Dlatego też medycyna wynajduje coraz to nowe leki, nie tylko leczące, ale też pozwalające pokonać ból fizyczny. Bo ten ból często jest dla nas nie do przyjęcia..I nie do zniesienia...Na szczęście takie medykamenty mamy...
I w porządku. Cierpieć nikt nie chce. Stąd narkoza, różne znieczulenia, leki uśmierzające...
Czy jednak mamy prawo decydować o przerwaniu przez nas samych swojego życia?
Czy przyjęcie na siebie naszego bólu jest możliwe?
Czy MOŻE stać się czymś co buduje nas i innych? Co niesie dobro?
Wiem, wiem, łatwo mi powiedzieć, wszak to nie ja cierpię bez nadziei na poprawę...
Owszem...Nie wiem, jak zachowywałabym się w obliczu takiej sytuacji..Nie wiem...
Wiem jedno. Gdy miałam rodzić moje dzieci, PRAGNIENIE posiadania dziecka, czekanie na nie, miłość do niego, spowodowało, że..nie czułam bólu rodzenia...Pomimo, że chłopy mieli grubo ponad 4 kg:) Dziwne? Może...To istota i potęga woli....Wiary w sens...
Chodzi mi też o to, by pokazać, jak ludzie w swoim cierpieniu czy kalectwie odnajdują właśnie ten sens...
Pewna kobieta, będąca już w starszym wieku, zachorowała. Cierpiała strasznie. Nie chciała jednak przyjmować leków uśmierzających ból...Na próżno nakłaniano ją, by leki zażyła...Zmarła po kilku miesiącach. Co się okazało po jej śmierci? Otóż zostawiła list. Napisała w nim, że całe swoje cierpienie i ból ofiarowuje w intencji wnuka. Jej jedyny, ukochany wnuk, był narkomanem. Po jej śmierci chłopak rozpoczął leczenie...Przypadek?
Kalectwo. Jest cierpieniem, jest poczuciem bezsilności i świadomość niepełnosprawności...Jest też uzależnieniem od innych, od ich pomocy, dobrej woli czy...łaski. To uczucie może być upokarzające dla przeciętnego człowieka...
Widziałam kobietę niewidomą. Uśmiechniętą, pełną życia. Robiła zakupy. Ze śmiechem przekomarzała się ze sprzedawcą i była w niej taka..naturalna radość życia! Można? Można...



Niektórzy w swoim kalectwie odnajdują prawdziwy sens życia. Zdobywają szczyty, których nie osiągnęliby prawdopodobnie jako osoby pełnosprawne...Takich przykadów jest wiele. Np. Jasio Mela...Świetny chłopak...Madzia Buczek prowadząca porywające katechezy...Uczestnicy paraolimpiady zdobywający trofea...




Cierpienie uszlachetnia..Jakaś prawda w tym jest. Człowiek cierpiący rozwija się duchowo, nabiera pokory...Oczywiście jest to kwestią podejścia psychicznego do bólu...Ale ów ból w kontekście duchowym nabiera całkiem innego wymiaru i znaczenia.
Oczywiście, podkreślam, że należy KORZYSTAĆ ze środków uśmierzających, mamy do tego pełne prawo! Jednak czasem, bywa tak, że nie pozostaje choremu nic innego, jak postrzegać ten ból nieco inaczej... Uważam, że człowiek nawet jest w stanie siłą własnej woli, duchowości, zmniejszyć ból fizyczny i w pewnym stopniu go pokonać...
Z wielką odrazą czytam o wyszukanych średniowiecznych torturach, które człowiek zadawał człowiekowi. Tylko wtedy ludzie inaczej postrzegali cierpienie, godzili się z nim. Uważali to za coś nieuchronnego i normalnego. Gdy rycerze szło na wojnę, to liczyli się z tym, że może być różnie, mogą np. wpaść w ręce wroga, a wtedy...Czy to znaczyło, by zrezygnować z walki? Czy odwracali się od bólu? Nie. Oni przyjmowali ten ból na siebie w imię wyższych celów...
Podczas okupacji ,na przesłuchaniach, więźniowie znosili czasem niewyobrażalne tortury, a nie zdradzali swoich!
Tak samo jest z ludźmi cierpiącymi...Kwestia podejścia.
Jednak niebagatelną rolę tu odgrywa WIARA. Wiara, że gdzieś jest jeszcze coś..Gdzieś poza tym życiem i tym światem...I KTOŚ kto nam dał ten skarb jakim jest nasze życie - i to teraz i to później....I nie mamy prawa sami odtrącać tego daru...
Myśląc w ten sposób, że jednostka chroma, kaleka, cierpiąca nie powinna żyć i cierpieć, że powinno się skrócić cierpienie (to taka miło brzmiąca ideologia, pseudo szlachetna) dojdziemu do wniosku, że te jednostki powinny się same eliminować ze społeczeństwa, by nie być ciężarem... Czyli do barbarzyństwa tylko jeden krok!
Pewna kobieta bardzo cierpiała, była chora na nowotwór. Pomimo tego, z całych sił chciała żyć...Miała wielką wolę życia, gdyż miała wielu bliskich, którzy byli z nią i ją wspierali. Nie chciała ich zostawiać...Doczekała i rozwiązania jednej córki i ślubu drugiej. Zmarła szczęśliwa....
Eutanazja to trudny temat. Zwolennicy krzyczą o PRAWIE do decydowaniu o sobie...
Z drugiej zaś strony pomaga się samobójcom, ratując ich, odwodząc od zamiaru przerwania życia..A przecież zgodnie z zasadą samodecydowania, to gwałt na człowieku! Więc gdzie tu konsekwencja?
Podczepia się ideologię "prawa do decydowania o sobie" oceniając jednocześnie, kto może, a kto nie.
Dla jednego nie do zniesienia jest utrata wzroku, dla innego astma! I co, jednemu i drugiemu pozwolić poddać się eutanazji? A trzeci się nieszczęśliwie zakocha i też uważa, że nie jest w stanie tego wytrzymać!
A ile możliwości przyjęcie tego prawa będzie dawało tym, którzy chcą popełnić nadużycie!
W końcu wszystko da się nagiąć, przeskoczyć, ominąć..A że nie ma 100% uczciwości to widać, choćby po naszych organach wymiaru sprawiedliwości...
Tyle o eutanazji..I niech sobie troszkę pomyślą ci co tak jej bronią....

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Eutanazja,jak i aborcja;to temat "rzeka".
W pierwszej i w 2 kwestii ,jestem za;ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Gdyby się okazało że jestem nieuleczalnie chora i mój stan się pogarsza;nigdy i za nic w świecie nie chce być na stare lata ciężarem dla dzieci i chce by pozwolono mi odejść z godnościom.