wtorek, 1 stycznia 2013

Ciśnienie


Zacznę od takiego żarciku rubasznego, No to moi drodzy DOSIEGO ROKU!
Oczywiście dla niekumatych tłumaczę, że tak naprawdę to życzy się DO SIEGO czyli DO NASTĘPNEGO roku. No! I tego Wam życzę. Dziękując przy okazji za życzenia od licznych wielbicieli mojego blogu!

Ale co to ja chciałam...Aha. Sprawa, co prawda, sprzed kilku dni...
Niektórzy to wiedzą już i znają tę historię! Tę nieprzyjemną historię!
Kiedy to podstępem usiłowali CHORĄ ze mnie zrobić i w stan przewlekłej dolegliwości chorobowej mnie wpędzić! Przy okazji też wyciągnąć pieniądze z mojego i tak chudego portfela!
Takie to są te lekarze, farmaceuty, bez zasad, bez skrupułów, byle tylko potencjalnego pacjenta złapać w pazury! Jak to te szpony pazerne wyciągają po ludzi, nienasyceni krwiopijce!
A te telefony do domu: moje nazwisko xxxx , dzwonię z kliniki xxxxx, pragnę panią zaprosić na bezpłatne badania mamograficzne/struktury kości/szyjki macicy/kręgosłupa...itd. A niech se te swoje badania w kapcie wsadzą! Ło! Tak niby z dobrego serca dzwonią? Z troski o pacjenta? NIE! Ale ja naiwna pierwsza nie jestem i przejrzałam ich NIECNE zamiary! Rzucam słuchawką i już! Jak zaczną we mnie grzebać, mnie badać, prześwietlać, to zara we mnie tysiąc chorób znajdą! Ja tam chce sobie żyć w spokoju, nic mnie nie boli, a jak mnie rozgrzebią, to kto wie co znajdą!..To znaczy...boli mnie, boli, ale ja na to uwagi nie zwracam! Moja babcia, jak ją głowa bolała, to się brała za pranie (a wtedy to robota na cały dzień - namoczyć, wyprać, wygotować, ufarbkować i wykrochmalić) i zaraz przechodziło, ło! I ja tak samo!
No, ale opowiem w końcu, bo mnie tak zagadujecie! Jakieś rogadane to towarzystwo po Świętach!
Szłam sobie do Biedronki. Przed Świętami. Niedziela to była. Przed Sylwestrem. Niby w niedzielę robić zakupy to nie bardzo...Zwłaszcza, że pokupowane w zasadzie wszystko, ale jakąś tam sałatę, co bądź....I kara za grzechy mnie spotkała!
Zrobiłam te zakupy, idę z siatami. Dwie siaty zapchane, ja zasapana, czerwona jak burak. Patrzę, apteka otwarta. A, sprawdzę - myślę sobie w swojej szalenie mądrej głowie, która o wszystkich pamięta - czy jest taki szampon Pharmacericsu, do suchej głowy, dla syna, żeby Upieżu nie miał! Bardzo skuteczny.
Weszłam. Dwie kobiety siedzą, nudzą się. Jedna to nawet miła, młoda, powiedziała, że szamponu nie ma, że będzie w przyszłym tygodniu i git. A ta druga...Wymalowana ropucha, siedzi sobie z boczku przy stoliku i zerka na mnie podejrzliwie. A ja nic! Żeby mnie choć chwyciło przeczucie jakie, to bym od raz babie nawtykała!
- Może zrobić pani darmowy pomiar ciśnienia? - spytała się wymalowana mrugając sztywnymi jak łapki much, rzadkimi rzęskami.
- Taaaak? - zdziwiłam się - TERAZ????
- No tak. Teraz. Zapraszam. - odparła prukwa.
- A to tak z dworu, to nie przeszkadza? - spytałam, bo słyszałam, że to trzeba odpocząc, zdjąć zegarek, uspokoić się, to wszystko ma znaczenie...
- Nie, proszę się rozebrać - zarządała kategorycznym tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
A ja, jak to cielę, zaczęłam rozsupływać szalik, zdejmować kapotę, stawiać siaty....
- No, sweter , też, jest za gruby! - ponaglała szantrapa.
Zdjęłam sweter, na próżno usiłując zasłonić moje piękne oponki w pasie i klnąc w duchu, na co mi TO było.
Usiadłam. Babsztyl z satysfakcją zaczął pompować. Aż mi ręka zdrętwiała. Zmierzyła.
- Kiedy pani ostatnio ciśnienie mierzyła? - spytała surowym dyszkantem, tonem oskarżyciela.
- Ze trzy misiące temu. Zawsze miałam normalne - odrzekłam zgodnie z prawdą - a nawet niskawe - dokończyłam.
- Proszę pani - kobieta zaczęła pogrzebowo, jakby miała mi zakomunikować bym się już zaczęła "zbierać" - ja też kiedyś miałam niskie, a pani jest w TAKIM wieku...- no tu już powoli zaczynałam odczuwać agresję.
- Mam 52 lata! - stwierdziłam spokojnie, czekając na wyrazy podziwu, że "nie wygląda pani".
- WIDZĘ - sucho skwitował babsztyl. Myślałam, że ją zdzielę!
- To nie są żarty. Powinna pani udać się do lekarza, tam pani dostanie skierowanie BO MI SIĘ TEN WYNIK NIE PODOBA! - dokończyła z tryumfem, a nawet zadowoleniem, ba, PONURĄ SATYSFAJCJĄ!
- Zawsze miałam NORMALNE! - rzekłam nieco poirytowanym tonem.
- A jaki ma pani ciśnieniomierz? - spytała wymalowana.
- Nadgarstkowy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To może go sobie pani...dać DZIECIOM DO ZABAWY!
No nieee, to już szczyt...
- No to ile mam w końcu?
- 152/94 - wysyczała złowieszczym tonem - a norma DLA PANI GRUPY WIEKOWEJ jest DO 150 na 90 dokończyła zgryźliwie.
Wielkie mecyje. Ze złości rozbolała mnie głowa. Wyszłam zabierając swoje siaty. Potem myślałam o mojej chorobie i czułam się coraz gorzej...W pracy sytuacja nieprzyjemna zrobiła swoje. Wyszłam z bólem głowy.
I tak to mnie załatwiła baba.
Teraz siedzę i myślę o swoim nadciśnieniu. Zmierzyłam moim domowym, nadgarstkowym przyrządem. 120/80.
I tak trzymać!
Niech żyje zdrowie!



3 komentarze:

Mariola:) pisze...

Hehehe Za wysokie ciśnienie?Zmienić ciśnieniomierz!Jeżeli nadal za wysokie!Kupić następny!:)))hehehe
No i tego będę się trzymać!:)))))))))))))

Anonimowy pisze...

Na ciśnienie,dobra woda z kiszonych ogórków...he he he he :)))))))

Margolcia pisze...

Gruśka, weź Ty kobieto swój nadgarstkowy ciśnieniomierz, idź do gabinetu zabiegowego niech Ci zmierzą tym manualnym, później Twoim i będziesz wiedziała, ile obniża ten nadgarstkowy ;)