piątek, 23 listopada 2012

Dracena



Gdy ją dostałam (chyba mogę o NIEJ pisać per ONA) miała nie więcej jak 20 cm plus "pióropusz".
Obejmowałam wtedy dość odpowiedzialne, lecz mało płatne (jak zwykle w moim przypadku) stanowisko kierownicze małej komórki w mojej instytucji...Przeniosłam się wówczas do innego pokoju i urządzałam się. Przyszła wtedy do mnie moja koleżanka i przyniosła mi kwiatek na "nowe gospodarstwo". Miły gest. Mały, ale jakże duszę radujący. Czy zauważyliście, jak cieszą takie drobne gesty od, w sumie, obcego nam człowieka? Taki bezinteresowny odruch serca...A niech będzie miło tej Gruszce, starej małpie - prawda, ile w tym serdeczności?
W każdym razie dracenka została i rozrastała się. Moja sytuacja się zmieniała, zmieniały się też władze nadrzędne i podrzędne, a...dracenka sobie spokojnie rosła, własnym tempem, bez zbytniego pośpiechu...Była świadkiem różnych sytuacji, czasem wesołych, a czasem..mrożących krew w żyłach. Oj, gdyby ona umiała mówić! Albo się czerwienić ze wstydem! Bo czasem ,to będąc świadkiem pewnych żenujących sytuacji, człowiek ma chęć się schować w mysią dziurę, a co dopiero taka mała dracenka...Choć wtedy kwiatek już nie był taki mały, przyrastał kilka centymetrów rocznie....Gdy osiągnęła słuszną wielkość, zabrałam ją do domu. Tam mogłam mieć na nią lepsze "oko". Mogłam ją myć, lepiej pielęgnować...Ona rosła i odwdzięczała mi się za opiekę swoją urodą. Najpierw stała na parapecie. Potem zaczęło jej się robić ciasno, przestawiłam ją na komodę. Ale tam miała zbyt mało światła. Sięgała już zresztą od poziomu komody do sufitu, o który zahaczała swoimi "piórkami". Postawiłam ją na kwietniku...Przez rok miała dobrze, ale nadal rosła. Kupiłam w Ikei taki drewniany kwietniczek na kółkach...Było w porzo przez jakiś czas...Ale ona ani myślała przestać rosnąć! Już miała ponad 2 metry! I rosła sobie dalej! MUSIAŁAM coś z nią zrobić. Wywaliłam ją na klatkę schodową, może ktoś się nią zaopiekuje....Ale gdzie tam! Długa "noga" zakończona "pióropuszem" nie wzbudzała opiekuńczych odruchów, nawet nikt nie chciał jej ukraść!
No i stoi tak do dnia dzisiejszego...Ma ok. 2,5 metra, wygięła się, mimo podparcia kijkami...
Tydzień temu zauważyłam, że ma "dzieciaka". A niech jej tam!

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Obetnij Gruś tej dracenie ten "dorosły" pióropusz, jest szansa, że dzięki temu obok tego "dzieciaka" wybije następny albo i parę - i Ci się rozkrzewi ta dracenka znów - ja tak robię z moimi ;o)

Margolcia pisze...

Się bidusia napatrzyła na bezeceństwa...to się jej i dzieciaka zachciało, nie ma dziwne ;)

Mariola:) pisze...

Odrzucona,pozbawiona serdecznej ręki zmizerniała bidula:(
Na pociechę więc wypuściła odnóżkę ,żeby ulżyć sobie trochę w tej samotności:))
Ale rzeczywiście trzeba ją uciąć ,a wtedy wypuści więcej "piórek":)))

Anonimowy pisze...

i pewnie "dziecka" z kokardka.Napatrzyla sie bidusia to teraz sama zapragnela.

Anonimowy pisze...

no i chyba tego dziecka jej zazdraszczasz bo ubiegla babke.