sobota, 17 listopada 2012

Miłość

Czym jest miłość? Wielu zadawało sobie to pytanie w przebiegu dziejów, zadaje i zadawać będzie zawsze...I wcale nie chodzi tu TYLKO o relacje męsko - damskie, takie typowe hmmm - hmmm ,bzyku - bzyku, stuku - puku, pitu - pitu, bara - bara, riki - tiki :) Tylko tak..ogólnie...
Teraz się MODNIE nazywa to CHEMIĄ. Ot, zaiskrzyło coś między nimi i CHEMIA zadziałała. I już biedacy, nic na to nie mogli poradzić, na tę chemię znaczy...Bo obecnie to się mówi, że trzeba iść za głosem serca, no bo jak niby inaczej? On - do tej pory dumny ojciec trójki dzieci, mąż, głowa rodziny. Ona żona, matka pięcioletniej Amelki...Ale ONI się ZAKOCHALI! Wszystko bez tE chemiE! Ta chemia usprawiedliwia wszystko, na tę chemię można zawsze zwalić swoją nieodpowiedzialność, brak przyzwoitości, swoją chęć do "wymiany na lepszy model", swoje znudzenie codziennością, swoje pragnienie nowych podniet, tzw. pauerA ,czy tam nowej "szansy życiowej". SZANSY!
Nie ma się co dziwić, że ta wyświechtana codziennością, widziana w zdrowiu, w chorobie, w zmęczeniu, czasem zła, ŻONA w porównaniu z tą NOWĄ, energiczną, wyfiokowaną, pachnącą i słodzącą, nie wytrzymuje konkurencji... Jeśli się nie patrzy przez pryzmat serca i odpowiedzialności, a tylko kieruje własnym egoizmem....Druga młodość, trzecie zęby, na karku szósty krzyżyk, ale...ostatecznie może mieć i siedemnaście, byle młodo wyglądała! Tak rodzą się CHORE związki z zasady. Mężczyzny siedemdziesięcioletniego, ale z grubo wypchanym portfelem i dwudziestopięcio letniej dzierlatki. Albo trzydziestoletniego macho bez kasy i sześćdziesięcioletniej dogasłej gwiazdy albo kobiety sukcesu nieźle zakonserwowanej, ale..dalej mającej sześćdziesiątkę, którą jednak WYRAŹNIE widać w sypialni po zmyciu tony "tynku" z twarzy.
A gdzie jest miłość, gdzie odpowiedzialność, gdzie poczucie obowiązku?
Wyjaśniam, ja nie mówię o patologiach - pije, bije. Nie mówię o tym, by trwać, kosztem siebie i często dzieci....Ja mówię o fanaberiach, o fantasmagoriach, o własnym egoiźmie, gdy myśli się TYLKO o sobie i o własnym szczęściu, które bywa zwyczajną ułudą, mirażem, fatamorganą.. I w dodatku bardzo często budowanym kosztem innych...
Były trzy przyjaciółki. Bywały u siebie, ufały, znały się od szkoły. Trzy papużki nierozłączki. Jedna po rozwodzie. Jedna niezamężna. Jedna szczęśliwa żona. I co? Ta rozwódka bez skrupułów odbiera męża tej mężatce. Powiecie, że musieli OBOJE TEGO chcieć? Owszem. Ale tu akurat inicjatorką była "przyjaciółeczka" bo...dlaczego ona ma mieć, a ja nie? Dotąd chłopu zawracała w głowie, aż dopięła swego...I już żadna lojalność czy przyzwoitość nie miała prawa głosu...A on? No cóż? Nowa, INNA, za rok okaże się, być może, ta zamiana z serii "zamienił stryjek siekierkę na kijek", facet spadnie z deszczu pod rynnę, wpadnie jak śliwka w kompot i..obudzi się z ręką w nocniku...I będzie już za późno, pozostanie żal i rwanie resztek włosków z mocno już przerzedzonej czupryny...Opadną zmysły, błyśnie światło - jak w piosence..Idylla nie będzie trwać wiecznie, a królewicz okaże się wcale nie znów takim królewiczem, tylko kalesoniarzem w śmierdzących skarpetkach, czkającym po jedzeniu i śmierdzącym papierochami. A ona miast królewny - zwyczajną gęsiarką, baaaa nawet gęsią, z wytłuszczoną, grubo nasmarowaną kremem twarzą i szpileczkami tylko na wielkie wyjścia (a on myślał, że te szpilki to z nią zrośnięte, a tu w świetle dnia i giganty haluksy się pokazały). That is life :))))
A miało być o miłości...Bo miłość jest jak chleb. Nie przejada się nigdy. Czasem ma smak razowca, czasem wykwintnej bułki z ziarenkami, czasem jest tym gorącym, wiejskim bochenkiem wyjętym dopiero co z pieca, a czasem mocno czerstwym, ale jeszcze zjadliwym ostatnim kawałkiem zwykłego, najtańszego pieczywa...Ale zawsze , jakiby ten chleb nie był, nie przeje się, bo to on jest podstawą naszego bytu...Miłość jest też jak woda i powietrze..Bo tylko ten, kto czerpie z tego bogactwa codziennie, rozwija się, ubogaca duchowo, wzlatuje jak ptak w najwyższy nieboskłon aż do słońca...I nie zastąpi tego złota żaden tombak, ani inny stop, czy kruszec...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kochać, jak to łatwo powiedzieć...

:*** <3

Anonimowy pisze...

Chleb-miłość ...
Dobrze że to napisałaś Grusiu :)

Mariola:) pisze...

Nikt nigdy nie zrozumie miłości!:)))
Ja również nie wierzę w miłość między ludźmi, których dzielą dekady!:)