sobota, 10 listopada 2012

Sobota

Dziś jest koło niedzieli. Znaczy - sobota. Bo sobota jest przecież koło niedzieli, co nie? Pospałam sobie, zwloklam się, włączyłam białe, zrobiłam się na bóstwo - znaczy toaleta, te sprawy...Wiecie jakie są dezodoranty u Ruskich? Nie? No to Ruski pije szklankę spirytusu (bez zagrychy) i chuch pod jedną pachę i chuch pod drugą. No! W ogóle to Ruskie to mają podobnież głowy do wódki, nie to co tacy np. Japończycy. Ci to od samego powąchania padają. Oni mają swoje sake - z ryżu, ale za słabi są na jakąś tam Żubrówkę, Wyborową czy Cytrynówkę. Albo i Parkową. Znam jednego miłośnika Parkowej. Popija ją Kubusiem o smaku kiwi. Ale to jest smakosz i znawca wielki...No i wierny zwolennik:)
No więc sobota. Mój Miś na śniadanie czeka. Bo najlepiej lubi śniadanko z mojej rączki. Wiem o tym. Dziś serwuję paróweczki z keczupem i sałatkę z ogórków,  makaronu, pęczka pachnącego koperku ,czosnku zeszklonego na patelni , kukurydzy i majonezu. Będzie pomrukiwał zadowolony, już ja go znam. Lubi sałatki. A propos koperku. Na bazarku podchodzi staruszeczka w moherowym berecie do stoiska z warzywami. Choża dziewoja za stoiskiem, rumiana na pychu, handluje zapamiętale.
- A ten koperek pachnie? - pyta nieśmiało staruszka
- Pachnie, pachnie - odpowiada poirytowana dziewczyna - tylko NIE WIEM CZY PANI UMIE WĄCHAĆ!
No to co to ja? Aha, śniadanko z mężem. Dzieci śpią. Zmęczone po nocnych eskapadach...Ot, młodość...A niech sobie szaleją, młodość musi się wyszumieć. Szczególnie że to chłopczyki. Duże chłopczyki. To kiedy się wyszumią, jak nie teraz? Moja krew, moja kość!
No to śniadanko. Paróweczki pyszne, wieprzowe. Tłuściutkie grubaski, jak za dawnych czasów Gomółki, troszkę tamte, pamiętane z dzieciństwa smakiem przypominają. Tylko tamte się obierały kiepsko. Mój mąż czasem je techniką wysysania. Nie wygląda to elegancko, ale on tak lubi i koniec! Dom nie jest więzieniem, a człowiek w nim musi czuć się dobrze. Ale dziś dobrze zagrzałam te parówy, bo lubię takie gorące. No i na parówce pękła folia. Czyli wysysania nie będzie! Pięknie śniadanko uszykowałam i niosę mężowi.
- Widzisz SAMA SIĘ ROZEBRAŁA! Bo dobrze rozgrzana. JAK DOBRZE ROZGRZANA TO I SAMA SIĘ ROZBIERA! - kończę znacząco.
- Czy mały Miś sobie za dużo nie wyobraża? - pyta z przebiegłą minką mój ślubny..

Brak komentarzy: