piątek, 9 listopada 2012

W kolejce za rybOM:)

Buda taka jest koło nas. Z rybami. W zasadzie to tzw. sprzedaż obwoźna, z samochodu. Przywożą te rybkę znad morza. W samochodzie czyściutko, wszystko świetnie zorganizowane, wyposażenie ekstra, wiadomo, normy unijne, Sanepid , te rzeczy...A mniamuśna tam rybka je, bo to i sandacz i łosoś i pstrąg i troć i sielawa i..nawet rekina mają. Mrożone te rybki i świeże. Wędzone i niewędzone. Śledź w postaci wszelakiej: tradycyjny, wiejski, cymes po żydowsku, w śmietanie, po kaszubsku, salsa...Dalej mamy dorsza z ananasem, rybkę po grecku, sałatki różne z dodatkiem ryPki, kotlety, krokiety, szaszłyki...W piątek zawsze kolejka za rybOM, wiadomo POST, a Polacy naród pobożny i przywiązany do tradycji. Jednak. Wbrew temu, co się mówi. Przynajmniej to starsze pokolenie...Poszłam z małżem. Same baby w kolejce, sprzedawczyni też baba. Mąż ustawił się grzecznie za mną i robi sztuczny tłok, nie wiem po co...Komentuje wszystko szeroko i wylewnie. Wstyd jak diabli. Będzie tu bajdurzył - myślę sobie i zaczynam go uciszać: cicho już bądź, cicho, coś się tak rozgadał?!!!! Najpierw nastąpił atak z góry, oczywiście na mnie. Ze strony mojej ZNAJOMEJ (!) sprzedawczyni. To zdrajczyni jedna! Żmija na mojej mizernej piersi i mojej krwawicy i moich ciężko zapracowanych pieniądzach, co to je u niej TRACĘ, WYHODOWANA!!!!Stała na górze w tym swoim kantorku, jak na ambonie albo na trybunie jakiej, a kolejka w dole przy gablocie. No i dalej jazgotać na mnie:
- Pani NIE UCISZA! Pani się da mężowi wypowiedzieć , coś wybrać!
W morde jeża - myślę sobie, już i tu cFaniaczek zza Buga znalazł fanki swoje! Noooo, by taka jedna z drugą ,pokraka, z nim pomieszkała, to by zobaczyła jaki ja mam krzyż! Ale tak najłatwiej, cudzemu chłopu się podlizywać!
A mój staruszek, W TO MI GRAJ! Pewnie się poczuł, nadął jak indor i coraz śmielej nadaje!
Akurat jakaś niewiasta pytała o KALMARY i KREWETKI, czy są.
- A nie będzie toto na panią patrzeć z talerza? - rzucił mój mąż
Baby w śmiech. Jak to niewiele takim kobitom do szczęścia potrzeba, byle portki! Tfuuu!
No, dochodzimy. Wybieram te sałatki, kotlety rybne, takie tam...Nie było ryby greckiej.
Pani podała mi kwotę należności. Grzecznie wydłubuje z portmonetki końcówkę 3 złote, 55 groszy, żeby łatwiej było wydać. Mój mąż cały czas z tyłu napiera. Kiedy się męczę z tym drobniakami, on gestem milionera rzuca ostentacyjnie 5 groszy na szklany talerzyk do moich pieniędzy. No szczyt bezczelności!
Zła jestem, rachunek mi pomylił. A ten jeszcze bajdurzyć zaczyna. Myślałam, że te baby co czekają za nami w kolejce zlinczują tego nudziarza, ale gdzie tam! Całe  w skowronkach, zachwycone dowcipem mojego męża! Skandal!
- Dobrze, dobrze, niech ma też jakiś wkład w rachunek! (te 5 groszy znaczy!!!)
Baby rechoczą wniebowzięte, ja szturcham męża, ale on udaje, że nie wie o co chodzi...No i na szczęście odchodzimy już od stoiska, koniec męki.
- Więcej cię nie wezmę! - grożę małżu
- Hehe chciałem jeszcze powiedzieć, że żona zabrała mi WSZYSTKIE PIENIĄDZE, to by mnie te kobiety żałowały, a ciebie to by pewnie ZLINCZOWAŁY! - stwierdza z tryumfem mój ukochany.
Et, gUpie babony! Phhhhhiiiiiii!!!!!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zazdrośnica...Zazdrośnica ....:P
:))))))))

(Q)(Q)