niedziela, 4 listopada 2012

Krysia

Krysię poznałam dawno temu, przy piaskownicy, gdy nasze dzieci były małe...Miała jednego synka. Ma...
Marcin był niesamowicie żywotnym dzieckiem. Rodzice nie mogli dać sobie z nim rady, nie usiedział chwili spokojnie i wiecznie coś kombinował. Gdy umęczeni rodzice, będąc u kresu wytrzymałości psychicznej, zamknęli go na moment "na postrach" w łazience, malec zdążył popsuć im programator w pralce automatycznej, takie zdolne było z niego dziecko! Marcinek jako stały pacjentem chirurgi, posiadał na swoim małym ciałku wiele "pamiątek" jego wyczynów, szram o różnej wielkości. Nie był to efekt złego pilnowania i braku nadzoru, lecz wyjątkowej pomysłowości chłopczyka.
Marcinej rósł, ale temperament mu pozostał. Uroczy chłopiec, niewysokiego wzrostu, miał niesamowite powodzenie u płci przeciwnej. Miał ciekawą osobowość i był nad wyraz zdolny. Chyba po rodzicach, bo rodzice otrzymali należyte wyższe wykształcenie. Z łatwością dostał się do najlepszego liceum i klasy kończył z łatwością ze świetnymi wynikami. Krysia i jej mąż, Maciek kochali swojego jedynaka i zaspakajali większość jego zachcianek, zresztą było ich na to stać...Jako patrioci wpajali synowi patriotyzm i miłość do Ojczyzny, co zaowocowało jego wyjątkowym zainteresowaniem historią, zwłaszcza Polski. W klasie maturalnej nagle odechciało mu się chodzić do szkoły. Tak po prostu. Mądry zdolny chłopiec doszedł do wniosku, że ma inne priorytety, niekoniecznie naukę. Nie przystąpił nawet do matury, gdyż nie został do niej dopuszczony. W tym czasie poznał kolejną dziewczynę...Krysia była zrozpaczona, że jej jedynak nie spełnia pokładanych w nim nadziei i w zasadzie zbyt wielkiego pożytku z niego nie ma...Ano, z dzieciakami bywa różnie..Czekała aż zmądrzeje...
W tym czasie zachorował Maciek. Rak trzustki. Bardzo poważna sprawa. Terapia, leczenie. Krysia codziennie się modliła w kościele o zdrowie dla Maćka. Jej mężowi usunięto "głowę" trzustki, pół żołądka, część jelit...Ale żył. Przeszli razem drogę przez mękę...Maciek wrócił do sił. To był prawdziwy cud. Wrócił też do swojej dobrej pracy. Powoli wszystko zaczynało "wychodzić na prostą". Marcinek ponownie znalazł się w szkole, bez trudu zdał maturę, potem dostał się na bardzo atrakcyjne, wymarzone studia. Nareszcie pojawiło się "światełko w tunelu". Cieszyłam się razem z Krysią. Zawsze Krysię podziwiałam za dobroć charakteru, inteligencję i urodę. Z Maćkiem tworzą wspaniałe małżeństwo. Tacy ludzie są w stanie "przejść" razem wiele problemów...
Zbliżało się lato. Od choroby Maćka minęły już dwa lata, wszystko szło dobrze, badania miał wspaniałe. Żona jest dla niego najlepszym przyjacielem. Nie mają problemów finansowych, mieszkanie, dobry samochód..Planowali wyjazd we wrześniu..Do ciepłych krajów...Nie w każdej firmie można mieć urlop w lipcu. Wiedziałam, że przez jakiś czas ich nie będę spotykać, był wrzesień...
Spotkałam ich przypadkowo...Na ulicy.
- O! Krysia! Maciek! Kopę lat! Widzę, że już wróciliście! Jak tam na wyjeździe? - cieszyłam się, że w końcu są
- Nie wyjeżdżaliśmy - z bladym uśmiecham zażenowania odpowiedziała Krysia
- Jak to? - zdziwiłam się
- Byliśmy w szpitalu...
- A co się stało? - spytałam z przerażeniem myśląc automatycznie o Maćku
- Marcin...Ma nowotwór..Jelit..Już jest po operacji...

Brak komentarzy: