wtorek, 6 listopada 2012

Nasze kochane zwierzątaka

Kiedyś dawno temu był Kreks. Świnka morska płci samczej. Może to i głupie, ale..daliśmy świnkowi do wyboru różne potrawy. Co będzie najchętniej jadł. W małych nakręteczkach..Świnka morska (Cavia porcellus) jest zwierzątkiem pochodzącym z Ameryki Południowej, typowy roślinożerca – żywi się głównie ziołami, sianem, ewentualnie zbożem, podawanie jakichkolwiek produktów pochodzenia zwierzęcego – jest zabronione!...Nasz Kreks wybrał..rosół z makaronem i szynkę:) Oczywiście jadł to sporadycznie. Miałam wtedy kilkanaście lat i zrobiłam mu kamizelkę na szydełku. Kiedy zakładałam Kreksiowi to gustowne ubranko, które było w rzeczywistości czymś w rodzaju opaski, świnek puszczał się w "świński galop" przez pokój, gubiąc się przy okazji  "garniturek". Ot, niewdzięcznik! Lubił siadać mojej mamie na stopach, gdy stała w kuchni. Biedaczka, nie mogła się ruszyć. Dożył sędziwych lat.
Były też chomiki. Bardzo ruchliwe, przegryzały nawet metalową kratę w klatce. Niestety, nie są to zwierzątka długowieczne. Ostatniego mieliśmy ponad 10 lat temu, mój syn nazwał go po prostu Chomisiem. Był też kanarek Maciuś. Strasznie pryskał gdy się kąpał. I te trele! Fantastyczne. Dalej dwie świnki - Tomek i Romek. Tomek - uroczy, uwielbiał wygrzewać się w lekkim słońcu, łaził za moim synem jak pies. Gdy zdechł, była wielka pustka, więc zaraz pojawił się Romek, ale to nie było to...Bardzo podobny z wyglądu, nie miał jednak już fantazji i charyzmy Tomcia..Były też dwa króliki - miniaturki. Bo dwoje dzieci. Kupiliśmy je ośmiotygodniowe. Najpierw Puszka - gładkowłosego, koloru kawy z mlekiem, na drugi dzień - baranka z jednym uszkiem stojącym, a drugim klapniętym niczym indiańskie pióro, o sierści koloru orzecha. Mąż nazwał go Apaczem. Właśnie przez te uszy, które zresztą później oba oklapły w sposób charakterystyczny dla tej rasy..Króliczki pochodziły z jednej hodowli, przebywały w jednej klatce. Myśleliśmy, że się "dogadają". Niestety, rozdzielenie kilkunastogodzinne królików spowodowało, iż zapomniały swój zapach i stały się najzacieklejszymi wrogami walczącymi o terytorium. Pierwsze ich "bliskie spotkanie trzeciego stopnia" było katastrofą. Rzuciły się na siebie , a ich zachowanie nie pozostawiało cienia wątpliwości, że będą się bić dotąd, póki jeden nie zagryzie drugiego. A króliki nie przebierają w środkach, potrafią nawet odgryźć  wrogowi genitalia...Trzeba więc było puszczać je osobno. Próbowały poprzegryzać kable, poszarpały chodniczek w przedpokoju, ale w sumie były urocze. Na sentyment z ich strony raczej jednak nie było co liczyć...Faceci! Dożyły długich lat w stuprocentowym zdrowiu. Puszek odszedł mając lat 8, Apacz - 10.
Od tej pory nie chcę zwierzątek, zbyt przeżywam ich odchodznie. Mój brat wziął niedawno ze schroniska sunię. Wabi się Magdalena. Przyzwyczajona do boksu załatwiała się tam, gdzie stała..Teraz już jest trochę lepiej. Podobno "obrąbała"rękaw futra. Futro chyba się wietrzyło i Magdalena je wyczaiła. Widać łowna:) Może poczuła grubego zwierza? Fakt, że rękaw "objedzony". Kot przynosi  myszy w prezencie...Z wdzięczności chyba... Mądre zwierzę, dzieli się zdobyczą...


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Chyba większość z nas miało zwierzątka które wspomina z sentymentem?:)))))

Marlin:)

Anonimowy pisze...

To zdjęcie...hmmmmm..
Ja nie wiem;szczerze,nie wiem ja co mam zrobić :(
Rozpłakać się ,czy dostać ataku śmiechu...:DDD

Anonimowy pisze...

Wyjaśnić,muszę ja...:)
Co do komentu mego o fotce;
Płakać,bo króliczka szkoda,Ty mu uszka ukradłaś...:)))
Padać ze śmiechu,bo ta mina jest niesamowita:)
To na tyle i,aż tyle :DDD

gruszka pisze...

O, jeśli chodzi o robienie min to możecie na mnie liczyć:))))))))